Mówią wprost przed przyjazdem do Polski. "Bylibyśmy głupi"

WP SportoweFakty / Mateusz Czarnecki
WP SportoweFakty / Mateusz Czarnecki

Legia zagra o półfinał Ligi Konferencji z drużyną, która jest faworytem do wygrania całych rozgrywek. Ale w walce o najważniejsze trofea Chelsea ciągle nie miałaby czego szukać. To wielka marka i jednocześnie nadal plac budowy.

"Dał nam przykład Jose Mourinho jak zwyciężać mamy".

Przed decydującymi fazami Ligi Konferencji menedżer Chelsea Enzo Maresca spokojnie mógłby sparafrazować w ten sposób słowa Mazurka Dąbrowskiego. W pierwszym roku istnienia rozgrywek Portugalczyk jako trener Romy w spektakularnym stylu obalił tezę, że puchar trzeciej kategorii wielkim markom jest do niczego niepotrzebny.

Nie tylko podniósł w górę trofeum, ale dwa razy popłakał się ze wzruszenia (po półfinale i finale) i jeszcze przekonał niemal cały Rzym, że jego piłkarze dokonali czegoś spektakularnego. - Mieliśmy napisać historię i to zrobiliśmy - mówił po pokonaniu Feyenoordu 1:0 w decydującym meczu w maju 2022 r.

"To nie arogancja"

W Chelsea w przypadku sukcesu pewnie nikt takiego teatru robić nie będzie. W pierwszym sezonie Enzo Mareski na Stamford Bridge priorytetem jest zakwalifikowanie się do Ligi Mistrzów. Jednocześnie stwierdzenie, że Liga Konferencji nie ma The Blues znaczenia, byłoby dalekie od prawdy.

Po pierwsze, dla klubu, który jeszcze nie tak dawno regularnie dokładał do gabloty kolejne puchary, to jedyna szansa na zdobycie w tym sezonie jakiegoś trofeum. Chyba że celuje w wygranie Klubowych Mistrzostw Świata, co wydaje się bardzo mało prawdopodobne.

Z FA Cup londyńczycy odpadli w czwartej rundzie z Brighton. Z Pucharu Ligi Angielskiej wyeliminowało ich w 1/8 finału Newcastle. W Lidze Konferencji idzie Chelsea dużo lepiej. Fazę ligową zakończyli z kompletem sześciu zwycięstw i 26 strzelonymi bramkami. Kopenhagę przeszli bez większych problemów (3:1 w dwumeczu).

Maresca lubi powtarzać, że potrzeba czasu i że jego zespół się rozwija. Wygranie Ligi Konferencji – mimo słabości rywali i ich dużo niższych budżetów - byłoby argumentem na poparcie tej tezy. Włoch dałby Chelsea pierwsze trofeum po erze Romana Abramowicza. Ale że każdy kij ma dwa końce - brak pucharu będzie traktowany w zachodnim Londynie jako blamaż.

- Chelsea wygrywała w przeszłości Ligę Mistrzów i Ligę Europy. Bylibyśmy głupi, gdybyśmy stwierdzili, że nie możemy wygrać Ligi Konferencji. To nie arogancja, tylko świadomość naszej jakości - mówił w czwartkowy wieczór strzelec jedynego gola z Kopenhagą, Kiernan Dewsbury-Hall.

Przed meczami 1/8 finału Marc Cucurella przyznał, że brak końcowego zwycięstwa w tych rozgrywkach byłby dla klubu rozczarowaniem. Maresca przed rewanżami tłumaczył zaś, że Chelsea znowu musi się nauczyć seryjnie wygrywać, a Liga Konferencji może być idealnym poligonem.

Jest świadomy, że o powrocie na tron w Premier League na razie nie ma nawet co rozmawiać.

Gramy bez bramkarza

Podtrzymywał to nawet przed ubiegłorocznymi Świętami Bożego Narodzenia, kiedy jego Chelsea w przypadku wyjazdowego zwycięstwa z Evertonem mogła chociaż na chwilę zasiąść na fotelu lidera kosztem Liverpoolu. Włoch uparcie powtarzał, że jego zespół nie jest gotowy na walkę o tytuł. I miał rację.

Po chudych latach żaden z ostatnich menedżerów nie miał w Londynie tak dobrego początku, jak właśnie Maresca. "Miesiąc miodowy" szybko się jednak skończył. Po kilku imponujących zwycięstwach (3:0 z Aston Villą czy wyjazdowe 4:3 z Tottenhamem) Chelsea złapała zadyszkę i szybko wypadła z wyścigu o mistrzostwo, Obecnie jako piąta ekipa traci do lidera z Anfield 21 (!) punktów.

Między innymi dlatego, że podczas wielu meczów Maresca niczym śp. Janusz Wójcik mógł krzyczeć przy linii: "gramy bez bramkarza!". Na Stamford Bridge w procesie budowy drużyny, która pochłonęła setki milionów funtów, zapomniano sprowadzić klasowego golkipera.

