U szczytu swojej kariery Andy van der Meyde mógł regularnie liczyć na powołania do reprezentacji Holandii. Wystąpił 17 meczach w narodowych barwach, zdobywając jednego gola. Skrzydłowy w grał też w czołowych europejskich klubach, w tym m.in. Ajaxie Amsterdam, Interze Mediolan oraz Evertonie.
Jego problemy z uzależnieniem od alkoholu i leków wyszły na światło dzienne, gdy grał we Włoszech w latach 2003-2005. Sytuacja całkowicie wymknęła się spod kontroli po tym, jak podpisał kontrakt z Evertonem i przeniósł się do Liverpoolu. To, w jakim był wówczas stanie, najlepiej oddają jego własne słowa.
- Brałem kokę i alkohol, imprezowałem siedem dni w tygodniu. Nie mogłem skupić się na futbolu ani na niczym innym. Moje życie kręciło się wokół imprez. Liverpool jest niebezpieczny, jeśli nie wiesz, jak się kontrolować - mówił w jednym z wywiadów udzielonych przed laty.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Czeski kibic dokonał tego jako pierwszy. Zarobił okrągły milion!
To właśnie w trakcie jego gry w Evertonie wyszło na jaw, że zdradza żonę. Po suto zakrapianej alkoholem imprezie van der Meyde trafił do klubu ze striptizem. Wpadła mu w oko jedna z tancerek. Para niedługo potem zaczęła uprawiać seks. Nagrał ich prywatny detektyw wynajęty przez małżonkę Holendra.
"Prywatny detektyw miał filmy i zdjęcia mnie i tej kobiety, a potem moja żona zadzwoniła do mnie i powiedziała: 'Jak tam twoja nowa dziewczyna? Wciąż zaprzeczałem, że ją zdradziłem' - pisał w swojej niedawno wydanej biografii zatytułowanej "The Next Big Thing".
To nie jedyne ekscesy Holendra w Evertonie. Van der Meyde przyznawał, że gdy mieszkał w Liverpoolu regularnie podkradał leki nasenne z gabinetu klubowego lekarza. Do tego kilkukrotnie starł się z ówczesnym trenerem "The Toffees", Davidem Moyesem. Na to wszystko nałożyły się problemy zdrowotne jego córki.
- Zdałem sobie sprawę, że Liverpool mnie zabije. Musiałem odejść - wspominał. Ostatecznie z Evertonem rozstał się w 2009 roku. W ciągu czterech lat rozegrał tylko 20 meczów dla angielskiego zespołu. Wpłynęły na to też liczne kontuzje, które trapiły Holendra.
W marcu 2010 roku podpisał kontrakt z PSV Eindhoven. Był jednak piłkarzem tego klubu tylko przez kilka miesięcy i nie zdążył nawet zadebiutować w oficjalnym meczu. Próbował jeszcze uratować swoją karierę w WKE Emmen, jednak w 2012 roku ostatecznie przeszedł na sportową emeryturę. Miał wtedy 33 lata.