Źródełko w ludzkich sercach
Oderki nie byłoby bez pasjonatów, którzy podjęli się gigantycznego zadania przygotowania w krótkim czasie klubu do startu w IV lidze. Opiekun strony internetowej Odry, masażysta I drużyny, dziennikarz lokalnej gazety czy szef stowarzyszenia kibiców to tylko kilka przykładów osób zaangażowany w odbudowę piłki na gruzach zasłużonego, lecz zdemolowanego przez nieudolne zarządy klubu. Punktem kulminacyjnym ich wspólnego wysiłku było zarejestrowanie 15 czerwca Oderki Opole, której pierwszym prezesem został Mariusz Gnoiński, dotychczas trener odnowy biologicznej w upadłym zespole. Wraz z nową nazwą przy Oleskiej wróciła atmosfera i klimat dla piłki, pojawili się pierwsi sponsorzy, a miasto przekazało sporą dotację. Wśród ogólnej aprobaty dla działań nowego zarządu, OZPN-owi nie pozostało nic innego jak umożliwić Oderce rozpoczęcie rozgrywek nie od C klasy, ale od IV ligi. Trzon kadry mieli stanowić wychowankowie Odry i piłkarze z regionu, u których najważniejsze miało być serce do gry i emocjonalne przywiązanie do niebiesko-czerwonych barw.
W zespole znaleźli się zawodnicy doświadczeni tacy jak mający za sobą występy na zapleczu ekstraklasy Krystian Golec czy Jakub Bella oraz Tomasz Lisiński, będący jednocześnie członkiem zarządu. Obok nich walczyć mieli młodzi piłkarze, którzy otarli się już o pierwszą drużynę, albo wyróżniali się wśród juniorów Odry. Do tego wszystkiego niejako z zewnątrz w ostatniej chwili dołączył Wojciech Ścisło i już w trakcie rundy okazało się, że był to strzał w dziesiątkę, bo popularny Zdzichu jest z 14 trafieniami najlepszym strzelcem drużyny i motorem jej akcji ofensywnych. Wspierają go w tym jednak także młodsi gracze tacy jak Tomaszowie Schichta i Szymczyszyn czy Dominik Franek. Mogą oni sobie pozwolić na harce z przodu, skoro za nimi na rywali oczekuje defensywa, która mimo młodego wieku straciła do tej pory zaledwie pięć goli.
Ku III lidze
- Awansu może pozbawić Oderkę już chyba tylko kataklizm - stwierdził w wywiadzie dla Gazety Wyborczej opiekun drużyny z Oleskiej Andrzej Polak, który ma już za sobą sukcesy z innymi klubami w regionie. Patrząc na tabelę widać, że się nie mylił. Po fantastycznej rundzie, w trakcie której jego zawodnicy tylko raz podzielili się punktami z rywalami i ani razu nie przegrali, Oderka pewnie zajmuje pierwsze miejsce w opolskiej IV lidze i o 11 oczek wyprzedza drugą Piotrówkę. LZS z podopolskiej wsi jest zresztą największą niespodzianką rozgrywek i jedynym zespołem, który nie dał się pokonać niebiesko-czerwonym(remis 0:0). Ci natomiast idąc jak burza przez kolejne mecze zaaplikowali rywalom 44 bramki, co daje średnią prawie trzech trafień na spotkanie. Najboleśniej o potencjale ofensywnym Oderki przekonali się gracze Polonii Nysa i GKS-u Starościn, którzy wrócili z Oleskiej z bagażem pięciu goli. Trzeba jednak uczciwie dodać, że konto strzeleckie opolan mogłoby być jeszcze bardziej okazałe, gdyby piłkarz trenera Polaka byli bardziej skoncentrowani w polu karnym rywali. Wielokrotnie młodzi piłkarze nie potrafili wykorzystać dogodnych okazji i przez trybuny zamiast okrzyku radości musiał przetoczyć się jęk zawodu. Mimo to widać postęp w grze drużyny, a to co najbardziej cieszy to postawa młodych obrońców, którzy mimo dość długiej pauzy najbardziej doświadczonego Lisińskiego byli pewnymi punktami drużyny, a Marcin Majer strzałami głowa wpisywał się nawet trzykrotnie na listę strzelców.
