Kamil Górniak: Piłka nożna dla kibiców

Nie ma co ukrywać, że futbolem pasjonuje się wiele milionów Polaków. Praktycznie w każdej, nawet najmniejszej wiosce, jest jakiś klub piłkarski. Niedzielne mecze to dla takich ludzi przyjemność. Frekwencja na tych potyczkach jest całkiem niezła, gdyż przychodzi na nie nawet i pół wsi. Gorzej to wygląda już w profesjonalnym futbolu.

Poziom frekwencji na trybunach w obecnym sezonie rozgrywkowym w ekstraklasie nie powala na kolana. Po 15. kolejkach wg portalu SportoweFakty.pl średnio na każdym meczu ligowym jest 5.493 widzów. Tylko siedem drużyn ma większą średnią liczbę widzów na jeden pojedynek. Jest jednak drobna, mała przyczyna - remonty i budowa stadionów. Na własnych obiektach grać nie mogą: Lech Poznań, Wisła i Cracovia Kraków. Niektóre zespoły mają mocno ograniczoną liczbę miejsc na stadionie ze względu na rozbudowę pozostałych trybun. I tak jest w przypadku Legii Warszawa czy Jagiellonii Białystok. Remonty trwają także w Lubinie, gdzie kończona jest budowa stadionu i w Bełchatowie. Czyli na liście klubów, które nie mogą w całości lub w pełni korzystać ze swoich obiektów jest aż 7 ekip. Co więcej w kilku tych miastach na trybuny przychodziło bardzo wielu sympatyków. W Poznaniu, zanim Lech przeniósł się do Wronek, na ligowe zawody uczęszczało nawet 16 tysięcy kibiców, a jeszcze wcześniej nawet i 26 tysięcy. W Krakowie było podobnie gdyż na meczach Wisły pojawiało się nawet i 20 tysięcy sympatyków Białej Gwiazdy. Zanim kibice Legii skonfliktowali się z działaczami w stolicy na trybunach pojawiało się 12-15 tysięcy warszawiaków. Widać teraz jaka jest różnica. Z końcem rundy do Wodzisławia musiał wynieść się Piast Gliwice, gdyż w tym mieście ma rozpocząć się budowa nowego stadionu. Podobnie jest w Gdyni, gdzie rozpoczyna się budowa obiektu. Arka prawdopodobnie grać będzie w Bydgoszczy, gdyż stadion narodowy w rugby może nie dostać licencji na grę w ekstraklasie.

Są jednak i plusy. W Kielcach czy w Gdańsku średnio bywa ponad 10000 widzów. Również i frekwencja w Chorzowie nie należy do najgorszych. W tym sezonie chorzowianie nie grali jeszcze na Stadionie Śląskim, na którym również jest prowadzony remont. Wcześniej na Wielkich Derbach Śląska z Górnikiem Zabrze pojawiało się około 40000 widzów. Również i w Bytomiu nie jest źle. Tam są jednak duże problemy z obiektem, gdyż jest limit widzów. Na konfrontację z Ruchem Chorzów przyszło 10 tysięcy kibiców. Być może i na każdych zawodach byłby tak, ale potrzeba lepszego stadionu. Na tym chyba kończą się optymistyczne akcenty w najwyższej klasie rozgrywkowej. Co można zaliczyć do minusów? Wydaje się, że dużo więcej można było się spodziewać po fanach wrocławskiego Śląska. Wprawdzie ponad 6300 sympatyków na mecz to dobry wynik, ale wydawało się, że po latach piłkarskiej zapaści Śląska i błąkania się po niższych ligach zainteresowanie meczami zielono-biało-czerwonych będzie większe. W Gdyni na trybunach zasiada ponad 6000 kibiców na mecz. Arka mogłaby spokojnie dorównać gdańskiej Lechii i na stadion przyciągnąć więcej sympatyków. Może i to przez wyniki, ale rywalizacja gdyńsko-gdańska powinna przyciągać na obiekty.

Na szarym końcu mamy kilka ekip. W Bełchatowie, Gliwicach i Wodzisławiu na stadion przychodzi niewiele ponad 3000-3500 kibiców. Jeszcze gorzej jest na warszawskiej Polonii, gdzie mecze z udziałem Czarnych Koszul przyciągają tylko 2700 fanów. Od frekwencji na Polonii gorzej wypadają tylko krakowskie kluby, ale one każdy mecz rozgrywają w Sosnowcu, dlatego na liczbę widzów w tych drużynach trzeba patrzeć z lekkim przymrużeniem oka. Podobnie jest z fanami Jagiellonii, Lecha i Legii. A jak wypadają w stosunku do tych drużyn pierwszoligowcy? Jest nieźle, ale...

