- Cieszę się, że w niedzielę trenerzy dali mi kolejną szansę. Wyszedłem na boisko i pokazałem, że nieudany początek rundy to już na szczęście przeszłość. Najważniejsze są trzy punkty, które dopisaliśmy do swego dorobku, i które dały nam awans na najlepsze w tym sezonie miejsce. Chyba nikt się nie spodziewał, że po jesieni znajdować się będziemy w środku stawki. Jesteśmy kolektywem na dobre i na złe. Pokazaliśmy ten nasz białostocki charakter, i że u nas łatwo drużynom przyjezdnym nie jest - powiedział uradowany Gikiewicz.
Młody golkiper żółto-czerwonych nie mógł w potyczce z brunatnymi narzekać na brak pracy. - Kilka razy niebezpiecznie się pod moją bramką zakotłowało, chociaż GKS takich klarownych sytuacji, poza golem Kuświka nie miał. Akurat w tej sytuacji byłem bez szans - stwierdził "Giki".
Po niedzielnym zwycięstwie żółto-czerwoni mogą przez kilka miesięcy z "góry" patrzeć na pozostałe drużyny walczące o utrzymanie. - Na pewno sytuacja jest komfortowa, jednak na początku rundy wiosennej mamy ciężkie mecze. Na siedem spotkań aż pięć zagramy na wyjeździe. Nikt z nas nie będzie miał stuprocentowych wakacji, bo każdy otrzyma rozpiskę i będzie musiał ciężko pracować. W naszym zawodzie nie ma dnia, abyśmy mogli sobie pozwolić na leniuchowanie - dodał Gikiewicz.
"Giki" po tym jak stracił miejsce w pierwszym składzie przyznał, że miewał myśli odnośnie zmiany klubu, jednak jak wrócił do bramki od razu je przegonił. - Jak jeden nie gra, to dwóch bramkarzy jest niezadowolonych, więc każdy z nich miewa różne myśli. Obecnie mam jeszcze 2,5-letni kontrakt z Jagiellonią i bardzo chciałbym zostać w Białymstoku, gdzie są znakomici kibice. Chociaż może być tak, że prezesi i trenerzy wezmą mnie w poniedziałek na rozmowę i powiedzą, że mają jakiś klub dla mnie i nie potrzebują mnie w Jagiellonii - stwierdził Gikiewicz. - A czy wierzę w to? Nie - odparł z uśmiechem.