Były reprezentant Polski w zupełnie nowej roli. "Rajcuje mnie to!"

PAP / FOTON / Na zdjęciu: Radosław Majewski
PAP / FOTON / Na zdjęciu: Radosław Majewski

- Jak w coś wchodzę, to na 100 procent. Inaczej nie potrafię. Myśl była taka: "Ja w filmie? Nigdy nie grałem. To dawaj!" - mówi Radosław Majewski, były reprezentant Polski, który został także radnym w Pruszkowie.

Dariusz Tuzimek, WP Sportowe Fakty: Za miesiąc skończysz 38 lat i nadal grasz w piłkę. Czy ciebie, obieżyświata i byłego reprezentanta Polski, w ogóle rajcują występy w Zniczu Pruszków, na zapleczu Ekstraklasy?

Radosław Majewski, 9-krotny reprezentant Polski, były gracz m.in. Groclinu Dyskobolii, Poloniii Warszawa, Nottingham Forest, Lecha Poznań, Pogoni Szczecin i Wieczystej Kraków: Oczywiście, że tak. Gdybym nie czuł frajdy z uprawiania futbolu, to dawno bym zakończył karierę. Na pewno ma to znaczenie, że na koniec wróciłem do rodzinnego Pruszkowa, bo jeździć gdzieś po Polsce, szukać klubu, to już nie dla mnie. Jestem po zerwanych więzadłach krzyżowych w kolanie i udało mi się wrócić do zdrowia. To dobry przykład dla innych zawodników, że skoro ja w tym wieku dałem radę, to i młodsi nie powinni się poddawać. Dostawałem wiadomości, że dla wielu chłopaków to była inspiracja i motywacja do ciężkiej pracy po kontuzji.

Chyba nie poczułeś się dobrze w sytuacji, że Wieczysta tak łatwo z ciebie zrezygnowała, gdy doznałeś - grając w jej barwach - poważnej kontuzji? Nawet pozwoliłeś sobie w jednym z wywiadów na pewną złośliwość pod adresem tego klubu, za to, że tak cię zostawili w kłopocie. Nie mieli do ciebie ludzie o to pretensji?

Ja do nich też mógłbym mieć pretensję o styl tego rozstania. Co prawda zapłacili za moją operację, ale już podejście do kontuzjowanego zawodnika mogłoby być trochę inne. W końcu grałem tam 3 lata, strzeliłem kilkadziesiąt bramek, dołożyłem tyle samo asyst, a gdy doznałem kontuzji, to nikt na mnie nie chciał czekać. Tylko: do widzenia. Oddałem przecież Wieczystej wszystko, co mogłem, łącznie ze swoim zdrowiem. Bo ostatnie pięć kolejek sezonu grałem z zerwanymi więzadłami. Walczyliśmy o awans i była presja, żebym grał. To grałem, choć awansu wtedy nie zrobiliśmy. Stałem się trochę kozłem ofiarnym tego braku sukcesu. Ale ja mogę spokojnie spojrzeć w lustro i o tej sytuacji mówić szczerze, tak jak było. A nie tak, by mnie tam nadal lubili. Ostatnio zapisałem sobie taki mądry cytat: "Zdecyduj się, czy chcesz być liderem, czy chcesz, żeby wszyscy cię lubili? Bo jeśli chcesz, żeby wszyscy cię lubili, to porzuć rolę lidera i zostań sprzedawcą lodów. Bo lody wszyscy lubią". Bardzo mi się to spodobało.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie Hat-trick to jedno. To trafienie można oglądać bez końca!

W Pruszkowie nie tylko grasz w piłkę, ale też jesteś radnym. Po co ci była ta lokalna polityka?

Mieszkam w tym mieście, wiążę z nim swoją przyszłość, chciałbym go zmieniać. Ale póki co, to ja się bycia radnym dopiero uczę. Muszę dużo słuchać i mieć sporo pokory.

A nie miałeś wahań ze złożeniem deklaracji majątkowej? Piłkarze niezbyt chętnie przyznają się do tego, ile mają pieniędzy, ile nieruchomości, jakie posiadają samochody. A o Radosławie Majewskim wszystko można przeczytać w sieci.

