Straszenie tym, że nie mamy drużyny, następuje zawsze, kiedy Reprezentacja Polski przegra mecz, którego przegrać nie powinna. A już żegnający się z drużyną selekcjoner nigdy nie jeździ u nas odkrytym autobusem po mieście i nie pozdrawia tłumów - najczęściej opuszcza zespół pokonany i w jakimś stopniu wypalony. Takiej kadry, jaką zostawia po sobie Michał Probierz, nie zostawił jednak swojemu następcy jeszcze nikt wcześniej. Piłkarzy reprezentacji łączy ze sobą teraz tyle, co przypadkowych ludzi w miejskim autobusie, a może jeszcze mniej, bo ci warczą na siebie raczej rzadko.
Powiedzieć o Probierzu, że był człowiekiem konsensusu, który nagle trafił we wrogie środowisko, byłoby kłamstwem. Probierz karmił się konfliktem przez całą swoją karierę trenerską, a że piłkarzy miał do dyspozycji zazwyczaj przeciętnych, to zdarzało się, że jego maczyzm wychodził drużynie na dobre. Trener, który z reprezentacją nie osiągnął niczego poza wygraniem barażu Euro 2024 z Walią po rzutach karnych, bez oddanego wcześniej choćby jednego celnego strzału na bramkę przeciwnika, ubzdurał sobie, że przed wakacjami zrobi rewolucję, którą pociągnie za sobą naród, a później trafi na banknoty jako uzdrowiciel polskiego futbolu.
Krzywe zwierciadło – może w domu, a może w siedzibie PZPN – ukazało mu siebie tak wielkim, że pozbawił opaski kapitańskiej przez telefon najwybitniejszego piłkarza w historii polskiej piłki.
I zrobił to paradoksalnie przed Finlandią, bo gdyby to było po Finlandii, łatwiej byłoby wszystko wytłumaczyć.
ZOBACZ WIDEO: Probierz czy Lewandowski - kto ma rację? Polacy wydali werdykt
Michał Probierz naprawdę uwierzył w to, że kibice reprezentacji Polski poprą go w sporze z legendą, która wniosła tę drużynę na plecach na kilka ostatnich turniejów i bez której kadra nie potrafi wygrać nawet z Litwą.
Racjonalną ocenę rzeczywistości zaburza często fala sukcesów, w przypadku Probierza o takiej nie możemy jednak mówić. No, była fala sukcesów modowych, bo rzeczywiście na Euro wyglądał jak z żurnala, jednak wszystkie inne osiągnięcia – spadek do dywizji B, brak wyjścia z grupy w Niemczech, liczba traconych goli - zwiastowały sztorm, który może zmieść go z pokładu.
Gdyby Probierz był jednak tak odważny, jakim się przedstawiał, konflikt załatwiłby sam. Odwagi wystarczyło mu jednak tylko do tego, by odmówić kapitanowi propozycji przedstawienia wszystkiego, jako jego inicjatywy, później selekcjoner zaczął już szukać sojuszników wśród tych, dla których powinien być tylko autorytetem.
Na pierwszą konferencję po swojej decyzji najpierw wysłał nowego kapitana Piotra Zielińskiego, który może i jest fajnym chłopakiem, a na pewno dobrym piłkarzem, ale niekoniecznie miał ochotę brać na siebie cały szlam wylewający się z pytaniami o opaskę.
Później Probierz tłumaczył, że decyzję o zmianie kapitana podjął po rozmowie z piłkarzami, co u tych wywołało wściekłość, bo nawet jeśli rzeczywiście coś tam mówili, to nie chcieli, żeby było na nich. I na koniec jeszcze mówił kapitan w tym meczu z Finlandią (1:2 - przyp. red.) Jan Bednarek, twarz polskiej kadry ostatnich miesięcy, zagubiony w swojej wypowiedzi przynajmniej tak, jakby ktoś mu ją napisał na kartce - ale on albo nie zdążył się wszystkiego nauczyć na pamięć, albo zaprotestować przeciwko polityce nie przed kamerami, ale tam, gdzie ją naprawdę rozrysowywano.
Ta kadra nie istnieje. Nie ma jej, rozpadła się, znikła. Żaden trener, który teraz przejmie stery nie poskłada układanki ze starych klocków. Niech nie wraca już Kamil Grosicki, a kolejnej emerytury nie kończy Wojciech Szczęsny. Nie myślmy o tym, czy Kamil Glik stanie jeszcze na nogi i czy Michał Pazdan z Grześkiem Krychowiakiem mogliby dociągnąć choćby te eliminacje. No nie mogliby.
Nie wiem też, czy do reprezentacji wróci Robert Lewandowski, którego nazwisko celowo pominąłem w całym tekście. Być może nigdy nie zasługiwał na opaskę kapitana, ale na pewno zawsze był najlepszym piłkarzem tej drużyny. A wybitne osobowości w jakiejś dziedzinie mogą mieć braki na innych polach. Rolą trenera było stworzenie takich warunków, by po serii zwycięstw kibice zastanawiali się jedynie, czy Lewandowski dobrze wręcza rywalowi proporczyk przed meczem.
Drużyna leży w gruzach, bo poszło o honor, a to są sprawy najgrubszego kalibru. Trener ma prawo pozbawić opaski kapitana nawet największą gwiazdę, ale nie w takim stylu, nie przez telefon i nie podpierając się innymi zawodnikami.
W oświadczeniu po swojej – uzgodnionej wcześniej czy nie – dymisji Probierz powiedział, że praca w reprezentacji była spełnieniem jego marzeń. Szkoda, że nie spełnił naszych.
Michał Kołodziejczyk, dyrektor redakcji Canal+ Sport