Byłem złym prorokiem - rozmowa z Dariuszem Fornalakiem, szkoleniowcem Piasta Gliwice

- Powiedziałem po spotkaniu z Koroną, że będziemy się bronić przed spadkiem i to stało się faktem - mówi w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl szkoleniowiec Piasta Gliwice, Dariusz Fornalak. Trener niebiesko-czerwonych opowiada o tym, co było i o tym, co będzie, a przed klubem naprawdę trudne decyzje.

Agnieszka Kiołbasa
Agnieszka Kiołbasa

Agnieszka Kiołbasa: Szesnaście punktów w siedemnastu meczach. Na pewno wszyscy w klubie liczyli na więcej. Ile zabrakło do planu minimum, jeżeli taki w ogóle był?

Dariusz Fornalak:
Nie było żadnego planu. Trudno zakładać przed sezonem, ile zdobędzie się punktów. Każdy chce ich gromadzić jak najwięcej. W naszym przypadku nie było inaczej. Chcieliśmy na pewno ugrać ich więcej niż w poprzednim sezonie, żeby był jakiś progres. Jeżeli chodzi o naszą grę, to udało się nam to połowicznie. Na pewno liczba zdobytych punktów nas nie zadowala. Straciliśmy ich zbyt dużo i to na własne życzenie. Możemy mieć pretensje tylko do siebie.

Piast już dawno zapomniał, jak smakuje zwycięstwo. Nie wygraliście meczu od 4 października.

- To na pewno martwi, ale nie tylko to. Mnie najbardziej boli przegrany mecz w Kielcach. Byłem złym prorokiem, bo powiedziałem po tym spotkaniu, że będziemy się bronić przed spadkiem i to stało się faktem.

Poprawie uległa gra w ofensywie, ale o defensywie już nie można powiedzieć za wiele dobrego. Drużyna straciła aż 29 bramek. Tylko Korona ma gorszy dorobek.

- Przed tym sezonem zakładaliśmy sobie, że będziemy strzelać więcej bramek, bo o to przecież w piłce chodzi. To nam się udało. Nie sądziliśmy jednak, że te proporcje zostaną tak zachwiane na niekorzyść gry defensywnej całego zespołu, bo trudno tutaj obwiniać bramkarza i czterech obrońców o to, że straciliśmy tyle bramek. Byłoby to zbytnie uproszczenie. Utrata tych goli wynikała z różnych okoliczności, czasami bardzo kuriozalnych, ale główną przyczyną były indywidualne błędy zawodników, a namnożyło się ich tyle, że w tej klasyfikacji strat plasujemy się w czołówce. To na pewno martwi.

Piast stracił mnóstwo bramek niejako na własne życzenie. Niektóre mecze mogły, a nawet powinny zakończyć się innymi wynikami.

- Teraz możemy sobie gdybać i wymieniać te spotkania. Rzeczywiście było ich kilka. Mamy tego świadomość. Nie chcę się tutaj usprawiedliwiać, ale wpływ na to miała także epidemia grypy, która dopadła nasz zespół. Na pewno choroba nie pomogła nam w zdobyciu większej liczby punktów. Zbieraliśmy także zdecydowanie za dużo głupich żółtych kartek. Mam tutaj na myśli kartki za dyskusje z arbitrem. To jest rzecz niedopuszczalna. W konsekwencji dochodzi do tego, ze dany zawodnik osłabia zespół przed bardzo trudnym i ważnym spotkaniem. Mogę powiedzieć z jakąś dozą pewności, że gdyby nie taka głupia kartka Kamila Glika w meczu z Lechem, to raczej nie przegralibyśmy starcia z Ruchem. Przyczyn takiego, a nie innego stanu rzeczy jest więcej. Faktem jest, że pewne elementy uległy poprawie, a inne wymknęły się spod naszej kontroli i nad tym bolejemy.

