W lutym, po 6 latach spędzonych w MLS, Kacper Przybyłko zdecydował się na powrót do Europy i dołączenie do szwajcarskiego Lugano. Początek Polaka w nowym klubie nie należał do najbardziej udanych. Napastnik sporadycznie znajdował się w kadrze meczowej, ostatecznie kończąc wiosnę z zaledwie 92 rozegranymi minutami.
Sytuacja zmieniła się wraz z nadejściem nowego sezonu. Polak, po przepracowaniu całego okresu przygotowawczego, stał się istotnym elementem drużyny. I choć wciąż nie jest pewniakiem do miejsca w wyjściowym, składzie, często pojawiając się na murawie z ławki rezerwowych, to mimo to zdążył już zanotować 6 trafień w 10 spotkaniach.
Najświeższą zdobycz 31-latek zaliczył w niedzielnym meczu Lugano z St. Gallen. Tym razem trener Mattia Croci-Torti zdecydował się skorzystać z usług Przybyłki od 1. minuty, a ten był bliski odpłacenia się za zaufanie już w 10. minucie, jednak jego gol nie został uznany z uwagi na spalonego.
Jak jednak mówi stare porzekadło - co się odwlecze to nie uciecze. Polak ostatecznie trafił do bramki w doliczonym czasie pierwszej połowy, wyrównując tym samym wynik spotkania i - jak się okazało - ustalając wynik meczu.
Lugano - St. Gallen 1:1 (1:1)
0:1 - Gortier 19'
1:1 - Przybyłko 45+2'
Czytaj także:
- Raków sprzedaje niewypał transferowy
- Mieli kończyć wywiad, ale nagle wypalił
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: można oglądać w nieskończoność! Cudowne uderzenie w futsalu