Z Gdańska - Krzysztof Sędzicki, WP SportoweFakty
Zgadza się, to nie reprezentacja Polski jest faworytem w tej parze. Tak, po drugiej stronie w podstawowej jedenastce wyszły piłkarki Arsenalu, Eintrachtu Frankfurt czy Liverpoolu. Ale my też nie mamy się czego wstydzić pod tym kątem. Od bramki, gdzie mamy reprezentantkę West Ham United, przez środek pola, gdzie również znajdziemy piłkarkę Eintrachtu, po pozycję numer dziewięć, gdzie przecież bryluje gwiazda FC Barcelona.
Względem poprzedniego spotkania na Polsat Plus Arenie Gdańsk rozegranego niemal dokładnie miesiąc wcześniej z Rumunkami trener Nina Patalon dokonała trzech zmian personalnych - w podstawowej jedenastce w miejsce Sylwii Matysik, Dominiki Grabowskiej i Klaudii Jedlińskiej wyszły kolejno Martyna Wiankowska, Tanja Pawollek oraz Nadia Krezyman.
Poza tym z lewej na prawą obronę przeskoczyła Wiktoria Zieniewicz. To jedna z tych piłkarek, na które selekcjonerka stawia od początku eliminacji i bez której chyba nie wyobraża sobie gry reprezentacji Polski, nawet jeśli musi ją przerzucać między pozycjami. Zawodniczka FC Fleury 91 grała już na bokach obrony i jako defensywna pomocniczka, choć nominalnie jest stoperką. I na tej pozycji też już występowała z orzełkiem na piersi.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Kuriozalny gol! Najdziwniejszy "swojak" sezonu?
A na prawej flance od początku miała sporo pracy, bo zarówno Venena Hanshaw, jak i Barbara Dunst na lewym - patrząc od strony reprezentacji Austrii - skrzydle przez pierwsze kilkanaście minut szarżowały i były szybsze od Polki. Tyle, że zwykle kończyło się albo na strzale którejś z Austriaczek prosto w Kingę Szemik, albo na niedokładnym centrostrzale.
Polki zaś szukały swoich okazji w kontratakach. Pierwszy z nich w trzeciej minucie powinien skończyć się golem na 1:0, gdy podanie od Ewy Pajor dostała Adriana Achcińska, lecz piłka po jej strzale z kilkunastu metrów minimalnie minęła słupek bramki Manueli Zinsberger. Podobną okazję w 31. minucie miała debiutująca w podstawowej "11" Krezyman. Ta przebojowa 20-latka w rozegranym miesiąc temu spotkaniu z Rumunią weszła na boisko na niecałe 10 minut i od razu popisała się bramką. Tym razem do szczęścia zabrakło centymetrów.
Najlepszą okazją dla Biało-Czerwonych w pierwszej połowie mogła, albo raczej powinna być sytuacja, w której z lewej strony pola karnego z piłką wparowała Natalia Padilla-Bidas, zagrała do Ewy Pajor, która została zablokowana, a przy próbie dobitki Virginia Kirchberger, która leżała na murawie, rzuciła się na nogi naszej kapitan przewracając ją. Jednak sędzia Olatz Rivera Olmedo nie podyktowała rzutu karnego, ani też nie dostała takiej podpowiedzi z wozu VAR.
W drugiej połowie Austriaczki miały częściej piłkę, ale to reprezentacja Polski wyszła na prowadzenie w 57. minucie. Urwała się rywalkom Pajor, a dostrzegła ten fakt Ewelina Kamczyk, więc zagrała jej piękną piłkę na dobiegnięcie. Była szybsza, nawet z piłką, ale - co istotne - akcję ubezpieczała jeszcze Padilla-Bidas, więc gdy Zinsberger wyszła z bramki, było do kogo zagrać. Tak też się stało i choć wyszedł z tego dość lekki strzał, z "pomocą" przyszła Marina Georgieva, która dobiła to uderzenie do własnej siatki.
To trafienie dodało wiatru w skrzydła reprezentacji Polski, szczególnie do kolejnych kontr. Po niecałych 10 minutach ponownie Pajor z piłką była szybsza od goniących ją Austriaczek bez piłki. Problem w tym, że do tego szybkiego ataku biegła sama. Zdecydowała się jednak na techniczne uderzenie po ziemi i... trafiła w słupek.
Austriaczki były nieco oszołomione i coraz bardziej sfrustrowane, bo choć miały przewagę w posiadaniu piłki, nie potrafiły tego zamienić na choćby jednego gola. Oczywiście Polki też znacznie im utrudniały pracę w ofensywie przerywając grę odważniejszym wejściem ciałem lub nawet wślizgiem, lecz widać było, że ekipie trener Irene Fuhrmann zaczęło się spieszyć.
Tak bardzo, że w 74. minucie Lilli Purtcheller zdecydowała się na bardzo mocne uderzenie z dystansu, które Kinga Szemik musiała bronić na raty. Ale obroniła, i to się liczy. W ostatnich 10 minutach przyjezdne wręcz otoczyły Polki wokół ich własnej szesnastki, ale na telebimie pod nazwą "Austria" dalej widniało zero. Już do końcowego gwizdka. To pierwsza taka sytuacja w oficjalnym meczu reprezentacji Polski od blisko roku, kiedy to w Sosnowcu pokonała ona Grecję 2:0.
Jesteśmy więc o krok od historycznego awansu na mistrzostwa Europy. Ale aby go wykonać, trzeba przynajmniej nie przegrać w Wiedniu we wtorek 3 grudnia. Nasze panie po raz kolejny udowodniły, że nie ma rzeczy niemożliwych. Oby zrobiły to jeszcze raz w stolicy Austrii w spotkaniu, które urasta to rangi najważniejszego w historii polskiego futbolu kobiecego.
Polska - Austria 1:0 (0:0)
1:0 - Natalia Padilla-Bidas 57'
Polska: Kinga Szemik - Wiktoria Zieniewicz, Emilia Szymczak, Oliwia Woś, Martyna Wiankowska - Adriana Achcińska (77' Milena Kokosz), Tanja Pawollek, Ewelina Kamczyk (72' Klaudia Słowińska) - Natalia Padilla-Bidas (90+1' Dominika Grabowska), Ewa Pajor, Nadia Krezyman (72' Weronika Zawistowska).
Austria: Manuela Zinsberger - Annabel Schasching, Marina Georgieva, Virginia Kirchberger, Verena Hanshaw - Sarah Puntingam - Lilli Purtscheller, Sarah Zadrazil, Marie Hoebinger (71' Laura Feiersinger), Barbara Dunst (71' Julia Hickelsberger) - Eileen Campbell (83' Nicole Billa).
Sędziowała: Olatz Rivera Olmedo (Hiszpania).
Żółte kartki: Słowińska (Polska) - Kirchberger (Austria).
Widzów: 7 025.