W minionej rundzie bezcenny dla Piasta był Sebastian Olszar. Bez tego zawodnika atak wygląda już dużo gorzej.

- Mogę się tylko cieszyć, że ta runda była udana dla Sebastiana, że przede wszystkim był zdrowy. Grał naprawdę dużo, jeżeli weźmiemy pod uwagę to, co się z nim działo wcześniej. Można było u niego zauważyć stabilizację formy. Był skuteczny, ale powiem szczerze, mógł strzelić tych bramek więcej. Tak jak oceniamy negatywnie zawodników z defensywy, bo mogliśmy zapobiec utracie kilku czy kilkunastu goli, tak samo musimy mieć pretensje do piłkarzy ofensywnych. Tych bramek mogło być więcej, a wtedy nasz dorobek punktowy też byłby bardziej okazały. Nie będziemy jednak marudzić.

Czasami można było odnieść wrażenie, że Sebastian jest zbyt osamotniony z przodu.

- W trakcie rundy pojawiły się zarzuty, pytania: "Kiedy Piast będzie grał dwoma napastnikami?" Przypomnę, że nie wszystkie drużyny grają schematem 4-4-2. Trzeba wziąć pod uwagę skład personalny, ustalić czy możemy sobie pozwolić na takie ustawienie. Zorientować się, czy jakość zawodników drugiej linii jest na tyle wysoka, że jesteśmy w stanie te duże boisko nimi "pokryć", że tak to brzydko nazwę. Doszliśmy do wniosku, że gra jednym napastnikiem będzie korzystniejsza dla naszego zespołu i jak widać, nie miało to wpływu na to, że strzelaliśmy mniej bramek. Zawodnicy ofensywni ze swojego zadania się wywiązali, jednak to "ale" zawsze pozostaje. Przed nami na pewno dużo pracy.

W zespole przede wszystkim brakowało piłkarza, który w trudnych momentach potrafi wziąć ciężar gry na siebie.

- Ten problem jest w Gliwicach od dłuższego czasu. Nie ma w Piaście zawodnika, którego można nazwać boiskowym przywódcą. Brakuje piłkarza, który w trudnych momentach bierze ciężar gry na siebie i swoją postawą, swoją dobrą grą powoduje, że ta drużyna się nakręca, prezentuje się lepiej. Szczególnie uwidoczniło się to w meczu z Arką Gdynia, gdzie ostatnie fragmenty pierwszej i drugiej połowy zadecydowały o tym, że nie wygraliśmy tego spotkania, a powinniśmy to zrobić.

Czy któryś z zawodników szczególnie pana rozczarował?

- Nie lubię publicznie wystawiać laurek, chociaż zrobiłem wyjątek w przypadku Sebastiana. Uważam, że jest to nieeleganckie. Zwykle rozmawiam z zawodnikami osobiście i staram się przekazywać im swoje spostrzeżenia. Teraz też tak zrobię. Ocena tej rundy na pewno będzie szczegółowa. Na razie nie miałem czasu na to, żeby jeszcze raz obejrzeć część spotkań, ale na pewno to zrobię. Przeanalizuję szczegółowo postawę każdego piłkarza z osobna. Moi zawodnicy dowiedzą się wszystkiego ode mnie. Nie chciałbym, żeby czytali w mediach, co na ich temat powiedział szkoleniowiec.

Którego spotkania żałuje pan najbardziej?

- Podkreślę to jeszcze raz: meczu z Koroną Kielce. Śmiem twierdzić, że gdybyśmy to spotkanie wygrali, to teraz bylibyśmy w górnej części tabeli. Nie tylko liczba punktów byłaby inna, ale wzrosłoby morale drużyny. Pewność siebie na boisku byłaby większa i w decydujących momentach kilku spotkań zachowalibyśmy się inaczej. Nie bylibyśmy tak zdekoncentrowani. Nie wiem, z czego się to brało, ale sądzę, że świadomość, iż każda strata punktów powoduje, że jesteśmy coraz niżej w tabeli, nie zawsze pomagała i ci młodzi ludzie w wielu momentach po prostu przestraszyli się tej odpowiedzialności.

