Trzeba zrobić wszystko, by wygrać z Lechią - rozmowa z Łukaszem Madejem, piłkarzem Śląska Wrocław

- Cieszy mnie, że trener ma zaufanie do mnie, że pozwala mi grać - mówi w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl Łukasz Madej, pomocnik Śląska Wrocław. Piłkarze prowadzeni przez Ryszarda Tarasiewicza ponieśli porażkę w ostatnim pojedynku z Jagiellonią Białystok. - Graliśmy za daleko od siebie i trzeba z tego wyciągnąć wnioski, żeby to się nie powtórzyło w następnym spotkaniu - wyjaśnia Madej. Wrocławianie w kolejnym pojedynku zmierzą się z Lechią Gdańsk i ten mecz chcą rozstrzygnąć na swoją korzyść.

Artur Długosz: W ostatnim meczu nie udało się wywalczyć przynajmniej punktu i to z wami Jagiellonia Białystok wygrała swoje pierwsze od bardzo dawna wyjazdowe spotkanie. Po tej potyczce mieliście chyba nie najlepsze samopoczucie?

Łukasz Madej: Zgadza się. Nie najlepsze, tym bardziej uważam, że w pierwszej połowie trochę nas sparaliżowało i tu jest chyba główna przyczyna naszej porażki. Pozwoliliśmy Jagiellonii grać w pierwszej odsłonie pojedynku. Oni zdobyli dwie bramki po stałych fragmentach. Szkoda, że w taki sposób przerwali swoją niefortunną serię.

Mieliście dobre dziesięć minut, a potem jakby stanęliście. Oddaliście pole gry Jagiellonii. Później padł ten gol na 2:0 zaraz na początku drugiej połowy. To chyba podcięło wam skrzydła.

- Myślę, że za mało było przemyślanych akcji - żeby piłka chodziła od nogi do nogi, później do boku i żeby coś można było z tego zrobić. Co zrobić, takie mecze się zdarzają. Trzeba się z tego podnieść. Po drugiej bramce drużyny z Białegostoku my później strzeliliśmy na 2:1, złapaliśmy kontakt i szkoda, że dalej się nie udało. Szukaliśmy tego gola przynajmniej na remis. Szkoda, że on nie wpadł. Sytuacje były - może nie klarowne, bo uczciwie trzeba powiedzieć, że takich nie mieliśmy. Przy jakimś szczęściu mogły one zakończyć się golem.

Ty też miałeś sytuację strzelecką, ale nie udało się umieścić piłki w siatce.

- Miałem okazję w pierwszych minutach. Żałuję. Mogłem uderzać, mogłem podawać. Wybrałem taką decyzję. Na pewno pierwsze nasze dziesięć minut było dobre, a później coś w nas pękło.

Nie wydaje ci się, że moglibyście grać systemem z dwoma napastnikami i wtedy wam skrzydłowym byłoby troszkę łatwiej?

- Myślę, że nie, bo Sebastian Mila wtedy będzie aktywny, kiedy będzie miał tych dwóch defensywnych pomocników za sobą. Oni mu będą kierowali te piłki i on będzie mógł rozgrywać właśnie do skrzydłowych. W meczu z Jagiellonią właśnie zabrakło rozegrania, ale nie pomocników, tylko całego zespołu. Począwszy od obrony, skończywszy na linii pomocy. Gdzieś byliśmy sparaliżowani, że nie mogliśmy tej piłki rozegrać. Tacy schowani. Dziesięć minut było dobre, a potem zawodnicy Jagiellonii przejęli inicjatywę.

W pewnym momencie wyglądało to tak, jakbyście nie mieli pomysłu na grę.

- Nie pomysłu - gra się tak, jak przeciwnik pozwala. My na za dużo pozwoliliśmy Jagiellonii, a sami nie potrafiliśmy narzucić tego, co powinniśmy grać.

Dwa mecze i jeden punkt. To troszkę mało jak na sam początek.

- Zgadza się, mało. Tak jak mówiłem wcześniej, że jakbyśmy te dwa mecze wygrali to jeszcze wszystko może się zdarzyć, a tak tych punktów będzie brakowało, żeby być tam gdzieś w górze tabeli. Szkoda, bo jakby reasumować to wszystko, to potraciliśmy takie głupie punkty. Mogliśmy je zdobyć czy to na wyjeździe czy to u siebie. Szczególnie w takim meczu jak z Jagiellonią - przyjechał zespół, który tyle nie wygrał i zwyciężył akurat u nas. To też trochę boli.

W sobotę spotkanie z Lechią. Ten mecz trzeba już wygrać, by odbić się od dna.

- Zgadza się. Może nie od dna, ale żeby dalej można było jeszcze awansować dwie, trzy pozycje. Każdy chce wygrywać, każdy wychodzi po to, by wygrywać. Trzeba zrobić wszystko, by wygrać z Lechią.

Czujesz się już pewniakiem w składzie?

- Nie, wydaje mi się, że żaden zawodnik nie powinien czuć się takim pewniakiem, bo tylko rywalizacja wpływa dobrze na każdego. Na pewno cieszy mnie, że trener ma zaufanie do mnie, że pozwala mi grać.

Jesteś już w swojej optymalnej formie czy czegoś jeszcze ci brakuje?

- To wszystko zależy od tego, jak się mecz ułoży. W sobotę nie rozgrywaliśmy piłki i my na tych bokach nie mieliśmy jej za dużo. Jak mieliśmy piłkę to na swojej połowie i ewentualnie mogliśmy wyprowadzać jakieś kontry, a nie mieliśmy takich piłek, żeby te akcje kończyć dośrodkowaniem czy akcją jeden na jeden. Graliśmy za daleko od siebie i trzeba z tego wyciągnąć wnioski, żeby to się nie powtórzyło w następnym spotkaniu.

Źródło artykułu: