Stranierich było wówczas w zespole czterech, ale wtedy ani Kalu Uche, ani Mauro Cantoro nie byli jeszcze pierwszoplanowymi postaciami drużyny. Tym bardziej Ivan Trabalik i Sunday Ibrahim. Także później, w czasie hegemonii "kasperczakowskiej" Wisły w polskiej lidze obcokrajowcy tworzyli jedynie mały procent kadry pierwszej drużyny, a wspomniany Uche bardziej niż o grze przy Reymonta marzył o błyskawicznym wyjeździe.
Po ośmiu latach struktura narodowościowa w Wiśle uległa całkowitej zmianie. W drużynie, którą 15 marca przejął Kasperczak jest 9 obcokrajowców, z czego 5-6 regularnie gra w pierwszej jedenastce.
Kasperczak, który blisko 30 lat zawodowego życia - jako piłkarz i szkoleniowiec - spędził poza Polską, zwrócił uwagę na pewien aspekt wiślackiej szatni. - Mówię zawodnikom, że powinniśmy się porozumiewać po polsku. Jestem światowym człowiekiem i wszędzie, gdzie jeździłem nie mogłem mówić po polsku.
Rada doświadczonego szkoleniowca nie wynika z bariery lingwistycznej między nim a zagranicznymi zawodnikami Wisły. Wynika raczej z troski o zespół. - Łatwo przychodzi mi kontakt z Ba, ponieważ porozumiewamy się po francusku. On chce też poprawić angielski. Cleber dobrze mówi po polsku, Kirm też już sobie radzi - wylicza Kasperczak, według którego być może piłkarz nie przykładający wagi do nauki języka nie jest w pełni oddany klubowi, którego barwy reprezentuje. - Obcokrajowcy: uczcie się języków - zaapelował opiekun Białej Gwiazdy.
Dbałość Kasperczaka o czystość języka polskiego objawiła się też na innej płaszczyźnie. - Ja nie zajmuję się transferami. Są ludzie odpowiedzialni za nabór. Wolę to polskie określenie od angielskiego "scoutingu". Dbajmy o polski język - mówił tłumacząc nowy podział kompetencji w klubie z Reymonta.