Dariusz Tuzimek: Czy Cristiano Ronaldo – piłkarz, którego zasług i klasy sportowej nikt nie kwestionuje – nie stał się obecnie ciężarem dla reprezentacji Portugalii? W meczu ze Słowenią zachowywał się tak, jakby to był mecz Słowenia vs. Cristiano, a koledzy z kadry byli jedynie skromnym dodatkiem do jego indywidualnego pojedynku z rywalami.
Grzegorz Mielcarski, były reprezentant Polski, w trakcie kariery występujący m.in. w lidze portugalskiej: Tak, coś w tym jest. Cristiano zachowywał się w tym meczu, jak chłopcy na podwórku, którzy krzyczą: "ja pierwszy wszystko", chcąc sobie zaklepać prawo do wykonywania wszystkich stałych fragmentów gry. Tyle tylko, że to są mistrzostwa Europy, naprawdę poważne zawody. Ronaldo od lat był niekwestionowanym liderem kadry Portugalii, ale teraz zbyt daleko to poszło. Jego zachowanie stało się nieznośne, trudne do zaakceptowania. Drużyna to jest zespół, grupa ludzi, w której każdy ma swoją rolę do odegrania, ale też każdy zasługuje na taki sam szacunek. Jeśli Cristiano wykonuje cztery czy pięć rzutów wolnych, nie trafia w bramkę z każdego z nich, ale przy kolejnej okazji znów podchodzi, to tutaj nie ma mowy o team spirit, o pracy zespołowej. W tym znaczeniu Ronaldo rzeczywiście zaczyna tej drużynie ciążyć.
ZOBACZ WIDEO: "Prosto z Euro". Cristiano Ronaldo pokazał ludzką twarz. "Jest w porządku gościem"
Mam wrażenie, że inni dobrzy piłkarze, tacy jak Bernanrdo Silva, Bruno Fernandes czy Vithina, nie biorą na siebie odpowiedzialności, bo większość podań to są zagrania do Ronaldo. Oni nawet nie podchodzą do piłki przy rzutach wolnych…
Bo wiedzą, że Cristiano im jej nie da. On pierwszy wyciąga ręce po piłkę. A przecież te strzały z wolnych – w meczu ze Słowenią – były jednak niecelne. Jest to irytujące. A skoro nas to irytuje, to można też założyć, że irytuje także jego kolegów z drużyny. Piłkarze, których pan wymienił też grali przy Ronaldo słabiej, na pewno poniżej własnych możliwości. Cristiano ma w zespole szacunek, ale ma go też na przykład doświadczony Pepe. A wokół stopera Portugalii aż takich kontrowersji nie ma. Na Ronaldo młodsi koledzy z drużyny patrzą już trochę z przymrużeniem oka i – tak mi się wydaje – z oczekiwaniem, kiedy on w końcu odda reprezentację w ich ręce. Tyle że on sam nadal nie jest na to gotowy. Nie podobało mi się, że kiedy w meczu z Gruzją był zmieniany, kopał za linią butelki z wodą, by pokazać, jak jest rozczarowany, jak jest niezadowolony z wyniku. A co? Jego koledzy byli zadowoleni? Niektórzy odebrali to kopanie butelek jako taki przekaz, że Cristiano jest niezadowolony z drużyny, z kolegów, z trenera. Takie zachowania są mu zupełnie niepotrzebne.
I zdaje się, że on traci sporo sympatii kibiców. Po meczu ze Słowenią, w którym CR7 przestrzelił tyle rzutów wolnych, nie wykorzystał karnego i się popłakał, on wychodzi do mediów i mówi, że "nawet ten najsilniejszy może mieć gorszy dzień". Ma na myśli oczywiście siebie, sam siebie definiuje jako tego najsilniejszego. Czyli on w ogóle nie wyciąga żadnych wniosków. Jest zakochany w sobie, i to z wzajemnością. A ja bym po nim oczekiwał raczej tego, że Cristiano – mając świadomość upływającego czasu – inaczej zdefiniuje swoją rolę w drużynie, jako ktoś, kto wprowadza młodszych kolegów w wielki futbol, dzieli się doświadczeniem, pomaga, otacza opieką itd.
No właśnie. Mnie też ta jego wypowiedź nie przypadła do gustu. Ci naprawdę wielcy nie muszą podkreślać, że są wielcy, bo wszyscy to wiedzą. Na dodatek na boisku to młodsi koledzy pocieszali Cristiano, gdy ten zalał się łzami po niewykorzystanym rzucie karnym. To coś nowego, bo przecież reprezentacja Portugalii przez całe lata przyzwyczaiła się do tego, że widzi w Ronaldo lidera. Kogoś, kto - gdy drużynie nie idzie - weźmie na siebie odpowiedzialność za wynik, doda kolegom pewności, otuchy. Tymczasem to on wymagał opieki, wsparcia i troski młodszych partnerów. Chociaż też bądźmy sprawiedliwi w ocenie CR7 na tym turnieju, bo przecież w meczu z Turcją, przy golu na 3:0, wyłożył piłkę do pustej bramki Bruno Fernandesowi, a przecież sam mógł zaliczyć swoje pierwsze w turnieju trafienie. Takiej właśnie postawy bym od Cristiano oczekiwał w kolejnych meczach turnieju, bo liczę, że on wyciągnie wnioski po meczu ze Słowenią.