Niezbędnym wydaje się jednak uzupełnienie składu o kilku doświadczonych graczy, którzy będą wiedzieli jak grać w III lidze, do której zespół na pewno awansuje. W wyższej klasie rozgrywkowej nie będzie już tak łatwo i odrobina doświadczenia i cwaniactwa na pewno się przyda. Prezes Gnoiński zapewnia, że wzmocnienia zostaną poczynione już zimą, a klub nadal będzie szukał piłkarzy z regionu. W tym kontekście poza uzdolnioną młodzieżą mówi się też Marcelu Surowiaku i Tomaszu Copiku, którzy w przeszłości w z powodzeniem grali w Odrze, a obecnie mają problemy w swoich klubach. Czy tak się stanie zobaczymy. Pewnym jest jednak to, że w Oderce nikt kokosów nie zarobi więc trudno też oczekiwać nie wiadomo jakich transferów. Obecni włodarze klubu nie chcą bowiem popełnić błędów poprzedników, którzy żyli ponad stan, czym doprowadzili klub do finansowej ruiny.
Co dalej?
Po powstaniu Oderki klimat wokół klubu z Oleskiej zdecydowanie się poprawił. Na pewno jest to efekt zerwania z dawnymi metodami zarządzania stosowanymi przez poprzedni zarząd, ale i osobami, które obecnie zawiadują klubem. Elementem naprawy wizerunku miała być też nazwa. Wiele osób do tej pory śmieje się z niej czy lekceważy. Gdy ją ogłoszono pojawiły się też pytania: czemu nie np. OKS Opole czy coś nawiązującego do historii? Twórcy uparcie bronili swojego pomysłu argumentując, że ma to sprawić by nowy klub pod kątem organizacyjnym nie był kojarzony z upadłą Odrą. Chodziło o to by pod nowym szyldem odbudować zaufanie potencjalnych sponsorów i osób zainteresowanych piłką, ale zdegustowanych wydarzeniami ostatnich lat. Jednocześnie od razu pojawiły się deklaracje, że gdy tylko Oderka ustabilizuje swoją pozycję "na rynku" od razu rozpocznie się proces powrotu do historycznej nazwy. Póki co jednak używana jest forma zdrobniała, bo jak wyjaśnił jeden z jej twórców - do dziecka zawsze mówi się w taki lekko pieszczotliwy sposób.
Warunkiem powrotu do dawnej nazwy jest ustabilizowanie sytuacji finansowej klubu. Z tego powodu wciąż trwają poszukiwania przedsiębiorstw, które mogłyby wspierać Oderkę. Aby pomóc sobie w tym zadaniu zarząd postawił na różne akcje promocyjne klubu i przejrzystość finansową, czyli rzeczy które w ostatnich latach szwankowały na Oleskiej. Póki co kilka firm zdecydowało się na wsparcie klubu, a zarząd liczy na kolejnych chętnych, bo wiadomo że wraz z kolejnym szczeblami rozgrywek będą rosły koszty funkcjonowania.
Oby tak dalej
Każda rwąca rzeka zaczyna się od źródełka - wspomniane słowa są przy Oleskiej powtarzane jak mantra. Na razie idea Oderki przypomina rzekę w jej górskim biegu - dynamiczną, szybko się rozwijającą. Jeżeli inicjatorom jej powstania nie zabraknie początkowej energii i chęci to już niedługo zasłużony dla polskiej piłki klub może wrócić na futbolowe salony. Przykłady Cracovii, Pogoni czy GKS-u Katowice pokazują, że można to zrobić. W końcu jak śpiewał Kazik Staszewski: By czuć upadek z wysoka spaść trzeba, być na dnie, by móc sięgnąć nieba.