Artur Wiśniewski: Absurdy i blamaże minionego roku

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

12 miesięcy tak bogatych w nieoczywiste nieoczywistości, pomyłki i kompromitacje nie mieliśmy dawno. Stworzenie rankingu, w którym opisanych zostało 10 najbardziej absurdalnych i najbardziej niedorzecznych sytuacji, jakie zaszły w minionym roku, graniczyło niemal z cudem. Było bowiem z czego wybierać, gdyż na znalezienie się na tej niechlubnej liście konsekwentnie pracowała spora część piłkarskiego środowiska.

W tym artykule dowiesz się o:

Miejsce 10 - "Wszystko się może zdarzyć". W roli głównej: Ryszard Wieczorek, były trener Odry Wodzisław.

Po porażce z PGE GKS Bełchatów trener Wieczorek wyczuł pismo nosem. W ostatnich latach doprowadził do perfekcji sztukę przegrywania wszystkiego, co się da, oraz psucia atmosfery w klubie i relacji z kibicami. Wyleciał z hukiem z Korony Kielce, z hukiem wyrzucony został z Górnika Zabrze, teraz z nie mniejszym hałasem pożegnał się z jedynym klubem, do którego wracał jako syn marnotrawny - wodzisławską Odrą. Od momentu rozwiązania kontraktu o Wieczorku nikt już nie słyszał. Ale też i nie pytał.

Miejsce 9 - "Czy leci z nami bramkarz?". W roli głównej: działacze Wisły Kraków.

Czy można zdobyć mistrzostwo kraju, grając przez cały sezon w dziesięciu i pół na boisku? Jak widać można. Mariusz Pawełek chciał być pierwszym golkiperem krakowskiej Wisły i faktycznie nim został. Chciał też w między czasie nauczyć się bronienia, ale ta sztuka już mu się nie udała. Działacze Wisły z kolei pragnęli znaleźć dla niego konkurenta, ale zamiast kilkuset piłko-łapaczy, przetestowali zaledwie kilkudziesięciu. Żaden z nich nie spełniał kryteriów, by zagrać w wielkiej "Białej Gwieździe" i tym samym Pawełek, pomimo wszelkich swych (anty)umiejętności, zachował (nie)zasłużone miejsce między słupkami.

Miejsce 8 - "To ja, furiat". W roli głównej: Józef Wojciechowski, prezes Polonii Warszawa.

Właścicielowi stołecznego klubu od początku zarządzania Polonią przyświecała prosta maksyma: "albo wygrywacie, albo spier…cie". Zieliński, Kaczmarek, Grembocki, Radolsky, Libich - w minionym roku drużynę warszawian prowadziło już kilku uznanych w Polsce szkoleniowców. Wszyscy odchodzili z Konwiktorskiej z wielkim grymasem na twarzy. I z wielką traumą.

Miejsce 7 - "Polska myśl szkoleniowa". W roli głównej: Jerzy Engel.

Były piłkarz, były trener i, niestety, wciąż jeszcze nie były pełnomocnik Prezydium Zarządu ds. Szkolenia PZPN (szerzej znanego jako Polski Związek Piłki Nożnej lub - nazwa zastępcza - Pieniądze Zawsze Piłka Nigdy). Autor publikacji "Futbol na tak", niezwykle popularnej zwłaszcza w spalarniach śmieci, promotor słynnego absurdu o istnieniu "polskiej myśli szkoleniowej". W minionym roku indoktrynacja pro-PZPN-owska sięgnęła apogeum w jego wykonaniu, tak samo jak apogeum sięgnęło niezadowolenie polskiego społeczeństwa z bzdur zarówno wyrażanych przez związek, jak i właśnie przez niego i jego starego "druga" - Antoniego Piechniczka.

Miejsce 6 - "Ostry dyżur na Łazienkowskiej". W roli głównej: Stanisław Machowski, lekarz Legii Warszawa.

