Organizacyjna porażka USA podczas finału Copa America. Czy mamy się czego obawiać przed mundialem?

Getty Images / Maddie Meyer / Na zdjęciu: kibice Kolumbii
Getty Images / Maddie Meyer / Na zdjęciu: kibice Kolumbii

Copa America było dla USA próbą generalną przed organizacją mundialu. Próbą, którą za sprawą finału, trudno uznać za udaną. Czy mamy się czego obawiać? - Jak im coś nie wychodzi, to kolejnym razem robią to już lepiej - uspokaja Bartłomiej Rabij.

Wyważone bramy, wspinaczki po murach, wchodzenie do wentylacji i gonitwy ze służbami porządkowymi po całym obiekcie. Obrazki sprzed finału tegorocznego finału Copa America mogły naprawdę szokować.

Ostatecznie starcie Kolumbii z Argentyną opóźniło się o niemal 1,5 godziny, a jakby tego było mało, organizatorzy postanowili za nic mieć futbolowe prawidła i fakt, że przerwa między pierwszą a drugą połową powinna trwać 15 minut, organizując niemal półgodzinny koncert Shakiry. Czy podobnych ekscesów możemy spodziewać się także w trakcie nadchodzącego mundialu, który w 2026 roku odbywać się będzie właśnie na terenie Stanów Zjednoczonych oraz Kanady i Meksyku?

- Organizacyjnie Amerykanie sobie poradzą. Spójrzmy chociażby na rozwój ich piłki nożnej. Oni coś robią i jak to nie wychodzi, to następnym razem wychodzi to już lepiej. Pamiętajmy też, że USA ma na koncie chociażby organizację wielu igrzysk olimpijskich. Zresztą w 1994 organizowali już mistrzostwa świata. Podobnie jak Meksyk w 1986 i 1970. To są takie kraje, które szczerze powiedziawszy znają się na tym lepiej od nas - uspokaja w rozmowie z WP SportoweFakty Bartłomiej Rabij, specjalizujący się w południowoamerykańskiej piłce.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: jak się żegnać, to z przytupem. Klopp nieźle zaszalał!

Show dla Amerykanów

I o ile jeszcze sytuację z ogromną rzeszą kolumbijskich kibiców szturmujących mury Hard Rock Stadium można tłumaczyć jako rzecz niezależną od organizatora (choć lokalne służby powinny być dużo lepiej przygotowane), o tyle już przeciągnięcie przerwy w trakcie najważniejszego spotkania turnieju było uczynione z pełną premedytacją. Wiadomość o tym, że występ Shakiry zakontraktowano na 25 minut wypłynęła bowiem jeszcze przed pierwszym gwizdkiem sędziego.

- Wcześniej karano nas za to, że spóźnialiśmy się na boisko z szatni, a teraz specjalnie nas tam przytrzymują? Piłkarze w tym czasie "stygną", to wbrew sportowi - grzmiał selekcjoner Kolumbijczyków Nestor Lorenzo.

- Mi całe to show nie jest potrzebne, przebrzmiali artyści, płomienie za bramką… Po co to? Mi energię daje sam futbol. To Amerykanie się nudzą. Oni potrzebują co 5 minut przerwę. Oni często połowę spotkania spędzają poza trybunami - komentuje Bartłomiej Rabij.

Czy jednak podobnych "atrakcji" powinniśmy spodziewać się także w trakcie nadchodzącego mundialu?

- Już sama godzina, o której odbywał się finał Copa America pokazywała, że to nie był turniej skierowany do widza europejsko-azjatyckiego. To był turniej dla kibiców z Ameryk. Po prostu zrobili imprezę dla swoich. Mundial natomiast będzie dla wszystkich - odpowiada Rabij.

Nie pierwszy test Stanów

Tegoroczne Copa America było jednym wielkim eksperymentem przez sam fakt, iż zdecydowano się połączyć mistrzostwa Ameryki Południowej z Północną.

