13 lipca na MetLife Stadium w East Rutherford odbył się finał Klubowych Mistrzostw Świata. Po trofeum niespodziewanie sięgnęła Chelsea FC, która rozbiła triumfatora Ligi Mistrzów Paris Saint-Germain 3:0.
Zgodnie w wcześniejszymi zapowiedziami na finale pojawił się prezydent USA Donald Trump. Wraz z żoną Melanią przyleciał helikopterem do Teterboro w stanie New Jersey. Następnie oboje zostali przewiezieni limuzyną na stadion.
Trump spotkał się z niezbyt przychylną reakcją publiczności. "Został wygwizdany, gdy pojawił się na telebimie podczas odgrywania hymnu narodowego przed meczem" - relacjonuje "The Guardian".
Prezydent USA odegrał ważną rolę podczas ceremonii wręczania nagród. Pojawił się na scenie w towarzystwie prezydenta FIFA Gianniego Infantino (gdy wszedł na murawę, znów rozległy się gwizdy - wideo publikujemy poniżej). Gratulował piłkarzom, aż w końcu przekazał puchar Chelsea. Później doszło do zaskakującej sytuacji.
Po wręczeniu trofeum oficjele zwykle opuszczają scenę, pozostawiając ją dla piłkarzy. Trump jednak ani myślał tak zrobić.
"Infantino zniknął z pola widzenia kamer telewizyjnych, podczas gdy Trump pozostał na miejscu, znajdując się w samym centrum uwagi, gdy kapitan Chelsea, Reece James, podnosił puchar, a jego koledzy z drużyny świętowali wokół niego" - komentuje "The Guardian".
Zachowanie prezydenta USA zniesmaczyło wielu kibiców i ekspertów. "Chelsea zaprezentowała się znakomicie w finale Klubowych Mistrzostw Świata, ale Trump skradł ich moment" - komentował dziennik "USA Today". "D. Trump poczuł się gwiazdą piłki" - napisał na portalu X były reprezentant Polski Cezary Kucharski.
Dopiero dyskretna "interwencja" Infantino spowodowała, że prezydent USA usunął się w cień, zostawiając na pierwszym planie bohaterów finałów.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: piękny gest Messiego. Zrobił to po porażce 0:4