Po porażce ze Szkocją (1:2) Polska spadła z dywizji A Ligi Narodów. To szósty przegrany mecz reprezentacji o stawkę w 2024 roku - nigdy wcześniej Biało-Czerwoni nie przegrali tylu spotkań w jednym roku kalendarzowym.
Od przedłużenia nadziei na pozostanie w elicie Biało-Czerwonych dzieliło kilkadziesiąt sekund - decydującą o degradacji bramkę stracili bowiem w czwartej minucie doliczonego czasu gry. Remis gwarantował im zajęcie trzeciego miejsca i udział w barażach o utrzymanie.
Michał Probierz nie zrealizował zatem celu, jakim było utrzymanie drużyny w najwyższej dywizji Ligi Narodów. Mało tego, po Euro 2024 nie widać, by drużyna zrobiła wyraźny postęp. Wręcz przeciwnie, jesienne mecze ze Szkocją (3:2, 1:2), Portugalią (1:3, 1:5) i Chorwacją (0:1, 3:3) obnażyły braki reprezentacji Polski. Powodów do pochwał, poza kilkoma zrywami, nie dostarczyli.
Byli kadrowicze, eksperci i kibice domagają się dymisji trenera Probierza. Co na to Cezary Kulesza? - Jest za wcześnie, żeby podejmować takie decyzje. To jest temat do głębszej analizy. Na tradycyjnym spotkaniu, jak po każdym zgrupowaniu, podsumujemy zgrupowanie, pewien etap pracy. Chciałbym podkreślić: żadna decyzja w tej chwili nie została podjęta - mówi WP SportoweFakty prezes PZPN.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Ależ trafienie w Meksyku! Trafiła z ponad 40 metrów
Jednocześnie Kulesza nie chciał zadeklarować, czy selekcjoner może spać spokojnie i myśleć już o startujących w marcu kwalifikacjach do MŚ 2026.
Po spotkaniu ze Szkocją TVP Sport podało, że na Stadionie Narodowym miało dojść do burzliwej dyskusji między selekcjonerem, prezesem i sekretarzem generalnym PZPN Łukaszem Wachowskim. - Burzliwa? Tej rozmowie daleko było do burzliwej - ucina Kulesza.
Prezes PZPN odwiedził też drużynę w szatni. - Po meczu byłem u trenera, byłem u zawodników. Podziękowałem piłkarzom za grę, za ten rok. Jaka była atmosfera w szatni? A jaka mogła być, kiedy półtorej minuty przed końcem meczu dostaje się takiego gola? Piłkarze byli przybici. Co im powiedziałem? "Coś" powiedziałem, ale niech to zostanie między nami.
Równia pochyła
Michał Probierz prowadzi reprezentację Polski od września 2023 roku. Zastąpił Fernando Santosa na trzy kolejki przed końcem eliminacji Euro 2024. Biało-Czerwoni zajmowali wtedy trzecie miejsce w grupie kwalifikacyjnej, ale wciąż mieli szansę na bezpośredni awans.
Do końca eliminacji zdobyli jednak tylko pięć z dziewięciu możliwych do zdobycia punktów. W debiucie selekcjonera pokonali na wyjeździe Wyspy Owcze (2:0), a potem zremisowali u siebie z Mołdawią (1:1) i Czechami (1:1). Do Euro 2024 awansowaliśmy po barażach z Estonią (5:1) i Walią (0:0, k. 5:4), w których udział wzięliśmy dzięki wynikowi w Lidze Narodów 2022/23.
Dostaliśmy się do finałów mistrzostw Europy jako ostatni, najpóźniej jak się, a odpadliśmy jako pierwsi - najwcześniej jak się da. Byliśmy pewni powrotu do domu już po dwóch pierwszych kolejkach, w których przegraliśmy z Holandią (1:2) i Austrią (1:3). W meczu o honor z Francją uratowaliśmy remis (1:1).
Liga Narodów miała być dla selekcjonera poligonem przed startującymi w marcu el. MŚ 2026, ale mecze ze Szkocją, Chorwacją i Portugalią dostarczyły więcej pytań niż odpowiedzi. Determinantem oceny drużyny i selekcjonera jest końcowy wynik w rozgrywkach, ale nawet bez gola Robertsona ta nie byłaby wysoka.
Okolicznością łagodzącą jest oczywiście sytuacja kadrowa na ostatnim zgrupowaniu. Już przed nim kontuzjowani byli Paweł Dawidowicz i Jakub Piotrowski, a w dniu zbiórki okazało się, że drużynie nie pomoże też Robert Lewandowski. Na rozgrzewce przed meczem w Portugalii urazu doznał Sebastian Szymański, a w trakcie spotkania Bartosz Bereszyński i Jan Bednarek. W spotkaniu ze Szkocją selekcjoner nie mógł też liczyć na Krzysztofa Piątka.