- Dla mnie sama idea połączenia się z CONMEBOL to jedyna szansa na przetrwanie Copa America. Sam turniej bowiem robiony jest z grubsza w tym samym czasie, co mistrzostwa Europy po to, aby mieć także jakiś produkt dla swojego odbiorcy. W tamtejszych serwisach sportowych dużo więcej miejsca poświęcało się Euro niż Copie. Tamtejsi najlepsi zawodnicy występują na co dzień w Europie, jeżeli Brazylijczyk chce obejrzeć najlepszych Brazylijczyków, to włączy sobie ligę angielską, hiszpańską czy włoską. Oglądalność wydarzeń latynoamerykańskich drastycznie spadła. I to jest powód dlaczego decydują się na takie rozwiązania - wyjaśnia nasz rozmówca.

USA jednak nie po raz pierwszy w ostatnich latach stanęło przed wyzwaniem organizacji wielkiej piłkarskiej imprezy. Już w 2016 roku Stany organizowały Copa America Centenario, która podobnie jak tegoroczna impreza, cieszyła się ogromnym zainteresowaniem jeżeli chodzi o fanów na trybunach.

- Żadne Euro nie miało startu do tego turnieju. Tam średnia widzów na mecz wynosiła około 50 tysięcy. Pamiętajmy, że w Stanach samych Latynosów mieszka 55 milionów. Tam zapełnienie stadionów to nie jest problem - podkreśla Rabij, zwracając przy tym uwagę na inną kwestię.

- Problemem może być jednak budowa tamtejszych stadionów. Boiska są tam węższe, przez co drużyny grające szeroko mogą mieć problem. Łatwiej tam się bronić, sprzyja to drużynom nastawionym na defensywę - dodaje.

3 Europy

Czy zatem na dwa lata przed najważniejszą piłkarską imprezą na świecie mamy powody do zmartwień? Z jednej strony obrazki z zakończonego właśnie finału Copa America nie napawają optymizmem, z drugiej faktycznie Stany Zjednoczone jak mało jakie państwo jest doświadczone w organizacji wielkich imprez sportowych.

- Zawsze można też mówić, że hordy jakichś ludzi wtargnęły do Kapitolu, czy też jak ostatnio, ktoś strzelał do kandydata na prezydenta. Z perspektywy Polski my mamy inne spojrzenie, żyjemy w bardzo spokojnym kraju - kontruje Rabij.

Nasz rozmówca zwraca też uwagę na fakt, że sama organizacja turnieju może być dla USA dużo mniejszym obciążeniem, niż dla niektórych wcześniejszych gospodarzy, podając tu przykład Brazylii.

- Podczas mundialu w Brazylii pisałem, że to będzie klęska dla samej Brazylii, że goście wyjadą z imprezy, a bałagan zostawią gospodarzom. I tak też dzisiaj to wygląda. Stadiony stoją puste, autostrady są niepokończone. Amerykanie są bardziej pragmatyczni. Oni nie zrobią nic ekstra ponad to, co konieczne. To tak jak z miejscem, w którym odbywają się Oscary. Oni tam malują jedynie ten fragment przestrzeni, które obejmuje oko kamery - tłumaczy.

Czy zatem nadchodzący mundial budzi w naszym rozmówcy jakiekolwiek obawy?

- Jedyne co mnie martwi, że po Katarze, gdzie mieliśmy mecze, które odbywały się w takich odległościach, jakby to było w poszczególnych dzielnicach Warszawy i bez większego problemu można było obejrzeć nawet dwa mecze dziennie, teraz dostaniemy mecze od Toronto przez Boston po Guadalajarę. To jest powierzchnia jak 3 Europy razem wzięte. Dla mnie to szokujące, że ktoś w ogóle wpadł na taki pomysł - podsumowuje.

Pierwsze spotkanie mistrzostw świata 2026 odbędzie się 11 czerwca na stadionie Estadio Azteca w Meksyku. Finał z kolei zaplanowano na 19 lipca na obiekcie MetLife Stadium w New Jersey.

Bartłomiej Bukowski, WP SportoweFakty

Czytaj także:
Anglik może trafić do Atletico
De la Fuente broni Mbappe

Komentarze (0)