Bezapelacyjnie prym wiodą kibice Górnika Zabrze. Fani tej ekipy drugi rok z rzędu są w czołówce. W obecnym sezonie są liderami jeśli chodzi o frekwencje zarówno w ekstraklasie jak i w pierwszej lidze. Tylko przyklasnąć. Dalej już jest przepaść. W Szczecinie i na Widzewie Łódź średnio bywa 6700 sympatyków tych klubów. To jest jeszcze dobry wynik nawet patrząc pod kątem ekstraklasy. Im drużyna znajduje się w tabeli niżej, tym frekwencja spada. Oczywiście nie brakuje i wyjątków. Średnia widzów na meczu w pierwszej lidze wynosi 3580. Oprócz wymienionych zespołów tą granicę przekroczyły jeszcze ŁKS Łódź, GKS Katowice i Sandecja Nowy Sącz, czyli ekipy z czuba. Kto jest następny? Outsider rozgrywek - Stal Stalowa Wola. Od czasu awansu na zaplecze ekstraklasy stało się modne chodzenie na spotkania z udziałem Stalówki. W tym sezonie słabe rezultaty spowodowały obniżenie frekwencji, która i tak nie jest zła. A jak jest dalej? Źle! Granicę 2000 kibiców na jednym pojedynku przekroczyły jeszcze MKS Kluczbork, GKP Gorzów Wlkp., Podbeskidzie Bielsko-Biała i Flota Świnoujście. O ile postawa MKS-u i Podbeskidzia mogła zniechęcać do przychodzenia na ligowe zawody, to o tyle gra GKP i Floty nie była już taka zła. Dlaczego więc kibicu nie było cię na stadionie? Niżej są jeszcze dwa kluby, które są w czołówce, a frekwencja jest wręcz żałosna. O ile w Poznaniu na Warcie można się doszukiwać pewnych aspektów niskiej frekwencji (Lechem żyje prawie cała Wielkopolska), to w Ząbkach jest już dramat - 1006 kibiców na jeden mecz. To już w niższych ligach, nawet i w IV jest więcej fanów. Po co więc takie drużyny w pierwszej lidze? Nieco lepiej jest w Lublinie, Pruszkowie i Płocku, ale 1300-1500 fanów to jest fatalny wynik. Więcej również można było się spodziewać po kibicach KSZO, którzy początek mieli dobry, ale z meczu na mecz zaczęli się wykruszać.

O ile o awans do ekstraklasy biją się kluby, które zawsze mogą liczyć na wiernych fanów, to wśród drugoligowców, którzy walczą o zajęcie dwóch pierwszych miejsc już tak dobrze nie jest. W grupie zachodniej walkę stoczą zapewne między sobą 4 zespoły: Ruch Radzionków, Zagłębie Sosnowiec, Zawisza Bydgoszcz i Górnik Polkowice. O sporą publikę w Bydgoszczy możemy być pewni. Podobnie powinno być w Sosnowcu. A co z kolejnymi dwom ekipami? Tutaj już może być gorzej. Awans może przyciągnąć na stadion większą rzeszę kibiców, ale czy będzie ona aż tak wytrwała jeśli zespołowi by nie szło? Można mieć pewne wątpliwości. W drugiej lidze fani Ruchu i Górnika nie zachwycali. Wynik oko 800-1000 na jednej potyczce jest tragiczny. Obie te drużyny grały już jednak w ekstraklasie i na ich meczach pojawiały się kibice, nawet po kilka tysięcy. Czy tak będzie w pierwszej lidze? Zobaczymy. W grupie wschodniej jest jeszcze gorzej. Wydaje się, że tylko Resovia może przyciągnąć kilka tysięcy kibiców na swój stadion. Czy w Niecieczy, czy w Stróżach można spodziewać się 3000-4000 fanów? Wątpliwe. Mieliśmy już HEKO Czermno i Kmitę Zabierzów. Więcej wynalazków polskiej piłce, w wydaniu ekstraklasowym i pierwszoligowym, nam nie potrzeba. Jeśli piłka nożna ma cieszyć oko, to niech przynajmniej dopisują kibice. Wiadomo, że każdy chciałby zobaczyć kawał dobrego futbolu. Ale jak będą czuć się piłkarze, którym przyjdzie biegać za futbolówką 90 minut, a na trybunach będą pustki, a ci którzy przyjdą zamiast dopingować będą krytykować.

Źródło artykułu: