Brytyjskie media są niezwykle pewne siebie przed środowym meczem Liverpoolu z Realem Madryt. Trudno się dziwić - "The Reds" są stawiani w roli zdecydowanego faworyta, biorąc pod uwagę wszelkie okoliczności.
Liverpool jest w formie, w Premier League jest na pewnym prowadzeniu, a w Lidze Mistrzów wygrał wszystkie dotychczasowe mecze. Z drugiej strony jest trapiony kontuzjami Real. Na papierze wszystko przemawia za zespołem Arne Slota, ale "Królewscy" już nie raz udowodnili, że w Lidze Mistrzów nigdy nie można ich skreślać.
I tego samego zdania jest Jude Bellingham. - To dla nas wielki test, ale czujemy się pewnie. Wcześniej też zmagaliśmy się z kontuzjami i potrafiliśmy sobie z tym radzić - mówił Bellingham na konferencji prasowej.
Anglik przed transferem do Realu łączony był m.in. z Liverpoolem. - Nie było tak blisko, jak pisano. Rozmawiałem z kilkoma klubami, ale kiedy do drzwi puka Real, to trzęsie się cały dom. Ciężko wtedy nie otworzyć i się nie zgodzić. Real jest na innym poziomie - stwierdził.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie Bramkarz był bezradny. Kapitalny gol w Hiszpanii
Bellingham ponownie zagra na angielskiej ziemi. Przy okazji odniósł się do krytyki, którą - jego zdaniem - niesłusznie otrzymał po mistrzostwach Europy.
- Myślę, że z moją formą wszystko było w porządku, po prostu nie zdobywałem bramek. Przyjeżdżając na zgrupowanie reprezentacji czułem, że nie byłem do końca dobrze traktowany. Krytyka była bardzo ostra, czułem się trochę jak kozioł ofiarny i rzeczywiście straciłem radość z gry - przyznał Bellingham.
- Presja nie jest dla mnie żadnym problemem. Wydawało mi się, że na mistrzostwach Europy prezentowałem się całkiem nieźle, a po finale czułem, jakby cały świat się na mnie rzucił. To nie było miłe uczucie - mówił 21-latek.
Bellingham miał fenomenalne wejście do Realu. W poprzednim sezonie wykręcił nieprawdopodobne liczby (23 gole, 13 asyst). Dlatego też trudno się dziwić, że ludzie kręcą nosem, gdy patrzą na jego statystyki w obecnych rozgrywkach (marne dwie bramki i cztery asysty).
- Wtedy z klubu odszedł Karim Benzema i chcieliśmy strzelać gole w inny sposób. Teraz dołączył do nas Kylian Mbappe, a to ktoś, kto zdobywa wielką liczbę bramek i jako zespół oczekujemy, że będzie to robił. Akceptuję, że moja rola na boisku jest wtedy inna, bo jestem zawodnikiem drużynowym. Wiem, że są wobec mnie duże oczekiwania po poprzednim sezonie, ale nawet jeśli nie strzelam teraz tylu goli, to uważam, że i tak prezentowałem wysoki poziom. Z tą różnicą, że moje występy nie trafiały na pierwsze strony gazet - podsumował Bellingham.
Początek meczu Liverpool - Real Madryt w środę o godz. 21.