Miejsce Ruchu jest zawsze w czołówce - rozmowa z Wojciechem Grzybem, piłkarzem Ruchu Chorzów

Bohaterem mecz Ruchu z PGE GKS Bełchatów był Wojciech Grzyb. Chorzowianin w 77 minucie skutecznie wykonał rzut karny podyktowany za faul Jakuba Tosika na Łukaszu Janoszce. Niebiescy wygrali 1:0 i odskoczyli swojemu rywalowi na cztery punkty.

W tym artykule dowiesz się o:

Michał Piegza: Kompleks Bełchatowa został w końcu przełamany.

Wojciech Grzyb: Nie jest to dla nas wymarzony rywal. To chyba dla Ruchu jeden z najbardziej niewygodnych przeciwników w Polsce Od momentu powrotu do ekstraklasy zanotowaliśmy z nimi tylko jeden remis. Tamten mecz pamiętam z tego względu, że wtedy również strzeliłem bramkę z rzutu karnego. Był to zarazem mój pierwszy gol przy Cichej. Cieszy, że przełamaliśmy niemoc. Punkty musieliśmy wyrwać rywalowi.

Styl zademonstrowany w meczu was zadowala? Momentami kibice nie byli zadowoleni z postawy Ruchu.

- Styl jest najmniej ważny. Mecz był na remis. Jednak to my strzeliliśmy jednego gola więcej i odskoczyliśmy Bełchatowowi na cztery punkty.

Sporo kontrowersji wzbudził rzut karny podyktowany w 76 minucie. Jedenastka była?

- Tak się składa, że byłem jednym z ostatnich zawodników na boisku, bo zostałem przesunięty z bocznej pomocy na prawą obronę. Zapytałem po spotkaniu Łukasza Janoszkę czy był karny. Odpowiedział, że Tosik go sfaulował. Jednak samemu jest mi na ten temat ciężko się wypowiadać. Tydzień temu w meczu z Polonią dopiero w przerwie dowiedziałem się, że nasz gol został zdobyty ze spalonego. Ciężko ocenić takie sytuacje, gdy są one dynamiczne, a od akcji jest się oddalonym o kilkadziesiąt metrów. Z reguły nie oceniam pracy sędziego i teraz również tego nie uczynię.

Wziąłeś na siebie dużą odpowiedzialność. Czułeś na sobie presję w tym ważnym momencie meczu?

- Na szczęście noga nie zadrżała, ale chwila niepewności była. Już kiedyś strzelałem temu bramkarzowi jedenastkę i był bliski jej obronienia. Spojrzałem Sapeli głęboko w oczy. Mimo, że wyczuł moje intencje, to nie miał szans na obronę. Uderzałem na tą samą bramkę co półtora roku temu, ale w przeciwny róg.

Kto jeszcze był wytypowany do strzelania karnego?

- Tak się składa, że tylko ja. Podczas sparingów wyklarowała się dwójka takich zawodników. Byłem to ja i Andrzej Niedzielan. A że "Wtorek" z wiadomych powodów nie mógł zagrać z Bełchatowem, to ja podjąłem się tej roli.

W ostatnim czasie Ruch gra co 2-3 dni. Wpływa to na waszą postawę? Sił piłkarzom Niebieskich czasami nie brakuje?

- Na pewno daje nam się to we znaki. Nie narzekam jednak, bo lepiej grać niż trenować. Na ten temat pojawiają się różne głosy. W jednej z gazet wyczytałem ostatnio słowa tenisisty stołowego, który stwierdził, iż piłkarze narzekają mimo, że grają tylko co trzy dni. To tylko świadczy jak popularna jest piłka nożna. Kryzysy w meczu z Bełchatowem były, ale nie jest z nami tak źle. Jesteśmy dobrze przygotowani do sezonu i damy radę.

W następnym meczu zagracie bez Grzegorza Barana i Macieja Sadloka. Gdy dopiszemy do tych absencji niepewnych gry w kolejnych meczach Gabora Strakę, Ariela Jakubowskiego i wracającego dopiero do zajęć Andrzeja Niedzielana sytuacja kadrowa nie wygląda ciekawie.

- To jest wpisane w sport. Gramy trzydzieści kolejek i trudno, żeby zawsze wszyscy mogli występować. Zrobimy wszystko żeby wyeliminować Legię i na tym się obecnie głównie skupiamy.

Myślicie coraz realniej o grze w europejskich pucharach?

- Cały czas stoimy przy swoim. Myślimy tylko i wyłącznie o najbliższym meczu. Teraz gramy wspomniany przed chwilą przeze mnie rewanż w Pucharze Polski z Legią w Warszawie i to jest dla nas najważniejsze. Oczywiście cieszymy się z wysokiego miejsca w lidze. Spokojnie podchodzimy do naszej sytuacji. Zawsze powtarzam, że miejsce Ruchu jest w czołówce. Mało kto się tego spodziewał, że po 21 kolejkach będziemy tak wysoko. Nikt z tego powodu na pewno nie będzie marudził.

Komentarze (0)