Na początku miałem z tą deklaracją lekki problem, bo nie do końca rozumiałem potrzebę aż tak daleko sięgającej transparentności. Teraz rozumiem, złożyłem deklarację i zaakceptowałem to, choć - szczerze mówiąc - nie do końca się z tą ideą zgadzam. Bo dziś są wyspecjalizowane służby, jest Urząd Skarbowy, żeby sprawdzać czy dany człowiek się zbyt szybko i jakoś niezgodnie z prawem nie wzbogacił. Ale oczywiście złożyłem tę deklarację majątkową, bo źle by to wyglądało, gdybym się od tego obowiązku próbował uchylić. Zresztą nie mam nic do ukrycia, bo po prostu inwestowałem to, co zarobiłem, grając w piłkę. Nie ma tu żadnej tajemnicy.

To kto przejdzie do annałów jako najlepszy piłkarz w historii Znicza Pruszków: ty czy Robert Lewandowski?

Wiadomo, że ja! (śmiech). Bo ja jestem wychowankiem Znicza, jestem z krwi i kości pruszkowiakiem, a Robert był tu przejazdem. Umówmy się, że o Znicza to się tylko otarł... A ja tu zacząłem i pewnie tu skończę granie.

A jak już skończysz grę w piłkę, to też będziesz grał, tyle że w… filmach. Ostatnio zagrałeś w pełnometrażowym "Wróblu" Tomasza Gąssowskiego. Nie miałeś żadnych wątpliwości, czy w ogóle podjąć się tego zadania?

Nawet pół sekundy się nie zastanawiałem. Znasz mnie, jak w coś wchodzę, to na 100 procent, całym sobą. Inaczej nie potrafię. Więc teraz też myśl była taka: "Kurde, ja w filmie? Nigdy nie grałem. To dawaj!". Ale zanim doszło do tego, że w nim wystąpię, reżyser Tomek Gąssowski uprzedził mnie, że ta propozycja jest wstępna, bo trzeba będzie sprawdzić, czy ja się w ogóle do czegoś takiego nadaję. Że najpierw porozmawiamy, że będę musiał odegrać jakąś scenkę, że będzie normalnie casting do tej roli.

Kiedy ostatnio gratulowałem reżyserowi Tomaszowi Gąssowskiemu "Wróbla", powiedziałem mu, że udało mu się zrobić mały, ale wielki film. Bo to jest obraz kameralny, ale jednocześnie porusza bardzo ważne kwestie życiowe, dotyczące choćby uczuć, samotności, nieśpieszności, życia w zgodzie ze sobą. Zgodzisz się z tą opinią?

Tak, bo to są rzeczywiście ważne wątki, tylko my - w codziennej gonitwie i pośpiechu - często o nich zapominamy, w ogóle nie mówimy. Film nam przypomina, że czasem warto trochę zwolnić, nad czymś się zastanowić. Bo wiemy, że są internety, ten wirtualny, cyfrowy świat, ale główny bohater filmu żyje po swojemu, życiem analogowym. Wolniej. Gra na gitarze, wieczorami studiuje encyklopedię, ma swoje tempo i rytm. Swoją codzienną rutynę. I każdy widz może w tej opowieści odnaleźć coś dla siebie. A przy tym jest to obraz pokazujący takie zwykłe życie, bez fajerwerków, takie ujmująco proste. A całość jest opowiedziane jest to z wielką lekkością, co podkreśla świetnie dopasowana muzyka, za którą odpowiada Tomek Gąssowski, reżyser filmu.

Radosław Majewski to 9-krotny reprezentant Polski
Radosław Majewski to 9-krotny reprezentant Polski

I być może ktoś pomyśli, że ja jestem nieobiektywny, bo we "Wróblu" występuję, ale tego rodzaju opinię dostaje od znajomych, którzy już film widzieli. Zresztą ostatnio byliśmy z Tomkiem Gąssowskim w Centrum Kultury na pokazie filmu i po projekcji zostało ponad sto osób, które chciały z nami pogadać o tym, co widziały na ekranie. Było dużo pytań, więc ludzi to jakoś poruszyło, obchodzą ich te tematy, chcą się podzielić swoimi wrażeniami. Dla mnie to świetna sprawa, nawet nie wiedziałem, że tak mi się to wszystko spodoba. A sam fakt, że zagrałem na dużym ekranie bardzo mnie rajcuje.

