Jako pierwszy głos zabrał szkoleniowiec gospodarzy Dariusz Pasieka, który nie krył zadowolenia z wyniku i faktu, iż jego zespół w końcu przełamał fatum własnego stadionu. Arka bowiem tej wiosny odniosła dopiero pierwsze zwycięstwo w Gdyni, zdobyła również premierowe bramki na Narodowym Stadionie Rugby. - Jesteśmy bardzo szczęśliwi, że udało nam się zdobyć trzy punkt - rozpoczął opiekun gospodarzy. - Myślę, że drużyna zasłużyła na to zwycięstwo swoją postawą i zaangażowaniem. Nie stworzyliśmy zbyt wielu okazji podbramkowych. Na pewno też nie jest to spotkanie, które z racji poziomu pozostanie nam na długo w pamięci. Pamiętać jednak go będziemy, gdyż po długim czasie w końcu udało nam się wygrać przed własną publicznością. Udało nam się odczarować ten stadion za trzecim podejściem. Uważam, że drużyna zagrał bardzo konsekwentnie i dobrze taktycznie. Popełniliśmy bardzo mało błędów w obronie i może to zadecydowało o naszej wygranej. Ostatnie mecze pokazały, że potrafimy stwarzać okazje, z tą różnicą, że teraz udało nam się je wykorzystać. Ale to już w piłce bywa - analizował trener Arki. Po czym dodał: - Nie jest to jednak koniec naszej drogi, czeka nas jeszcze dziewięć meczów, ale sądzę, że pojedynek z Cracovią to dobry omen przed następnymi pojedynkami. Zdobyliśmy bowiem trzy bardzo ważne punkty, w momencie gdy znajdowaliśmy się pod sporą presją.
Zgodnie już z tradycją szkoleniowiec Pasów pojawił się na konferencji w drugiej jej części. Opiekun Cracovii nie krył rozczarowania z końcowego wyniku. - Nie ukrywam, że przyjechaliśmy do Gdyni ugrać jakieś punkty. Chcieliśmy przywieźć coś ze sobą. W najczarniejszym myślach nie sądziłem, ze przywieziemy, ale...czerwoną kartkę - analizował nestor polskich trenerów. Zdaniem Lenczyka losy rywalizacji przesądziła czerwona kartka pod koniec pierwszej połowy spotkania. Jego zespół grał wówczas w osłabieniu. - W zasadzie kartka ta z jednej strony ustawiła grę, a z drugiej ewidentny błąd przy stracie pierwszej bramki. Pewnie drugiej też. Błąd jednego ze stoperów zadecydował, iż Arka od momentu zdobycia pierwszej bramki zaczęła grać. Tak się gra na własnym stadionie, przy własnej publiczności. Uważam, że do czasu, kiedy te czarne, a w zasadzie czerwone wydarzenia się nie wydarzyły to byliśmy zespołem, który z pewnością nie był gorszy - komentował opiekun gości.
- Nie chcę mówić nic pozytywnego, bo zostawię sobie to do szatni. Jeśli czerwona kartka dla Klicha była zasłużona to Mrowiec powinien wylecieć z boiska co najmniej pół godziny wcześniej. Mówi się trudno. Gramy dalej. Czeka nas za tydzień pojedynek z Ruchem. Mam nadzieję, że na normalnym boisku, co z pewnością może być lepszym atutem do naszej gry - dodał Lenczyk.
Na pytanie jednego z dziennikarzy czy o porażce jego zespołu mogła zadecydować gra na sztucznej murawie, trener Pasów odparł w swoim stylu: - Ja nic takiego w tym kierunku nie powiedziałem. Z pewnością nie rozwinęliśmy swoich "skrzydeł" tak, jak na normalnym boisku".
Mecz Arki z Cracovią stał na bardzo słabym poziomie. Oba zespoły oddały zaledwie kilka strzałów na bramkę. Żółto-niebiescy byli wyjątkowo skuteczni, gdyż dwa celne uderzenia zamienili na bramki. Cracovia z kolei ani razu nie stworzyła poważniejszego zagrożenia pod bramką Witkowskiego. - Mecz rzeczywiście stał na słabym poziomie. Z pewnością zwycięzcy mogą sądzić jednak inaczej. I nie ma się co dziwić, bo po dwóch porażkach na własnym stadionie w końcu wygrali. Nam być może wydawało się, iż po wygranym spotkaniu z Koroną pójdzie nam łatwiej, ale bezwzględna gra gospodarzy zadecydowała o tym, jak ten mecz się potoczył. Widać było po strzałach na bramkę w wykonaniu moich zawodników, których było zresztą bardzo mało, że wpływ na to miało boisko. Nie chcę jednak mówić, że dlatego Arka wygrała ten pojedynek, a Cracovia nie potrafi grać na takiej murawie. To nie był powód - opisywał pojedynek szkoleniowiec Cracovii.
Goście mogą mówić o pechu, gdyż Arka w końcu zagrała przy pełnych trybunach. Wcześniej trybuny Narodowego Stadionu Rugby świeciły pustkami. Fakt ten z pewnością podziałał na gospodarzy mobilizująco. - Uważam, że to Arka miała pecha poprzednio, że doprowadzono do tego, iż mecz odbył się bez udziału publiczności. Bardzo się cieszę, że zagraliśmy przed publicznością, bo to dla niej się gra. Mówię to bez żadnej kurtuazji - spuentował Orest Lenczyk.