Trener Roberto Martinez potrafił okiełznać ego piłkarzy w reprezentacji Belgii, gdzie też było sporo rozkapryszonych gwiazd, ale chyba trudno mu zapanować nad zawodnikiem, który w Portugalii jest już pewnie większą legendą niż sam Eusebio.
To są dzisiaj już dwie porównywalne wielkie legendy futbolu w Portugalii. Nie ma chyba takiej siły, która by posłała Cristiano na ławkę i pozwoliła drużynie wyjść na boisko bez niego w pierwszej jedenastce. Trener Martinez też – przynajmniej póki co – nie jest w stanie tego zrobić. On wręcz deklarował, że będzie budował reprezentację nadal wokół Ronaldo. Selekcjoner Portugalii nie ma łatwo. Jeszcze niedawno media – zachwycone grą Portugalii w eliminacjach – pisały, że Martinez stworzył nie reprezentację, ale wręcz potwora, a CR7 jest wielki i niezniszczalny. Dziś widać jak bardzo to były tezy na wyrost. Mam do Cristiano wielki szacunek jako do sportowca i człowieka, no ale trzeba wiedzieć, kiedy ze sceny zejść. Moim zdaniem to, co się stało w meczu ze Słowenią było niepotrzebne, bo on nie zasłużył sobie przebiegiem swojej kariery na to, by zostać memem. Cristiano robi wiele dobrego dla ludzi, jest bardzo aktywny w działalności charytatywnej, więc absolutnie zasługuje na wielki szacunek. No, ale tu rozmawiamy o nim wyłącznie jako piłkarzu, na tu i teraz. Oceniamy jego formę na Euro 2024, a ta jest daleka od ideału.
Czemu Portugalia gra poniżej swoich możliwości i poniżej oczekiwań?
Problemów w drużynie jest sporo. Trwa np. dyskusja o roli Rafaela Leao w drużynie. Moim zdaniem on nie powinien grać na lewym skrzydle. Nie pasuje tam i nie ma dobrego dośrodkowania. Lepiej by się w tym miejscu sprawdził Francisco Conceicao, ale wchodzimy w szczegóły, a tu podstawowe pytanie jest takie, komu oni te piłki mają wrzucać. Cristiano nie jest klasyczną "dziewiątką", on ucieka poza pole karne i już ma problemy z wygrywaniem pojedynków w powietrzu. Widać, że jest potencjał w tej ekipie, ale ona nie miażdży rywali. Z Czechami wygrali 2:1, ale to były męczarnie. Przy całym szacunku do Gruzji, ale Portugalia nie może sobie pozwolić na porażkę z taką drużyną. Nawet jeśli wychodzi na boisko w rezerwowym składzie. W meczu ze Słowenią ogromny błąd popełnił w dogrywce również Pepe, ale na szczęście dla niego nie wykorzystał wielkiej szansy na gola Benjamin SeSko. Można powiedzieć, że obu weteranów – Cristiano i Pepe – uratował bramkarz Diogo Costa swoimi kapitalnymi interwencjami.
Jak pan widzi dalsze losy Portugalii na Euro 2024? Czy ten zespół jest w stanie pokonać w ćwierćfinale Francję? Czy wierzy pan, że trener Martinez przebuduje ten zespół?
On go na pewno przebuduje, ale już nie teraz. Dopiero wtedy, gdy nie będzie już w reprezentacji Cristano. Wtedy zobaczymy autorski zespół Martineza, ale na tym turnieju to jeszcze nie jest możliwe. Natomiast to, co już widzę i co mi się podoba, to sposób, w jaki Portugalczycy w meczu ze Słowenią grali po stracie piłki. Bo z piłką przy nodze to oni zawsze potrafili robić cuda. Gorzej było, gdy ją tracili. Nie zawsze chciało im się harować w defensywie, nie zawsze chciało się wracać pod własną bramkę. A w meczu ze Słowenią, który generalnie im nie wyszedł, ten element właśnie im zagrał. Oni po stracie piłki wracali do ustawienia jak reprezentacja Niemiec i to jest taki mały szczegół, na którym kibice portugalscy mogą budować trochę optymizmu przed meczem z Francją.
Rozmawiał Dariusz Tuzimek