Błyskawicznie przeprowadzony proces legislacyjny odbija się czkawką całemu polskiemu sportowi. Czy odbije się także rządowi, dowiemy się dopiero w kolejnych wyborach parlamentarnych. Przykre jednak, że szef rządu, deklarujący się jako wielki kibic, doprowadził do sytuacji, w której pośpiech przyniósł jedynie szkody. Nie mam zamiaru podważać zasadności likwidacji tzw. "jednorękich bandytów". Nagle wyrosły one jak grzyby po deszczu i jedyny pożytek z nich mieli właściciele. Wielu młodych ludzi szybko podłapało tę wątpliwą rozrywkę. Rząd postanowił szybko "utrącić głowę" automatom i w trybie natychmiastowym przyjęto ustawę hazardową. Problem w tym, że oprócz niewątpliwie słusznej likwidacji szkodliwych społecznie automatów, oberwało się rykoszetem także innym. Nie pora biadolić nad interesami firm bukmacherskich czy też stratnym na nowych przepisach rynku reklamowym, jednak nad nadwyrężoną kondycją finansową polskiego sportu owszem.
Ustawa sprowadziła wiele problemów na różne dyscypliny sportu. Zapis mówiący o zakazie reklamy internetowych zakładów bukmacherskich nadwątlił budżet dwóch czołowych polskich klubów, Lecha Poznań i Wisły Kraków. Oba kluby były zmuszone zawiesić współpracę z dotychczasowymi sponsorami. Sponsora straciła także I liga i to chyba jest najbardziej bolesny cios dla polskiej piłki nożnej. Jak ciężko jest znaleźć sponsora tytularnego, świadczy dobitnie przykład ekstraklasy, która już od dwóch sezonów nie może takowego znaleźć. Zastrzyk finansowy od byłego już sponsora zaplecza ekstraklasy dla klubów w niej występujących był bardzo istotną częścią ich budżetów. Zwłaszcza klubów biedniejszych i tych z mniejszych miast. Na tej ustawie straciły również media sportowe, w dużej mierze odpowiedzialne za promowanie sportu. Bez określonego wsparcia ciężko będzie o rozszerzanie ich działalności.
Za niestosowanie się do nowego prawa obowiązują srogie kary. Przekonali się o tym niedawno organizatorzy konkursów Pucharu Świata w skokach narciarskich w Zakopanem, którzy wbrew przepisom umieścili logo jednej z firm bukmacherskich na plastronach zawodników. Teraz muszą liczyć się z karą liczoną nawet w milionach złotych. To zresztą nie koniec. W kropce są kluby, które będą organizować żużlowe Grand Prix. W Lesznie, Bydgoszczy i Toruniu już boją się kary, jakie mogą ich spotkać. Sytuacja jest o tyle bez wyjścia, że brak reklamy jednej z firm bukmacherskich, mającej umowę z organizatorami cyklu, firmami BSI Speedway i IMG World, może spowodować konsekwencje dla klubów także ze strony brytyjskich organizatorów! Jeśli natomiast polscy organizatorzy zawodów zdecydowaliby się na zamieszczenie na stadionie zakazanych przez polskie prawo bannerów reklamowych, wówczas czekają ich podobne problemy jak te w stolicy Tatr.
Polskie prawo obowiązuje także zespoły, które przyjeżdżają do naszego kraju. W ten sposób problemy na siebie sprowadził włoski klub siatkarski Itas Diatec Trentino, reklamujący firmę bukmacherską, która m. in. sponsorowała niedawno poznańskiego Lecha. Podczas meczu z Resovią aktualni klubowi mistrzowie świata zaprezentowali na Podpromiu zakazane reklamy i najprawdopodobniej ich także spotka za to kara. Obecnie cała nadzieja w Komisji Europejskiej, która może wezwać Polskę przed Europejski Trybunał Sprawiedliwości w Luksemburgu za brak odpowiedniej notyfikacji wprowadzonej ustawy. Ustawa została także zaskarżona. Gdyby została uznana za niezgodną z prawem unijnym, musiałaby zostać unieważniona. Pozostaje mieć nadzieję, że tak właśnie się stanie i polskie kluby odzyskają stracone pieniądze, a branża bukmacherska nadal będzie wydatnie wspierać polski sport.
W całym tym przedsięwzięciu najbardziej niezrozumiałe jest postępowanie premiera Donalda Tuska. Jeśli faktycznie leży mu na sercu dobro polskiego sportu, jak wszem i wobec ogłasza, to dlaczego przyjęta została taka ustawa? Wystarczyło ograniczyć się do likwidacji drobnego hazardu z pominięciem zakładów bukmacherskich w internecie, które są jedynie formą lekkiego hazardu i to zupełnie niegroźnego. Najbardziej jednak dziwne jest, że premier, baczący uważnie na wszystkie słupki badań opinii publicznej, zadarł z własnym elektoratem. Ludzie, którzy wynieśli PO do władzy, stanowią sporą część kibiców sportowych, natomiast branża bukmacherska jest odpowiednio wpływowa, by przy okazji nieco poparcia rządowi utrącić. Ale ten problem to już nie problem polskiego sportu...