W środę 9 października świat piłki nożnej obiegły tragiczne informacje o śmierci George'a Baldocka. 31-latek został znaleziony martwy w basenie obok swojego domu na przedmieściach Aten. Według wstępnych ustaleń zmarł w wyniku utonięcia, co potwierdziła przeprowadzona później sekcja zwłok.
Ciało obrońcy odnalazł właściciel posiadłości, którą wynajmował piłkarz. Został on zawiadomiony i poproszony o interwencję przez zaniepokojoną narzeczoną Baldocka, Annabel Dignam. Kobieta przez długi czas nie mogła skontaktować się z ukochanym, co wzbudziło jej niepokój.
Kobieta, która teraz samotnie będzie musiała zająć się wychowywaniem syna Brody'ego, postanowiła odnieść się do tych wydarzeń. "George, miłość mojego życia, moja bratnia dusza. Idealny tata dla naszego pięknego syna. Uzupełniłeś mnie. Byłeś moim światem i wiem, że byliśmy twoi. Jesteś tu ze mną w uśmiechu, chichocie i zaraźliwej osobowości Brody'ego. Mój świat już nigdy nie będzie taki sam" - napisała na Instagramie.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Messi i spółka świętowali. Mieli ku temu ważny powód
Tragiczne wydarzenia w specjalnym oświadczeniu skomentowała również rodzina zmarłego, potwierdzając przyczynę śmierci. "Jesteśmy załamani nagłym odejściem naszego ukochanego George'a. Możemy potwierdzić, że sekcja zwłok wykazała, że George tragicznie utonął podczas pływania w basenie w swoim domu w Glyfada w Atenach" - czytamy. Najbliżsi dodali, że Baldock miał w czwartek, czyli dzień po śmierci przyjechać do Wielkiej Brytanii na urodziny syna.
31-letni obrońca latem tego roku przeszedł po siedmiu latach spędzonych w Sheffield United do Panathinaikosu Ateny, w którym zdołał rozegrać tylko cztery spotkania. Dodatkowo Baldock miał na koncie 12 występów w reprezentacji Grecji, co umożliwiało mu pochodzenie jego babci. Podczas czwartkowego spotkania w Lidze Narodów, w którym Grecy sensacyjnie pokonali 2:1 Anglię, oba zespoły uczciły pamięć obrońcy minutą ciszy oraz grały z czarnymi opaskami na ramionach.