Od 2014 roku członek Klubu Wybitnego Reprezentanta Polski i honorowy prezes Legii Warszawa. W barwach stołecznego zespołu wystąpił w 452 meczach, w których zdobył 227 bramek. Po zakończeniu kariery przez lata zasiadał na ławce trenerskiej drużyny z Warszawy, głównie jako asystent. Przy Łazienkowskiej trybuna południowa została nazwana jego imieniem.
Brychczy był wzorem do naśladowania, a jego lojalność i nietuzinkowy charakter pozostaną w sercach kibiców. - Jestem poruszony, ta wiadomość spadła na mnie, jak grom z jasnego nieba. Jednocześnie ogarnęło mnie wzruszenie, z uwagi na wiele momentów związanych z Luckiem, które zapadły w mojej pamięci - mówi WP SportoweFakty legendarny reprezentant Polski Włodzimierz Lubański.
- Był dla mnie wyjątkową osobą. Właśnie u jego boku debiutowałem w reprezentacji Polski. Cieszę się, że mogliśmy jeszcze znaleźć się na tym samym boisku, w jednej drużynie - dodaje złoty medalista igrzysk olimpijskich z 1972 roku.
Przyczynił się do rozkwitu jego kariery
Mecz, który wspomina Lubański, odbył się w 1963 roku. Polska pokonała towarzysko Norwegię 9:0. Zarówno on, jak i Brychczy znaleźli się w podstawowym składzie. Szatnię w kadrze dzielili przez kolejnych sześć lat.
Legenda Legii rozegrała 58 spotkań dla reprezentacji Polski, strzeliła 18 bramek. - Nie chodzi tylko o liczby, a przede wszystkim jego umiejętności techniczne, przyjęcie piłki, drybling. Od Lucka można było się wiele nauczyć. Świetny piłkarz - wspomina Lubański.
- Zapamiętam Lucka jako człowieka bardzo spokojnego i wyważonego, zarówno na murawie, jak i poza nią. Przyczynił się do tego, że inaczej patrzyłem na dyscyplinę i sposób, w jaki gram. Był piłkarzem znacznie bardziej doświadczonym ode mnie. Nie miałem oporów przed korzystaniem z jego pomysłów i podpowiedzi, chętnie to robiłem. Na pewno miał wpływ na rozwój mojej kariery - kontynuuje drugi strzelec wszech czasów reprezentacji Polski.
"Laury schodzą na drugi plan"
Brychczy pracował nieprzerwanie w Legii przez ponad 60 lat. Czterokrotnie zdobył mistrzostwo Polski.
Wciąż pozostaje drugim najskuteczniejszym strzelcem w historii Ekstraklasy ze 182 bramkami na koncie. Trzykrotnie kończył sezon z tytułem króla strzelców.
- Laury schodzą na drugi plan. Najsmutniejsze jest to, że odeszła bardzo ciepła i serdeczna osoba. Przede wszystkim nastawiona pozytywnie do życia. Zawsze był przyjazny w stosunku do młodych chłopaków, którzy dopiero wdrażali się do kadry. Sam przekonałem się o tym na własnej skórze, bo Lucek był dla mnie kimś w rodzaju przewodnika. Fantastyczny facet. Jego odejście to bardzo smutna wiadomość - wspomina.
Legendarni napastnicy w przeszłości mieli wiele okazji do spotkań. - W trakcie meczów na murawie, w szatni czy na rozmaitych spotkaniach związanych z dyscypliną - wylicza Lubański. - To jednak było lata temu. Wspomnień związanych z Luckiem mam naprawdę wiele i trudno wyselekcjonować mi jeden moment - dodaje były piłkarz Górnika Zabrze czy KSC Lokeren.
- Szczególnie wspominam natomiast jego pożegnanie na stadionie Legii Warszawa. Miałem wtedy okazję zejść z trybun i pogratulować mu bardzo udanej sportowej kariery. To było dla mnie wzruszające. Lucek na zawsze pozostanie w mojej pamięci, jak i wielu kibiców - podsumowuje Włodzimierz Lubański.
Bogumił Burczyk, dziennikarz WP SportoweFakty