Na Estadio Balaidos Barcelonie zazwyczaj grało się trudno i nie inaczej było tym razem. Znajdująca się w środku tabeli Celta zaczęła mecz bardzo odważnie. Ruszyła na gości z ogromnym impetem i miała nawet kilka okazji do zdobycia gola. Ale była nieskuteczna.
Tymczasem Barcelonie wystarczyła pierwsza dobra szansa i od razu Raphinha zamienił ją na gola. Brazylijczyk pokazał w tej akcji wszystko czym ostatnio imponuje: szybkość, drybling (zwód na zamach) i silny, precyzyjny strzał lewą nogą.
A jak grał Robert Lewandowski? W pierwszej połowie było go widać bardzo mało. Tuż przed przerwą "Lewy" - uderzeniem w trudnej sytuacji, z ostrego kąta - przerzucił piłkę nad bramkarzem i umieścił ją w siatce, ale wcześniej był na pozycji spalonej i trafienie nie zostało uznane.
ZOBACZ WIDEO: "Nie takie nazwiska przegrywają". Kibice bronią selekcjonera Probierza
Jednak w 60. minucie gry Robert zdobył już gola jak najbardziej prawidłowo. Jak określił to komentator "Eleven Sports", Polak "siłą woli" przedarł się z piłką przez obrońców Celty i - będąc sam na sam z bramkarzem gospodarzy Vicente Guaitą - zdobył gola na 2:0.
Wydawało się, że "Barca" kontroluje ten mecz, ale w końcówce wszystko się posypało. Najpierw, w 84. minucie Jules Kounde sprezentował gola rywalom na 1:2, a dwie minuty później Hugo Alvares wyrównał na 2:2.
Trzeba jednak uznać, że był to dla Barcelony raczej wypadek przy pracy. Remis pozostawia absmak, bo "Barca" mogła i powinna ten mecz spokojnie wygrać. Widać, że praca Hansiego Flicka przynosi rezultaty.
Robert Lewandowski przerwę na kadrę wykorzystał do większej aktywności medialnej. Ukazało się ostatnio kilka materiałów o Robercie z jego wypowiedziami.
W rozmowie z "The Athletic" Polak komplementował Hansiego Flicka. - Wszyscy czujemy się silniejsi. Kiedy masz takie przygotowanie fizyczne, jakie mamy teraz, nie musisz się martwić o intensywność gry. Masz czas, by myśleć o tym, jak pokonać rywala. Teraz wiemy, że wszystko jest w porządku, mamy siłę w nogach, aby zrobić to, czego wszyscy chcemy - mówił Lewandowski.
Pochwały pod adresem Niemca niektórzy w Hiszpanii odebrali jako pośrednią krytykę Xaviego, za którego czasów Barcelona często gasła w drugich połowach. Nie jest do końca pewne, że "Lewy" rzeczywiście miał takie intencje, by lekko uderzyć w byłego szkoleniowca, ale nawet jeśli tak, to przecież miał ku temu prawo.
Dziś, z perspektywy czasu widać, jak bardzo Xavi nie potrafił wykorzystać potencjału FC Barcelony. Można spokojnie założyć, że gdyby legendarny pomocnik katalońskiego klubu nadal był trenerem drużyny z Camp Nou niewiele by się zmieniło. Byłaby nadal zespołem nijakim, który ma jedynie przebłyski, gdy któryś z piłkarzy, indywidualną akcją, pokaże trochę geniuszu. A skoro genialnych piłkarzy Xaviemu nie brakowało, to momenty były. Ale tylko momenty.
U Flicka poprawa jakości drużyny jest systemowa. Po grze zespołu widać, że ktoś to wszystko wymyślił i zaplanował. Że to nie jest dzieło przypadku, że "Barca" dobrze wygląda fizycznie, świetnie gra w defensywie, znakomicie zakłada pułapki ofsajdowe, jest groźna i skuteczna w ofensywie, a kilku piłkarzy wygląda tak, jakby dostali od Niemca nowe życie.
Wśród nich jest oczywiście także Lewandowski, który wrócił z formą sportową na swoje szczyty, co w wieku 36 lat wcale nie było już takie pewne. Ma w tym sezonie imponującą statystykę.
Przeciwko Celcie zdobył 15. gola w La Lidze. Jest to jego 13. gol zdobyty z gry i to - co ważne - przy tylko 25 oddanych strzałach. Oczywiście jest liderem klasyfikacji strzelców (Vinicius Junior i Raphinha mają po 8 goli) i najpoważniejszym kandydatem do zdobycia trofeum Pichichi dla najskuteczniejszego piłkarza ligi hiszpańskiej.
Jeśli doliczymy Robertowi pięć bramek w Lidze Mistrzów, daje to 20 goli w tym sezonie. To jest, proszę państwa - co by nie mówić - sezon Lewandowskiego. Chciałoby się westchnąć nad tym stwierdzeniem, bo niestety ta imponująca skuteczność Roberta nie przełożyła się na osiągnięcia naszego napastnika w tym sezonie w reprezentacji Polski.
"Lewy" jesienią w barwach Biało-Czerwonych strzelił tylko jednego gola i to z rzutu karnego (w wyjazdowym meczu ze Szkocją). Co więcej, przestał być zawodnikiem, od którego postawy zależy gra reprezentacji. Dziś większy wpływ na drużynę ma Piotr Zieliński i cała linia pomocy.
Michał Probierz nie znalazł pomysłu jak wkomponować tak skutecznego strzelca w reprezentację. Ale selekcjoner opowiada, że "idziemy w dobrym kierunku", co nie jest niczym więcej niż pudrowaniem rzeczywistości, bo widzimy, że kadra jest pogrążona w głębokim kryzysie i właśnie spadła do Dywizji B Ligi Narodów.
Jak widać na świecie (w FC Barcelonie) zatrudniają trenerów (Hansiego Flicka). U nas pozwalają trenerom (Probierzowi) opowiadać banialuki.
Dariusz Tuzimek, WP SportoweFakty