Sytuacja Piasta jest trudna. Dużo będzie zależało od aktywności na rynku transferowym Potrzebne są wzmocnienia, bo jesień pokazała, że w zespole godnych zmienników brak.

- Oczywiście chcemy, żeby były zmiany, żeby wzrosła jakość naszego zespołu. Chciałbym, abyśmy mieli taki komfort jak np. Wisła, gdzie Maciej Skorża dokonuje zmian i każda z nich pozytywnie wpływa na grę drużyny. Tak było m.in. w Chorzowie. My póki co takich możliwości nie mamy i nie wiem, czy będziemy mieć, bo nie jest to takie proste. Piast nie jest klubem, który na życzenie trenera, dyrektora sportowego czy obojętnie kogo może powiedzieć, że chce tego zawodnika i ten piłkarz zaraz u nas jest. Musimy mieć świadomość tego, że nasze możliwości finansowe są ograniczone. Ceny na rynku polskim są takie, jakie są. W wielu przypadkach wygórowane. Należy się porozumieć z zawodnikiem, z jego agentem, liczyć się z prowizjami, jakie się z tym wiążą. Sprawa jest złożona. Zwykle od samych chęci do finalizacji transakcji droga daleka. Nie mniej jednak myślę, że będziemy aktywni na rynku transferowym i zaskoczymy niektórych obserwatorów. Być może trafi do nas jakiś ciekawy piłkarz.

Po zakończeniu rundy przybył kolejny problem. Wisła upomniała się o Mateusza Kowalskiego i Piast stracił podstawowego stopera.

- Zostaliśmy poniekąd zaskoczeni decyzją Wisły, bo nic na nią nie wskazywało po spotkaniu w Sosnowcu. Rozmowy na temat przyszłości Mateusza Kowalskiego pozwalały wierzyć, że nie będzie żadnych przeszkód, żeby ten piłkarz z nami został i u nas się rozwijał. Niestety dla nas decyzja pana Cupiała jest taka, a nie inna i musimy się temu podporządkować. Nie przekreślałbym jednak tej sprawy. Nic jeszcze nie jest przesądzone. Mateusz jedzie z Wisłą na pierwsze zgrupowanie, tam dostanie szansę gry w meczach kontrolnych. Jeżeli spełni oczekiwania, to zostanie w Krakowie. Jeżeli jednak trener Maciej Skorża dojdzie do wniosku, że woli stawiać na Marcelo, Clebera, a jest tam jeszcze przecież Głowacki, to może być różnie. Na pewno gra w zespole Mistrza Polski to duża mobilizacja i szansa dla piłkarza, to nie ulega wątpliwości. W tym momencie jednak nasze życzenia dla Mateusza są różne, bo wolelibyśmy by został z nami. Zobaczymy, jak to się rozwinie. Jeżeli trener Skorża dojdzie do wniosku, że lepiej dla zawodnika, żeby nie siedział na ławce a grał, to myślę, że jeszcze zobaczymy go na środku obrony w Piaście w rundzie wiosennej.

Mając na uwadze odejście Mateusza, trudno wyobrazić sobie, by z Piastem rozstał się też Kamil Glik...

