Delikatnie rzecz ujmując - szału nie było. Finalnie jednak reprezentacja Polski wygrała na wyjeździe z Maltą 3:2 i dopisała trzy punkty do tabeli w ostatnim meczu eliminacji mistrzostw świata, po którym - zgodnie z oczekiwaniami - zakończyliśmy zmagania na drugim miejscu w grupie (za Holandią).
Zwycięskiego gola strzelił w 85. minucie Piotr Zieliński.
- Była sytuacja, dobrze przyjąłem piłkę i próbowałem uderzyć na bramkę. Przy odrobinie szczęścia, troszkę rykoszetu pomogło, bo to nie był jakiś super idealny strzał. Ale jak się nie strzela, to się nie zdobywa bramek. Cieszę się z gola, ale najważniejsze są trzy punkty - mówił Zieliński na gorąco po meczu przed kamerą TVP Sport.
W piątek graliśmy jak równy z równym z Holandią, w poniedziałek jak równy z równym... z Maltą. Czyli 166. drużyną w rankingu FIFA.
- Trener nas uprzedzał, że trzeba podejść do tego meczu tak samo, jak do tego z Holandią. Wiemy, że Maltańczycy mogli przejść do historii. Był to dla nich prestiżowy mecz, chcieli się zaprezentować jak najlepiej. Zdawaliśmy sobie sprawę, że nie będzie łatwo. Nie ma co narzekać, ale boisko nie nadawało się do gry. Na swoim przykładzie mogę powiedzieć, że łydka i "dwójki" bardzo bolały. Będę dochodził teraz do siebie po tym meczu - podkreślił Zieliński.
- Zaskoczyli nas trochę rozegraniem piłki. Nie bali się grać po ziemi, nie wykopywali piłki. Mieli paru zawodników, którzy świetnie utrzymywali się przy piłce, a my byliśmy od nich za daleko. Ja za bardzo nie chciałem wchodzić w kontakt, bo byłem zagrożony pauzą. Miałem to z tyłu głowy za każdym razem, gdy podchodziłem do rywala. Nie chciałem wchodzić za ostro, grałem trochę asekuracyjnie. To pokazuje, że z każdym będzie ciężko, jeśli nie będzie zaangażowania przynajmniej na poziomie drużyny przeciwnej - podsumował Zieliński.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Co za sceny! Deszcz dał się we znaki... sędziemu