Ousmane Dembele, wychodząc na scenę paryskiego Theatre du Chatelet nie potrafił powstrzymać łez. Nagle, ten niesforny młokos, którego Gerard Pique publicznie rugał, że piłka nożna to praca na 24 godziny na dobę, a Luis Suarez pouczał go, by skupił się tylko na piłce, miał stanąć przed całym futbolowym światem i wygłosić mowę.
Wygłosić mowę, jako zdobywca Złotej Piłki.
Nie myślał jak gwiazda
- Wyróżniał się na tle innych. To było niemal nadprzyrodzone. Jakość jego zwodów, dryblingów, szalonych zmian rytmu. Był niczym mała krewetka - bardzo szczupły, z nogami jak wykałaczki, ale umiejętności jego dryblingu były niesamowite - wspominał Dembele jego były trener, Gregory Badoche, który prowadził go w jego pierwszej drużynie - Evreux.
O tym, że Dembele to ponadprzeciętny talent, wiedziano od zawsze. Mógł to dostrzec każdy, kto chociaż przez chwilę popatrzył na jego ruchy na boisku.
- Na boisku to fenomen. To zależy tylko od niego, jak dobry się stanie. Ma wszystko, aby robić z piłką co chce. Może być jednym z najlepszych - chwalił ówczesnego kolegę z drużyny Messi.
Rzecz w tym, że przez długi czas ta zależność była wyjątkowo niekorzystna dla samego Dembele. Piłkarz bowiem nie potrafił w pełni oddać się piłce. Często ważniejsza od treningu, była chociażby gra na konsoli. Kolejni trenerzy musieli zmagać się z gigantycznym potencjałem, zamkniętym w głowie nastoletniego dziecka, które bardziej niż założeniami taktycznymi, przejmowało się nowymi premierami na PlayStation.
Dochodziło do tak absurdalnych sytuacji, że w Barcelonie, która zapłaciła za niego kosmiczne 140 mln euro Borussii, trzeba było wysyłać go na specjalne badania, by wyszło na jaw, że zgłaszany przez niego ból żołądka był jedynie alibi po nockach zarywanych na gry.
- Wszystko bierze się z mentalności. Dembele nie potrafi myśleć jak gwiazda światowego formatu. Najlepsi piłkarze chcą wygrywać wszystko, zawsze. Każdy mecz pragną skończyć z bramką na koncie. On nie czuje takiej potrzeby - mówił o swoim rodaku były selekcjoner "Trójkolorowych", Raymond Domenech.
To bardzo celnie podsumowywało skrzydłowego. Zdolny, ale leń.
Wadliwy towar
W Barcelonie bardzo długo wierzono jednak, że Francuz się ogarnie. W końcu to on został namaszczony, jako następca Neymara.
- Chcemy pomóc temu zawodnikowi, ponieważ ma wielki talent, a my chcemy pozwolić mu go w pełni wykorzystać - tlumaczył Ernesto Valverde dodając jednocześnie, że wszyscy w klubie muszą "przestrzegać pewnych wytycznych".
Ostatecznie jednak w Katalonii przegrali walkę o uwolnienie potencjału swojej gwiazdy. Po latach jednak sam Dembele, w rozmowie z "L'Equipe", przyznał, że nie był to najlepszy okres w jego życiu.
- Teraz jestem bardziej profesjonalny. Nawet w dni wolne lubię chodzić do centrum treningowego, regenerować się i pracować z fizjoterapeutami. Wcześniej wracałem do domu, grałem w NBA 2K i oglądałem telewizję. Byłem młodszy, to normalne. Ostatecznie jednak płaciło się za to wysoką cenę. I odczuwałem to szczególnie w Barcelonie - mówił.
W końcu w Barcelonie powiedziano jednak "dość". I gdy PSG zgłosiło się po Francuza, widząc w nim następcę Mbappe, wielu mogło stukać się w głowę. Nikt jednak specjalnie nie oponował. Gdy bowiem do problemów z dyscypliną, dodamy liczne problemy zdrowotne, które trapiły go w Hiszpanii, otrzymamy zawodnika, którego należy zawiązać w kokardkę i czym prędzej dostarczyć pod nowy adres, zanim potencjalny kupiec się rozmyśli.
I cóż - początki w Paryżu sprawiały wrażenie, że faktycznie w Barcelonie znaleźli jelenia na wadliwy towar.
- Jeżeli ktoś nie wywiązuje się ze swoich obowiązków wobec zespołu, to dla mnie oznacza to, że nie jest przygotowany. Uważam, że ten tydzień jest ważny. Chcę, żeby wszyscy zawodnicy byli w jak najlepszej formie przed tak ważnym meczem. Odsunąłem go, bo chcę jak najlepiej dla zespołu - grzmiał Luis Enrique, odnosząc się w ten sposób do nieobecności Dembele w meczu Ligi Mistrzów z Arsenalem.
Sytuację jeszcze bardziej podgrzała czerwona kartka, jaką zawodnik obejrzał w starciu z Bayernem. "W szatni czują, że trener już 'stracił' zawodnika" - pisali francuscy dziennikarze wieszcząc konflikt i możliwe rychłe odejście Dembele.
Brzmi znajomo? Warto dodać, że od opisywanych wydarzeń minął... zaledwie rok.
Metamorfoza
To kolejny przykład na to, jak wiele w futbolu może zmienić się przez 12 miesięcy. W tym przypadku mówimy o metamorfozie zawodnika, który jedną nogą był już przy stoliku z takimi piłkarzami jak Mario Balotelli czy Adriano, do zawodnika sięgającego po Złotą Piłkę.
W Paryżu bowiem Dembele w kluczowym momencie, zamiast iść na zwarcie z Luisem Enrique, postanowił odpowiedzieć w najlepszy możliwy sposób. Gdy bowiem spojrzymy na statystyki zawodnika, to właśnie moment, gdy we Francji najgłośniej pisano o tarciach między oboma panami, był momentem eksplozji formy 28-latka.
Gdy 10 grudnia PSG mierzyło się z w Lidze Mistrzów z Red Bullem Salzburg. Dembele nie mógł pomóc swoim kolegom, pauzując za wspomniane kartki w meczu z Bayernem. Na boisko wrócił 5 dni później, na mecz ligowy z Olympique'em Lyon, w którym zdobył bramkę. Natomiast w kolejnych 8 starciach dołożył kolejne... 16(!) trafień.
- Nasza mentalność polega na rozwoju z nastawieniem na grę zespołową. Jako zespół możemy rozwiązać problemy, które mieliśmy w przeszłości i poprawić nasz poziom. Dembele był jednym z najlepszych graczy w tym sezonie, jeśli nie najlepszym. Atakuje, broni, strzela gole, asystuje... To właśnie jest lider. Prawdziwy lider to ten, który pokazuje drogę reszcie - chwalił podopiecznego Luis Enrique.
Słowa te najlepiej pokazały drogę, jaką przeszedł Dembele. Od problemów z dyscypliną, do roli lidera, który poprowadził swój zespół po najważniejsze klubowe trofeum, jaką jest wygrana w Lidze Mistrzów, a sam znalazł się na szczycie futbolowej hierarchii, jeżeli chodzi o nagrody indywidualne, odbierając upragnioną Złotą Piłkę.
ZOBACZ WIDEO: Przyjęła pod dach Ukrainkę. Teraz co miesiąc dostaje od niej taki SMS