Na oficjalnej konferencji prasowej Suworow zjawił się w towarzystwie urokliwej pani tłumacz, która ułatwiła komunikację dziennikarzy z zawodnikiem. Jednak jak się okazało, nowy nabytek Pasów już sporo rozumie w języku polskim, a z trenerem Orestem Lenczykiem porozumiewa się po rosyjsku.
- Chcę udowodnić i pokazać się z najlepszej strony i pokazać, że potrafię grać bardzo dobrze. W Szeryfie grałem 8 lat, od 19 roku jestem reprezentantem Mołdawii. Przyjście do Cracovii jest kolejnym krokiem naprzód w mojej karierze. Resztę pokaże moja gra - mówił lewonożny skrzydłowy. - Czy Polskę traktuję jako odskocznię na Zachód? Polska to już dla mnie spora część Zachodu - stwierdził zawodnik, który w Cracovii będzie występował z numerem "23" na koszulce. - Zadecydował o tym przypadek - tłumaczy.
Suworow trenował z Cracovią od 15 stycznia. Po kilku dniach testów pod okiem Lenczyka, szkoleniowiec dał zielone światło na przeprowadzenie transferu. - Trwało to trochę długo. Czekaliśmy do momentu, aż zawodnik otrzyma pozwolenie na pracę. Kontrakt podpisaliśmy na trzy lata. Warunki z Szeryfem zostały ustalone, więc nie ma nic przeciwko, żeby wzmocnił nasz zespół - mówił odpowiedzialny za negocjacje z mistrzem Mołdawii, wiceprezes Cracovii Jakub Tabisz.
Ze sprowadzenia Suworowa Lenczyk jest wyraźnie zadowolony. - Uważam, że to kandydat do pierwszej jedenastki, a nie uzupełnienie składu. Jego możliwości są na takim poziomie, że może je wykorzystać drużyna. W każdym klubie, w każdej drużynie trzeba walczyć o miejsce w drużynie i jego też to czeka. Może grać w ataku, z lewej strony, cofniętego napastnika. Mam nadzieję, że mecze na zielonej murawie pokażą, że to zawodnik na taką pozycję, na którą nam zależy - tłumaczył opiekun Pasów.
Aleksandr Suworow urodził się 2 lutego 1987 roku. Od września 2007 roku jest reprezentantem Mołdawii. Z Szeryfem Tyraspol 5-krotnie sięgał po mistrzostwo kraju. Jesienią 2009 roku był podstawowym zawodnikiem tej drużyny, która dotarła do IV rundy eliminacji Ligi Mistrzów i grała w fazie grupowej Ligi Europejskiej.
Fot. Maciej Kmita