Mimo iż za oknem mamy już powoli zimę i o upały raczej trudno, to w Legii Warszawa ostatnie dni były bardzo gorące. Choć tutaj bardziej pasuje określenie "pożar" niż "upał".
Przekaz, który płynął z mediów był prosty: Edward Iordanescu nie chce już dłużej pracować w stołecznym klubie. Poddał się po trzech przegranych z rzędu. Co prawda Fredi Bobic to dementował na antenie Canal+, ale już bliski przyjaciel Iordanescu mówi tak: Edi poprosił o polubowne rozwiązanie kontraktu. On chce odejść.
Jaki jest to sygnał dla piłkarzy, którzy w czwartek zagrają ważny mecz z Szachtarem Donieck w Lidze Konferencji, a w niedzielę - być może - jeszcze ważniejsze, i na pewno zdecydowanie bardziej prestiżowe, spotkanie z Lechem Poznań w Ekstraklasie?
ZOBACZ WIDEO: Szymon Kołecki zrównał z ziemią freak fighty. "Nie chciałbym przynieść wstydu"
"To nie ma sensu"
Czy Iordanescu gra w czwartek o posadę? On sam już wywiesił białą flagę, ale klub w tej chwili nie planuje zmiany trenera, co zresztą potwierdził dyrektor sportowy Michał Żewłakow. Niemniej, jeśli słabe wyniki będą pojawiać się również w kolejnych tygodniach, to narracja może ulec zmianie.
- Możemy sobie spekulować. Ja uważam, że Legia chce, żeby Iordanescu został, bo jest mało czasu, by znaleźć innego trenera w jego miejsce. Ale na dłuższą metę to nie ma sensu, nawet w przypadku dobrych wyników z Szachtarem i Lechem. Przytrafi się kolejna wpadka i wrócą dyskusje. Lepiej od razu uciąć tę pępowinę - mówi nam Sylwester Czereszewski.
- Nie jestem za tak szybkimi zmianami trenerów, zwłaszcza w dużych klubach, ale jeżeli on sam nie chce tu być, to trzeba mu jak najszybciej podziękować. Po dwóch najbliższych meczach sytuacja może być jeszcze gorsza - podkreśla Czereszewski.
"Świństwo"
Przypomnijmy, że Iordanescu podpisał z Legią dwuletni kontrakt. I w zasadzie od początku sprawiał wrażenie człowieka zmęczonego. Być może nie radził sobie z presją panującą w klubie, co jest mimo wszystko dość zaskakujące, bo przecież wcześniej był selekcjonerem reprezentacji Rumunii.
Narzekał na brak czasu, na transfery wychodzące, na to, że kibice oczekują wyników od razu. A kiedy dostał transfery, to narzekał, że za późno. W końcu miał uznać, że pora się rozstać (powiedział o tym rumuńskim mediom jego przyjaciel - więcej) .
- Wiedział, gdzie przychodzi. I moim zdaniem po prostu stchórzył. Idzie do takiego klubu i po paru nieudanych kolejkach chce odejść. I jeszcze teksty, że musi porozmawiać z rodziną. Ale o czym? O stałych fragmentach gry w defensywie? Nie rozumiem. W polskiej piłce już mnie nic nie zdziwi. Żeby na takim poziomie były takie jaja, coś niewiarygodnego. W Rumunii piszą, że wszyscy się tam o niego biją, żeby wrócił do kadry. Jeśli to prawda, to idź, człowieku. Ale zaznaczam: Iordanescu nie powinien wziąć od Legii ani złotówki. Jeśli sam rezygnuje, to nie ma prawa nic dostać - mówi Czereszewski.
- Dziś wszystko jest w rękach, nogach i głowach zawodników. Gdybym ja dziś był piłkarzem Legii, to byłbym bardzo zły na trenera. Nie zostawia się zespołu w takim momencie. Jego zachowanie jest gwoździem do trumny. Dziś można mieć też pretensje do osób zarządzających klubem, ale z drugiej strony kto by przypuszczał, że Iordanescu wywiesi białą flagę w połowie października. Dla mnie to jest zwyczajne świństwo - podsumował.
Początek meczu Szachtar Donieck - Legia Warszawa w czwartek o godz. 18.45.
Tomasz Galiński, WP SportoweFakty