Nie jest to historia chłopaka, który dostał dar od Boga. Michael Ameyaw długo nie wyrastał ponad grupę chłopców z Polonii Warszawa. Do trenera Michała Maliszewskiego, opiekuna młodzieży z Konwiktorskiej, zadzwoniła mama zawodnika. Maliszewski prowadził rocznik 1999 jeszcze jako student. W Polonii nie było nawet rocznika dla drobnego gracza urodzonego rok później. Ale trener kojarzył go z turniejów. Polonia grała z akademią Władysława Żmudy, w której występował Ameyaw. Wyróżniał się. I tak trafił do młodzieżowego zespołu "Czarnych Koszul".
Ale w nowym klubie nie robił furory. - Rozwijał się harmonijnie, bez mocnych skoków. Byli zawodnicy, którzy bardziej rokowali. Michael nie brylował w mojej w drużynie. To nie był typ chłopaka z opaską kapitańską i "dychą" na plecach - opisuje Maliszewski.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Przyszedł na konferencję z pupilem. Miał ważny powód
Nauka ważniejsza
Dlatego rodzice obecnego piłkarza Rakowa Częstochowa nie zamierzali ryzykować i stawiać wszystkiego na futbol. Zresztą historia ojca Franka Ameyawa była najlepszym przykładem dla rodziny. Mężczyzna przyjechał do Polski z Ghany wiele lat wcześniej. Chciał w naszym kraju postawić na piłkę. Kilka razy wystąpił w Petrochemii Płock w niższej lidze, ale doznał groźnej kontuzji i zaczął szukać innego zajęcia w życiu.
Ameyaw senior wybrał studia ekonomiczne i w Polsce został maklerem. Korzystał też z naturalnych zasobów i uczył w kraju języka angielskiego. Do dziś udziela korepetycji, ale przede wszystkim jest wziętym nauczycielem języka w środowisku piłkarskim. Uczy angielskiego na przykład trenerów i piłkarzy z najwyższego szczebla rozgrywkowego.
Matka Ameyawa studiowała z kolei biologię. Sposób bycia Michaela Ameyawa wyraźnie kontrastował z miejscem, gdzie częściej się pluje i rzuca mięsem, niż używa zwrotów grzecznościowych. - Zawsze był bystry, wypowiada się pełnymi zdaniami. Pod względem edukacji był mocno rozwinięty - opowiada Maliszewski. Dziś piłkarz potwierdza to choćby w telewizyjnych wywiadach, operując piękną polszczyzną. Na boisku coraz częściej popisuje się równie dobrą "piłkarszczyzną". Jest zaliczany do czołowych graczy ekstraklasy.
Trener Polonii pamięta inną historię. Z ówczesną decyzją rodziców zawodnika nie chciał się do końca zgodzić. - Rodzice zabrali Michaela na rok do Sępa Ursynów, bo miał z tego klubu bliżej do szkoły, w której mógł się rozwijać. Michael spędził u nas dwa lata, a Sęp był dużo słabszy. Jeżeli chodzi o poziom sportowy: zrobił krok w tył. Bałem się, że ten ruch zatrzyma jego rozwój, że rodzice pozbawią go szansy na coś więcej w piłce - opowiada nasz rozmówca.
Rodzice w cieniu
Po roku Ameyaw wrócił do Polonii. - Grał u nas na pozycji "6" i "8". Dopiero trener Adam Chmielewski zrobił z Michaela skrzydłowego. Wyróżniał się tym, że potrafił przebiegać długie dystanse. Był jednak mikry. Atletycznej sylwetki nabrał dopiero w wieku 16 lat. Prowadziłem go przez sześć sezonów. Apogeum jego umiejętności nastąpiło dopiero pod koniec wieku juniora - analizuje Maliszewski.
Piłka była ważną częścią w życiu nowego reprezentanta Polski, jednocześnie nikt nie kazał mu iść w stronę futbolu na sto procent. - Tam nigdy nie było desperacji. Przeżyłem już różnych rodziców i wielu takich, którzy mają roszczenia lub pretensje, dlaczego ich syn nie gra w pierwszym składzie. W przypadku Michaela rodzina była wspierająca, ale pozostawała w tle - opisuje.
- Tata był zawsze widoczny na trybunach, gdzieś z boku, ale bardzo zaangażowany w proces. Mama też pojawiała się na każdym meczu - mówi. Jak słyszymy, dziś rodzice zawodnika celowo pozostają w cieniu, nie udzielają wywiadów. Ojciec piłkarza twierdzi wręcz, że to sukces Michaela i nie chciałby przypisywać sobie zasług syna, dlatego celowo unika publicznych wypowiedzi w jego temacie. Podobne zdanie ma matka piłkarza.
Bez głupich żartów
Ameyaw po transferze z Piasta do Rakowa szybko odnalazł się w drużynie Marka Papszuna, a trzeba pamiętać, że to trener bardzo wymagający, jak na polskie standardy. Skrzydłowy po czterech meczach w Rakowie ma już dwie asysty. W ekstraklasie rozegrał 88 meczów. Powołanie do kadry narodowej to dla skrzydłowego nagroda za regularność.
Maliszewski wyróżnia Ameyawa także za charakter. - Był zawsze powszechnie lubiany. Nie przypominam sobie także głupich żartów czy dokuczania na tle rasowym, a wiemy, że w młodym wieku trudniej o powściągliwość - opowiada. - A warto dodać, że pozycja sportowa Michaela długo nie była mocna. Był jednak chłopakiem zawsze pozytywnie nastawionym do życia i ciężkiej pracy - twierdzi.
- Mogę dziś z czystym sumieniem przyznać, że Michael nic się nie zmienił. Minęło sześć, siedem lat, a dalej mamy super kontakt, zawsze odpowie mi na wiadomość, znajdzie czas na rozmowę. To ten sam chłopak, którego miałem w Polonii - kończy Maliszewski.
Polska kadra rozegra w najbliższych dniach dwa spotkania w Lidze Narodów. W sobotę 12 października z Portugalią i we wtorek 15 października z Chorwacją. Oba spotkania odbędą się w Warszawie.
Mateusz Skwierawski, WP SportoweFakty