Na tę pozycję kandydatów mieliśmy jeszcze dwóch - nieprzerwanie od lat będącego "na topie" doktora Lubicza, którego uwielbia milion Polaków, a pozostałych trzydzieści osiem milionów nie może już znieść, oraz Conrada Murray’a, który "załatwił" nam (ponoć nieumyślnie) króla moonwalk’u, Michaela Jacksona. Ostatecznie padło jednak na Machowskiego, a to tylko dlatego, że w odróżnieniu od swoich konkurentów, zajmuje się wyłącznie sportowcami. Pod jego "opieką" znaleźli się m.in. Barłomiej Grzelak i Sebastian Szałachowski, ale na szczęście uszli z życiem, podobnie jak paru kolegów z zespołu. I wciąż grają w piłkę!

Miejsce 5 - "Estońskie baty". W roli głównej: Maciej Skorża, trener Wisły Kraków.

To, że Skorża zachował posadkę pod Wawelem po kompromitującej porażce z Levadią Tallin w ramach eliminacji do Ligi Mistrzów, traktować należy w charakterze zjawiska niebywałego. Gdyby ocenić formę Wiślaków w dwumeczu z estońskimi amatorami w skali od 1 do 10, wypadałoby dać notę -100. Biorąc pod uwagę piłkarskie możliwości naszego mistrza kraju, ciężko logicznie wytłumaczyć, dlaczego zespół pozwolił się zbić chłopcom z podwórka. Czy krakowianie poradziliby sobie, gdyby w drużynie rywali na boisko wybiegło 11 kangurów?

Miejsce 4 - "Bi hepi or not tu bi, k…". W roli głównej: Grzegorz Lato, prezes PZPN.

Tak fatalnej wypowiedzi po angielsku nie udzielił chyba jeszcze nikt i nigdy. Absurdalne, iż szef piłkarskiej centrali nie potrafi sklecić nawet jednego poprawnego zdania w innym języku niż ojczysty. Z czym do ludzi?!

Cytat z wypowiedzi Laty na konferencji na portugalskiej Maderze:

- Aj wery hepi if maj frend en mister Surkis tejk de for sity de sejm łi togewer de łord kap tu tauzent tłelf aj tink soł bikos best ajdija de ułefa tunajt tudej if gif de sejm for tu for for ewrybady en polisz pipul polisz gowerment de sejm ukrain ukraina pipol end gowerment.

Bleee...

Miejsce 3 - "Jeszcze jeden, jeszcze jeden!". W roli głównej: kibole Legii.

Dla jednych odejście do wieczności człowieka jest tragedią, dla drugich może być radością. Pseudodebilokibice Legii na wieść o śmierci Jana Wejcherta, jednego z współwłaścicieli warszawskiego klubu, postanowili poprosić Pana Boga o to, by wezwał do siebie pozostałych członków grupy ITI. Po nich samych jeżeli ktoś się zgłosi, to chyba tylko sam diabeł.

Miejsce 2 - "Chciałem dobrze". W roli głównej: Dariusz Wdowczyk, były trener Korony Kielce.

Bycie Dariuszem W. to już nie to samo, co Dariuszem Wdowczykiem. Dobry przed laty piłkarz i wydawało się, że dobry też trener, dzisiaj ma na koncie wyrok 3 lat w "zawiasach" na 5. Tłumaczy, że kupując mecze, chciał dobrze. To prawie tak samo, jak poczęstować nałogowego palacza papierosem. Albo pozwolić niewidomemu człowiekowi, aby poprowadził autobus wypełniony po brzegi ludźmi, bo w pobliżu nie ma innego kierowcy. Czy to jest dobro, czy może jednak zło?

Miejsce 1 - "Ten siwy pan już nie trenuje, panie redaktorze". W roli głównej: Grzegorz Lato, prezes PZPN.

Nasz król - władca, a nawet stwórca (wszelkiego dobrobytu w polskiej piłce nożnej) zwycięzcą notowania został za styl, a raczej brak stylu przy zwolnieniu Leo Beenhakkera z funkcji szkoleniowca reprezentacji. Lato najwyraźniej miał pietra, by o dymisji powiedzieć Holendrowi w cztery oczy, dlatego wybrał prostszy, ale i prostacki zarazem sposób - decyzję ogłosił w specjalnym orędziu do widzów TVN-u. I tym samym jednym niepotrzebnym zdaniem pokonał dróżkę "z legendy do mendy".

Źródło artykułu:
Komentarze (0)