A gdy się decydowałeś na udział w tym projekcie, to miałeś w ogóle świadomość, że gra w filmie to nie będzie zabawa tylko ciężka praca?

Trochę wiedziałem, ale nie przypuszczałem, że przygotowania do tej roli zajmą mi 7 miesięcy. Potraktowałem to jako wyzwanie. Pewnie profesjonalny aktor zrobiłby to dużo szybciej, ale ja jestem naturszczykiem. Musiałem zagrać rolę, ale też jednocześnie trochę być sobą. Nie ominęły mnie jednak te wszystkie kwestie techniczne związane z grą aktorską, czyli praca nad mimiką twarzy, opanowanie tekstu itd. Zresztą z nauczeniem się roli był spory problem. Kułem to na blachę w pociągach, bo wtedy grałem w Wieczystej i w pociągu z Warszawy do Krakowa było trochę czasu, ale i tak na koniec niektóre teksty powiedziałem po swojemu, nie tak słowo w słowo jak to jest w scenariuszu. Ile my spotkań z Tomkiem odbyliśmy u niego w domu, żebym ja zagrał tak, jak zagrałem, to tylko my dwaj wiemy. Mówił mi na co mam zwracać uwagę, dawał mi wskazówki co jest do poprawienia, nawigował. No prowadził mnie - można powiedzieć - za rękę. Bardzo mi to pomogło.

Czy reżyser powiedział ci, dlaczego do tej roli wybrał akurat ciebie?

Oglądał mnie w kilku programach piłkarskich i ujęła go moja naturalność i bezpośredniość, z jaką się wypowiadałem przed kamerą.

W filmie, w rolach epizodycznych, pojawią się różne znane postacie m.in. znany ze świata reklamy Iwo Zaniewski, dziennikarz Michał Ogórek czy legendarny już dziennikarz sportowy Stefan Szczepłek.

Z panem Stefanem pogadaliśmy trochę o piłce. On jest znanym kolekcjonerem pamiątek sportowych. Nawet dał mi koszulkę Polonii Warszawa, w której kiedyś występowałem, a ja obiecałem mu się zrewanżować moją koszulką z czasów gry w Nottingham Forest. No i... jeszcze się z tej obietnicy nie wywiązałem. Ale się wywiążę, na pewno.

Tu zrobimy mały spoiler, za co przepraszamy tych, którzy jeszcze filmu nie widzieli. Bo jest taka scena w filmie, gdy na poprzeczce zawieszasz bluzę od dresu i trzeba w tę bluzę trafić piłką, mniej więcej z linii pola karnego. Zadanie niełatwe, a ty tam trafiasz raz za razem. Podejrzane trochę… Dużo dubli musieliście nagrać, żeby tak wyszło?

Nie no, bez przesady. Ja jestem... dobry (śmiech). Niemal 30 lat gram w piłkę, więc trochę potrafię...

Kapitalny jest w tym filmie Jacek Borusiński, szerzej znany jako współtwórca Grupy Mumio, który gra postać Remka Wróbla. Zresztą otrzymał na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni nagrodę dla najlepszego aktora za główną rolę męską. To wielki sukces zarówno samego Borusińskiego, jak i całego filmu.

Gra z Jackiem to była dla mnie sama przyjemność. Dużo się można od niego nauczyć. Zagrał świetnie. Idźcie na ten film i sami to zobaczcie! Bardzo polecam.

rozmawiał Dariusz Tuzimek, WP SportoweFakty

Już w najbliższy czwartek będzie można zobaczyć film "Wróbel" Tomasza Gąssowskiego na dużym ekranie. 7 listopada o godzinie 18.00, w ramach Kultury Dostępnej, film ten zostanie pokazany we wszystkich kinach Helios Polska.

Komentarze (0)