"Pamięć o nim nigdy nie umrze". Legenda żegna Brychczego

Newspix / MARCIN SZYMCZYK/FOTOPYK / Na zdjęciu: Lucjan Brychczy
Newspix / MARCIN SZYMCZYK/FOTOPYK / Na zdjęciu: Lucjan Brychczy

- Fantastyczna osoba. Po rozmowach z nim wszystko stawało się łatwiejsze. Jak usłyszałem, że odszedł, łezka w oku się zakręciła - mówi nam były reprezentant Polski Roman Kosecki o śmierci Lucjana Brychczego.

Brychczy zapisał się złotymi zgłoskami na kartach historii polskiej piłki. Kibice zapamiętają go jako symbol lojalności. Niemal całą zawodniczą karierę spędził w Legii Warszawa, po jej zakończeniu wstąpił do sztabu szkoleniowego, gdzie głównie pracował jako asystent.

W 2014 roku zarząd stołecznego klubu nadał mu tytuł honorowego prezesa. 10 lat temu został również członkiem Klubu Wybitnego Reprezentanta. Niestety w poniedziałek Brychczy przegrał swoje ostatnie spotkanie.

Lata mijały, nazwiska zmieniały, a on ciągle tam był

Zmarł na zapalenie płuc, co przekazał jego syn Ryszard Przeglądowi Sportowemu Onet. - Łezka się zakręciła, serduszko łzawi... Fantastyczny człowiek, legenda Legii Warszawa i wybitny reprezentant Polski. Zawsze uśmiechnięty, chętnie podpowiadał, był pod ręką... Lucjan Brychczy nigdy nie odmawiał pomocy - mówi WP SportoweFakty były kadrowicz i zawodnik Legii Warszawa Roman Kosecki.

- Mówiąc szczerze, wystarczyła chwila rozmowy z nim i cały stres znikał jak ręką odjął. Bardzo doceniałem jego podpowiedzi. Człowiek mógł być zaniepokojony, pełen wątpliwości, ale on potrafił wszystko zmienić na lepsze w ułamku sekundy - dodaje.

Brychczy zakończył karierę w 1972 roku. Mimo tego jeszcze kilkanaście lat później potrafił zawstydzać zawodowców. - Czasami, jak graliśmy w dziadka na utrzymanie piłki, dołączał do nas. Nigdy nie wchodził do środka, jako ten, który stracił przed chwilą futbolówkę. Był świetny technicznie, nie stracił precyzji nawet po zakończeniu kariery. Byłem w Legii ja, Strejlau, Kapera, Stachurski, mój syn... Lata mijały, nazwiska się zmieniały, a jednak zawsze był również Lucjan Brychczy - zauważa Kosecki.

I wspomina zabawną sytuację z udziałem legendy Legii. - Gdy raz wszedłem do środka, grając we wcześniej wspomnianego dziadka, okazał się sprytniejszy. Podał piłkę między moimi nogami i powiedział: masz już siatkę, to teraz idź na zakupy. Wszyscy się śmiali. Podobnych sytuacji było wiele. Lucjan Brychczy lubił żartować - wspomina 69-krotny reprezentant kraju.

Bez niego Polska piłka wiele by straciła

Legenda Legii przyczyniła się do rozwoju piłki w naszym kraju i miała wpływ na rozwój wielu wybitnych karier. W rozmowie z nami Włodzimierz Lubański przyznał, że wskazówki Brychczego dały mu wiele (więcej -> TUTAJ).

- Trudno było go nie lubić. Z nim nie było rzeczy niemożliwych. Zresztą moja opinia na temat Lucjana Brychczego nie jest odosobniona. Syn Kuba (przyp. red. Jakub Kosecki) też zwracał uwagę na nietuzinkowość legendy Legii. Można powiedzieć, że Lucjan to był ktoś w rodzaju drugiego ojca. Człowiek wspierający i otwarty, zawsze, kiedy wymagała tego sytuacja - przyznaje Kosecki.

Gdyby nie Brychczy, Kosecki niekoniecznie zaszedłby tak daleko w świecie piłki. - Był żywym drogowskazem wielu graczy Legii. Moim również. Wystarczyła krótka podpowiedź i człowiek wiedział, co trzeba zrobić. Był, jest i będzie dobrym duchem Legii. Potrafił wszystkich pozytywnie nastawić do piłki nożnej - dodaje strzelec 19 bramek dla reprezentacji Polski.

Brychczy wygrywał z Legią cztery razy mistrzostwo Polski i Puchar Polski. Do dziś pozostaje drugim najskuteczniejszym strzelcem w historii Ekstraklasy. W reprezentacji wystąpił 58 razy. Do siatki trafiał 18.

- Zapamiętam go, jako człowieka wiecznie młodego. Lata leciały, a on z każdym potrafił się dogadać. Działacze, kibice i wszyscy związani z Legią Warszawa na pewno zadbają, by godnie go pożegnać. Jestem przekonany, że zostanie z nami na zawsze. Pamięć o nim nigdy nie umrze - podsumowuje Roman Kosecki.

Bogumił Burczyk, dziennikarz WP SportoweFakty