O błędach Roberta Sancheza w angielskiej prasie napisano już w tym sezonie tomy artykułów (vide: mecze z Brighton, Manchesterem City czy Wolverhampton). A w lutowym spotkaniu wyjazdowym z Aston Villą kompromitujący błąd popełnił Filip Jorgensen. Na Wyspach w odniesieniu do Chelsea powszechne jest przekonanie, że nie da się walczyć o najwyższe cele, jeśli nie ma się solidnego bramkarza.

Trudno się nie zgodzić.

A na bramkarzu braki The Blues się przecież nie kończą.

Od irytacji do tęsknoty

Jeśli przed ćwierćfinałami Ligi Konferencji na siłę szukać jakichś podobieństw między Chelsea i Legią, to znajdziemy je w ataku. A konkretnie – zachowując wszelkie proporcje – obie drużyny tęsknią za skutecznym napastnikiem.

Nicolas Jackson nie ma katastrofalnych liczb (9 bramek i 5 asyst), ale to ciągle tyle utalentowany, co niedojrzały i irytujący w wielu momentach piłkarz. Świetnie uwolni się spod opieki obrońców albo pośle genialne prostopadłe podanie, by za chwilę zmarnować trzy stuprocentowe sytuacje z rzędu albo w prosty sposób tracić piłki.

Jeśli taki napastnik ma być "pierwszą strzelbą" drużyny, która marzy wielkości, to – tak jak w przypadku bramkarzy – na "placu budowy" coś poszło nie tak.

Paradoks polega na tym, że kiedy na początku lutego Senegalczyk złapał kontuzję i wypadł na kilka tygodni, Chelsea zaczęła cierpieć jeszcze bardziej. Pod jego nieobecność szybko przypomniano sobie, że jest bardzo dobry w pressingu i znajdowaniu przestrzeni na boisku. A także że świetnie rozumie się z Cole’m Palmerem. Tymczasem w czwartek lider The Blues zanotował dziesiąty kolejny mecz bez gola.

Rozwiązaniem problemu na pewno nie jest Christopher Nkunku, który - po pierwsze – nie pasuje do systemu Enzo Mareski. Jego ulubiona pozycja jest zarezerwowana dla Palmera, a jako zastępca Jacksona wyraźnie się męczy. Po drugie, ma za sobą kilka poważnych kontuzji, co pewnie też wpływa na fakt, że jest cieniem piłkarza, który swego czasu czarował w Lipsku.

Jackson ma wrócić do gry po meczach reprezentacyjnych i na dwumecz z Legią pewnie będzie gotowy. Pytanie tylko w jakiej formie. Z tym bywało u niego bardzo różnie już przed kontuzją.

Mieszanka niewybuchowa

Mimo problemów 10 kwietnia Chelsea będzie w Warszawie zdecydowanym faworytem.

Nawet jeśli Maresca powtórzy manewr z poprzednich spotkań w Lidze Konferencji i da szansę kilku dublerom – w rewanżu z Kopenhagą zagrali chociażby Tyrique George, Josh Acheampong czy 17-letni Genesis Antwi (debiut). Jednocześnie przeciwko Duńczykom na murawę wybiegli też Enzo Fernandez, Moises Caicedo, Pedro Neto czy Jadon Sancho.

Włoch stworzył tym samym mieszankę niewybuchową. Dość powiedzieć, że The Blues rozegrali koszmarną pierwszą połowę, w której nie oddali ani jednego (!) strzału. Fakty są jednak takie, że w Lidze Konferencji odprawiają z kwitkiem kolejnych przeciwników. Maresca ma nadzieję, że to samo zrobią z Legią.

Na Łazienkowskiej odliczanie do tego dwumeczu już się rozpoczęło. Na Stamford Bridge pewnie niekoniecznie.

Ale Chelsea doskonale wie, że ma w Lidze Konferencji wiele do wygrania.

I jeszcze więcej do stracenia.

Komentarze (8)
avatar
Damian Damięcki
15.03.2025
Zgłoś do moderacji
1
1
Odpowiedz
Polegną w Warszawie jak poległa Aston Villa 
avatar
Jacek NH
14.03.2025
Zgłoś do moderacji
5
1
Odpowiedz
Murzyńskość wychodzi z tego artykułu 
avatar
Long Penetrator
14.03.2025
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Wszyscy czekają na Chelsea tak jak na CR7 na narodowym. 
avatar
Tomasz Mroński
14.03.2025
Zgłoś do moderacji
6
2
Odpowiedz
w artykule przewija się mnóstwo nazwisk piłkarzy Chelsea, w tym nawet jedno angielskie..... 
avatar
Andrzej-Andre
14.03.2025
Zgłoś do moderacji
9
1
Odpowiedz
Powiem krótko, będzie podwójny W....dol 
Zgłoś nielegalne treści