W latach 90. XX wieku Franciszek Smuda osiągnął spektakularne sukcesy jako trener Widzewa Łódź. Dwukrotnie poprowadził drużynę do mistrzostwa Polski, a największym osiągnięciem jego kadencji był awans do fazy grupowej Ligi Mistrzów w sezonie 1996/97. W tamtych czasach polska drużyna rywalizująca z europejską elitą była czymś wyjątkowym.
Oprócz Widzewa, Smuda prowadził wiele polskich drużyn. Trenował m.in. Wisłę Kraków, z którą zdobył mistrzostwo, oraz Lecha Poznań, gdzie zdobył krajowym puchar. Był również trenerem Legii Warszawa i Zagłębia Lubin.
Jego kariera miała też wątki międzynarodowe - Smuda pracował m.in. w tureckim klubie Altay Izmir oraz niemieckim Jahn Regensburg. Gdziekolwiek się pojawił, wnosił energię i charakter, budując drużyny oparte na zaangażowaniu.
Jego czas na stanowisku selekcjonera reprezentacji Polski zapisał się w pamięci kibiców, choć nie przyniósł oczekiwanego sukcesu na Euro 2012. Smuda nigdy jednak nie rezygnował z prób motywowania drużyny i podkreślania roli determinacji.
Jego bezpośredniość i oddanie niezmiennie przyciągały uwagę mediów. Smuda często komentował sprawy związane z kadrą narodową i piłkarzami.
Kiedy w 2010 roku rozważano możliwość gry w reprezentacji Polski Manuela Arboledy, Smuda stwierdził: - A co niemiecka ma z Cacau? Albo Podolskiego, Klose, Gomeza, Khediry, Oezila i wielu innych? Takie są czasy i nie ma co się na to obrażać. Trzeba korzystać z możliwości.
Dodał także z typowym dla siebie humorem: - Skąd mam brać tych piłkarzy? Znów się pewnie ktoś obrazi, ale z kibla ich nie wezmę.
Był to dla niego czas pełen presji i wyzwań, jednak Smuda nie przestawał zaskakiwać piłkarzy i kibiców swoją bezpośredniością. Na pytanie o pomoc psychologa w drużynie odpowiedział jednoznacznie: - Żadnych innych nowych etatów nie będzie. Psychologa też nie, bo nie mamy w drużynie wariatów.
Tego typu szczere i nieco kontrowersyjne wypowiedzi zjednały mu rzesze fanów, którzy doceniali jego autentyczność.
Franciszek Smuda był znany z ironicznych uwag, co widać w jego reakcji na słaby ranking FIFA w 2010 roku, gdy Polska znalazła się na 66. miejscu.
- Uganda? To są jakieś jaja. Albo te inne afrykańskie drużyny, pałętają się tam po buszu, ale w rankingu są przed nami, to jest zabawa - skomentował. Był to wyraz jego frustracji, ale i charakterystycznego humoru, którym potrafił wyrazić swoje emocje.
W 2012 roku wybrano nową minister sportu. - Pani Mucha jest... ładną kobietą. Jeśli chodzi o pracę w ministerstwie, to na pewno zrobi wszystko, żeby to opanować. Ona też potrzebuje czasu, podobnie jak młody piłkarz, który dopiero wchodzi do drużyny - Smuda w swoim stylu zareagował na tę nominację.
Zmarł 18 sierpnia bieżącego roku po długiej walce z nowotworem krwi. Dorobek na boisku na boisku i poza nim uczynił go ikoną polskiej piłki nożnej. Franciszek Smuda odszedł jako człowiek, który nie tylko osiągał sukcesy, ale również inspirował swoją osobowością i pozostawił po sobie niepowtarzalne wspomnienia.