Do przerwy Stal Mielec była w siódmym niebie. Mimo iż nie rozgrywała wielkiego spotkania, to prowadziła w Gdańsku z Lechią 2:0, a gospodarze z minuty na minutę byli coraz bardziej sfrustrowani.
Tyle tylko, że w drugiej połowie zespół prowadzony przez Ivana Djurdjevicia nie chciał iść za ciosem i dobić rywala. Stal się cofnęła i czekała na kontry. Nie doczekała się, Lechia z minuty na minutę cisnęła coraz bardziej i ostatecznie strzeliła gola. A potem kolejnego. I kolejnego.
Po ostatnim gwizdku Szymona Marciniaka to Lechia mogła cieszyć się z arcyważnych trzech punktów, a Stal spadła na ostatnie miejsce w ligowej tabeli.
- To dla nas najgorszy możliwy scenariusz. Nie był to jakościowy mecz z naszej strony. Lechia grała u siebie i wiedzieliśmy, że będzie wymagającym przeciwnikiem. Graliśmy w niskiej obronie, ale udało nam się dwa razy wyjść z kontrą i prowadziliśmy 2:0. W drugiej połowie też skutecznie broniliśmy, chcieliśmy szukać swoich okazji po kontrach, ale po stracie bramki na 2:1 nie wytrzymaliśmy ciśnienia - mówił trener Djurdjević na konferencji prasowej.
- Dziś wszyscy mówią, że Stal już spadła. A ja powiem, że nie spadliśmy! (i tu trener Djurdjević walnął pięścią w stół)
- Jeszcze będziemy walczyć i się w tej lidze utrzymamy, okej? Stal wróci i będzie walczyła do końca. Jest jeszcze 18 punktów do zdobycia. Nic się nie zmieniło, robimy swoje. Chcemy się jak najszybciej zrehabilitować - komentował trener Stali.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Fenomenalne gole to ich wizytówka. Znowu to potwierdzili