Dokąd zmierzamy?
Probierz scalił kompletnie rozbity kadencją Santosa zespół i zrealizował cel w postaci awansu do Euro 2024, ale na Lidze Narodów się potknął. Trudno wskazać też kierunek, w którym długofalowo rozwijałaby się drużyna narodowa. W ofensywie polegamy przede wszystkim na zrywach Nicoli Zalewskiego i Piotra Zielińskiego. Robert Lewandowski jako snajper nie został do tej pory wykorzystany.
Gra obronna woła o pomstę do nieba. O stawkę na zero z tyłu zagraliśmy tylko w debiucie selekcjonera z amatorami z Wysp Owczych (2:0) i w finale baraży z Walią (0:0, k. 5:4). W 12 pozostałych takich spotkaniach straciliśmy 25 goli, a i tak w wielu meczach bohaterami drużyny byli bramkarze. Sami natomiast zdobyliśmy 21 bramek w 14 meczach o stawkę.
Ogólny bilans gry na poważnie (z wyłączeniem meczów towarzyskich) kadencji Probierza jest wstydliwy. To raptem trzy zwycięstwa (Wyspy Owcze, Estonia, Szkocja), pięć remisów i aż sześć porażek.
Owszem, większość z tych spotkań Polska przegrała z wyżej notowanymi rywalam, ale to też źle świadczy o drużynie narodowej, że od 10 lat nie potrafi wygrać z przeciwnikiem z pierwszej „10” rankingu FIFA. W el. MŚ 2026 też możemy trafić na takiego rywala i jeśli nie sprawimy niespodzianki, o udziale w kolejnym mundialu będziemy mogli pomarzyć.
Selekcja na szeroką skalę
Probierz gorliwie zabrał się do przeprowadzenia zmiany pokoleniowej w reprezentacji. Z zapałem szukał nowych twarzy do kadry i prowadził selekcję na szeroką skalę. Debiut w koszulce z białym orłem na piersi umożliwił już 14 piłkarzom, a 8 kolejnym wysłał premierowe powołanie.
Jego poprzednicy nie prowadzili polityki tak szeroko otwartych drzwi w pierwszym roku pracy. Dość powiedzieć, że ostatnim selekcjonerem, który w tym okresie swojej kadencji wprowadził do kadry więcej piłkarzy, był w latach 2009-2010 Franciszek Smuda (16). "Franz" jednak wtedy miał trzy lata na zbudowanie drużyny na Euro 2012.
Waldemar Fornalik i Adam Nawałka też nie osiągnęli takiego wyniku w "produkcji reprezentantów netto", chociaż mieli jeszcze do dyspozycji tzw. zgrupowania ligowców, które w 2014 roku zdjęto z reprezentacyjnego kalendarza.
Warto zwrócić uwagę na to, że Probierz znalazł czas i miejsce na wprowadzanie nowych reprezentantów, chociaż ze zgrupowania na zgrupowanie drużynę goniły ważne mecze o stawkę. Najpierw ratowanie eliminacji Euro 2024, potem baraże o udział w ME, następnie sama turniej główny, a potem od razu Liga Narodów.
Większość jego "odkryć" przepadła, ale Marcin Bułka, Jakub Piotrowski i Kacper Urbański zadomowili się w drużynie narodowej. O ile danie szansy robiącemu furorę w Ligue 1 Bułce było naturalne, to powołania Piotrowskiego i Urbańskiego nie były już oczywiste, a obroniły się.
Kto za Probierza?
Rozstanie z Probierzem oznaczałoby zatrudnienie piątek selekcjonera w ciągu czterech lat. Ale nawet jeśli Kulesza zdecydowałby się na ten ruch, grono kandydatów ma mocno ograniczone. Na obcokrajowcach jak Paulo Sousa i Fernando Santos się sparzył. A z Polaków w grę wchodzą trzy nazwiska: Marka Papszuna, Macieja Skorży i Jana Urbana.
Pierwszy był już jednym z kandydatów Kuleszy, ale po jego reakcji na wybór Probierza zamknął sobie drzwi do selekcjonerskiej nominacji za kadencji tego prezesa PZPN. Skorża dopiero co wrócił do Urawa Red Diamonds i nic nie wskazuje na to, by miał rzucić wszystko w Japonii i wrócić do kraju, by objąć reprezentację w rozsypce. To dla niego zbyt duże ryzyko i ma jeszcze czas, by sprawdzić się w roli selekcjonera.
Tego nie ma natomiast już Urban. Nazwisko 62-latka przewija się w kontekście pracy z reprezentacja od dekady, a ostatnio jest forsowane przez niektórych wpływowych dziennikarzy.
Maciej Kmita, dziennikarz WP SportoweFakty