- Sytuacja zrobiła się trudna. Rozmawiałem z Kamilem pół roku temu i starałem się go przekonać do tego, że kolejna runda w Piaście to dla niego olbrzymia szansa, by wszystkim udowodnić, że jest dobrym piłkarzem. Tak też się stało, bo jesień była dla niego udana. Natomiast tak, jak nie przewidziałem, że stracimy tyle bramek i prawdopodobnie Mateusza Kowalskiego, tak nie sądziłem, że nasza sytuacja i deficyt punktowy sprawią, że ewentualne odejście Kamila będzie dla nas ogromnym problemem. Będziemy jeszcze na te tematy rozmawiać, ale czytam wypowiedzi samego zawodnika w różnych mediach i sądzę, że jest on zdeterminowany, by grać w innym klubie. Na pewno możliwość walki o wyższe cele, większe szanse na występy w reprezentacji powodują, że sam piłkarz myśli, że zmiana otoczenia wyjdzie mu na dobre. Wiąże się to przecież także z lepszymi warunkami finansowymi. Trudne chwile przed Kamilem, przede mną i przed władzami klubu, które podejmują ostateczne decyzje. Wiem tylko tyle, że żadna oficjalna oferta do nas nie wpłynęła. Sprawa jest otwarta. Kamil jest związany umową z Piastem. Odpowiadając jednak na pytanie. Rzeczywiście odejście Glika przy stracie Mateusza Kowalskiego, to jak strzelenie sobie w stopę.

Jakie formacje będzie pan chciał wzmocnić w tym okienku transferowym?

- Nie będę oryginalny. Myślę, że nowy zawodnik w każdej formacji to byłoby to, czego chcemy. Na pewno jednak nie będziemy szukać golkipera. W lidze polskiej w tej rundzie były bodajże dwa kluby, w których broniła trójka bramkarzy: my i Jagiellonia. To też przełożyło się na liczbę straconych bramek. Poprzedni sezon pokazał, że stabilizacja na tej pozycji jest bardzo ważna. Sam grałem w piłkę, mam kolegów bramkarzy, więc wiem z doświadczenia, że zaufanie trenera, fakt że jest się pewniakiem powoduje, że i forma jest wyższa, że zwiększa się pewność zawodnika. Nie oznacza to jednak, że ktoś wchodzi do bramki i jest nie do wyciągnięcia. To tylko od niego zależy, jak to się skończy. Widzieliśmy sezon wcześniej, że w przypadku Grzegorza Kasprzika ta pewność przełożyła się na wynik sportowy, czyli na mniejszą liczbę straconych bramek. Teraz było inaczej i to negatywnie wpłynęło na naszą postawę.

Klub będzie szukał wśród zawodników ogranych w ekstraklasie czy postawi na młodzież, która dopiero rozpocznie przygodę z najwyższą klasą rozgrywkową?

- Musimy to wypośrodkować. Ja bardzo chciałbym, żebyśmy pozyskali ludzi, których nie trzeba sprawdzać, którym nie trzeba dawać pół roku czasu, by nas przekonali, że zasługują na występy w ekstraklasie. Najlepiej gdyby to byli piłkarze "zaprawieni w bojach", którzy mogą być wiodącą postacią zespołu, chociaż tego nigdy nie można być pewnym. Wszystko wychodzi w praktyce. Na tą chwilę na pewno szukamy zawodników, którzy prezentują umiejętności ekstraklasowe.

Przed Piastem trudne chwile. Przed startem piłkarskiej wiosny sporo czasu będzie należało poświęcić na pracę nad psychiką zawodników. To może być klucz do sukcesu.

- Jest to na pewno jeden z elementów tej całej układanki. Cały czas staramy się rozmawiać z zawodnikami, odpowiednio ich motywować. Nie zawsze się to udaje. Czasami wydaje się, że wszystko jest ok, że piłkarze są odpowiednio skoncentrowani, ale błędy które popełniają podczas spotkań ligowych, jakby temu zaprzeczają i powodują, że zaczynamy się zastanawiać, czy stopień motywacji był właściwy. Zwracaliśmy na to uwagę, zwracamy i na pewno będziemy zwracać. Zawodnicy muszą mieć świadomość tego, że piłka nożna to nie jest zabawa. Muszą wiedzieć, o co toczy się gra, a mowa tu o ogromnych pieniądzach, o przyszłości klubu. To walka o być albo nie być, bo obecnie tylko występy w najwyższej klasie rozgrywkowej są gwarantem bytu.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×