W pierwszej połowie do siatki trafiły Natalia Padilla-Bidas oraz Ewa Pajor. Po zmianie stron kolejnego gola dołożyła Pajor, a na 4:0 trafiła Nadia Krezyman. Pod koniec spotkania gola honorowego dla Rumunek zdobyła Ana Maria Stanciu.
- Zdecydowanie ten mecz wyglądał lepiej niż pierwsze spotkanie w Bukareszcie. Myślę, że niosła nas publiczność. Była frajda, szczególnie w drugiej połowie, gdzie było więcej tego luzu. Chciałbym, żeby było tak co mecz. Plan wykonany, ale wojny jeszcze nie wygrałyśmy. To była jedna z walk. Teraz pięć minut radości i myślimy o tym, co najważniejsze, czyli meczach z Austrią - podkreśliła na gorąco po spotkaniu Dominika Grabowska.
Mecz na Polsat Plus Arenie Gdańsk z trybun obejrzało 8449 widzów. To nowy rekord frekwencji na meczu kobiecej piłki w Polsce. Piłkarki przyznają, że odczuły to wsparcie.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie Ależ to zrobili. Stracili gola, a po 10 sekundach był już remis
- Czułyśmy się jak w domu. Kibice stworzyli niesamowitą atmosferę. Mogę jedynie powiedzieć: "dziękuję", bo naprawdę to było coś pięknego grać przed taką publicznością. Mam nadzieję, że taka frekwencja, albo lepsza będzie na każdym meczu. Mogłabym dziękować cały czas. To jest nasz dom przez najbliższe trzy lata i mam nadzieję, że to będzie wyglądało tak lub jeszcze lepiej - podkreśliła zawodniczka Hoffenheim.
Już wiadomo, że w finale baraży o awans na Euro 2025 reprezentacja Polski zmierzy się w dwumeczu z Austrią. Z tą ekipą w Lidze Narodów Biało-Czerwone dwukrotnie przegrały.
- Przede wszystkim istotna jest gra do końca, jak najwięcej charakteru i zaangażowania oraz więcej odwagi. Te trzy cechy są kluczowe moim zdaniem. W pierwszej połowie tego nam zabrakło. Jeśli to poprawimy, to myślę, że będzie zdecydowanie lepiej niż ostatnio. Wtedy brakowało nam spokoju. Materiału dostaniemy bardzo dużo. Czeka nas ciężka praca przed rewanżem - zapowiada Grabowska.
Pierwsza część decydującej o prawie gry na Mistrzostwach Europy rywalizacji z Austriaczkami odbędzie się 29 listopada w Gdańsku, zaś druga - 3 grudnia w Wiedniu.
Z Gdańska - Krzysztof Sędzicki, WP SportoweFakty