Korespondencja z Lucerny - Krzysztof Sędzicki
Pewnie, że fajniej i przyjemniej byłoby do samego końca bić się o wyjście z grupy. A może jeszcze nawet lepiej byłoby, gdybyśmy może pierwsze spotkanie na Euro 2025 w Szwajcarii zagrali z Dunkami, by nakręcić się pozytywnie i być może jeszcze coś urwać Niemkom czy Szwedkom. Ale to jest gdybanie, to jest analiza wsteczna. Nie ma sensu, bo nic nie zmieni.
- Czasami jest tak, że trzeba zaakceptować to, co życie daje. Nie mamy wpływu na terminarz na tym turnieju. Fajnie byłoby jeszcze zostać tu trochę, ale myślę, że to, co się tu wydarzyło wewnątrz, jak ta drużyna się wzmacniała i - mimo porażek - dziewczyny były razem spójne we wszystkim. Po meczu ze Szwecją zaczęły brać odpowiedzialność i przejmować kontrolę. Wydarzyło się dużo pozytywnych rzeczy. Fajnie, że byliśmy, osiągnęliśmy cel. Mieliśmy się tu zakwalifikować, a te wszystkie doświadczenia są nawozem na przyszłość - podkreśliła na konferencji prasowej selekcjonerka Nina Patalon.
W końcu na tym turnieju zobaczyliśmy zespół, który jest w stanie prowadzić grę, a nawet dominować na boisku. Przecież nasze panie potrafią to robić, bo pokazały to już w tym roku w dywizji B Ligi Narodów. Jednak w sumie nie spodziewaliśmy się, że zdarzy się to w meczu z reprezentacją Danii, czyli dwunastą ekipą rankingu FIFA (podczas gdy my jesteśmy 27. - jeszcze).
ZOBACZ WIDEO: Można oglądać i oglądać. Co za gol z połowy boiska. Jest nagranie!
Okazuje się, że jednak może nie warto odpuszczać ostatniego meczu na mistrzostwach Europy, co dało się zaobserwować w duńskiej ekipie - w piątek była krótka konferencja prasowa i spacer po boisku zamiast treningu. Z kolei w sobotę na konferencji nie pojawił się żaden duński dziennikarz.
To w reprezentacji Polski było dużo więcej chęci i determinacji. Nina Patalon zaszczepiła w tej drużynie chęć walki o małe cele, które później mają się przerodzić w te większe. To właśnie było widać od początku sobotniego meczu w Lucernie. Reprezentacja Polski ruszyła do przodu, konstruowała akcje ofensywne - i to w powtarzalny sposób - a do tego wszystkiego wykonała też ogromną pracę w obronie.
Bo oczywiście gol i dwie asysty Natalii Padilli-Bidas, oczywiście trafienia Ewy Pajor i Martyny Wiankowskiej, oczywiście duża praca Pauliny Tomasiak czy Eweliny Kamczyk w ofensywie, ale - okej, choć wpadły dwie bramki, a jedna będzie małą drzazgą w oku - Kinga Szemik również wielokrotnie uratowała polski zespół. W defensywie na ogromne słowa uznania zasługuje też dojrzałość i odwaga Emilii Szymczak oraz jazda na czterech literach Sylwii Matysik. I możemy tak wyliczać dalej, ale sprowadzi się to do wspólnego mianownika - zespołu.
Na reprezentację Polski trzeba uważać, bo jest silnym zespołem. Wszak łącznie ze zgrupowaniem w Arłamowie zawodniczki spędziły ze sobą niemal równo miesiąc. Sama Natalia Padilla-Bidas śmieje się, że momentami już nasze piłkarki miały siebie dosyć, ale raczej w formie żartu. Wypracowane zostało coś, na co zazwyczaj nie było czasu, bo przy okazji Ligi Narodów czy eliminacji sztab ma do dyspozycji ledwie kilka dni. Tutaj były cztery tygodnie.
Sobotni mecz z Dunkami to był kolejny świetny przykład dla młodych dziewczynek, które dostały piękny przykład na to, by zawsze w sporcie walczyć do samego końca. Żeby kiedyś zostać mistrzem, trzeba wygrać mecz, a nawet kilka meczów. Żeby wygrać mecz, trzeba zdobyć bramkę. Z kolei aby zdobyć bramkę, trzeba sobie stworzyć ku temu okazję. Drogi na skróty nie ma.
I to nie jest tak, że reprezentacja Polski będzie od razu mistrzem świata czy Europy. Ale ta kadra za kadencji Niny Patalon wylała solidne fundamenty. Najpierw poprzez awans do dywizji A Ligi Narodów, później zdecydowanie je utwardziła awansem na Euro. A teraz właśnie na tym Euro, przy całej otoczce, potrafiła pokonać przeciwnika. Nie wiemy jeszcze, ile milionów ludzi oglądało to spotkanie, ale istnieje szansa, że będzie to co najmniej trzeci wynik w historii piłki kobiecej w Polsce.
Uczucie po ostatnim gwizdku spotkania Polska - Dania euforii po triumfie w Wiedniu mimo wszystko nie przebiło, ale paru osobom jednak zaszkliły się oczy. A najważniejsze, że pojawiły się naprawdę szerokie uśmiechy. Takie jak u Natalii Padilli-Bidas, która zdobyła pierwszą w historii bramkę dla reprezentacji Polski na imprezie mistrzowskiej, choć ten rok dla niej do tej pory nie był najbardziej udany. Ale od 12 lipca już jest.
Jedną z dwóch wiodących piosenek żeńskiej reprezentacji Polski jest "taki mały ja" rapera kuqe 2115. W refrenie tego utworu jest od razu fragment: "taki wielki świat". Ten świat powolutku nam się otwiera. Przestajemy się go bać, a zaczynamy do niego wchodzić. "Mama mówiła mi: Walcz, bierz co twoje i nie pytaj", a "tata mówił, żeby dbać, o to co płynie mi w żyłach". Nasze reprezentantki to właśnie mają i podążają za tymi słowami.
Bo to nie koniec tej reprezentacji. Przeżycia ze Szwajcarii - zarówno dobre, jak i złe - wkładamy nie tylko do albumu ze zdjęciami, ale także wpisujemy na tablicę, z której będziemy korzystać przez najbliższe lata - na szczeblu seniorskim, młodzieżowym oraz promocyjnym. Okazało się, że tę kadrę da się jednak oglądać, a nawet nią cieszyć, prawda?
Krzysztof Sędzicki, dziennikarz WP SportoweFakty