LE: Ścigający gospodarze, cudowny gol Aggera. Wszystko rozstrzygnie się w rewanżach

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Trzy z czterech pierwszych ćwierćfinałowych spotkań Ligi Europejskiej zakończyły się minimalnymi zwycięstwami gospodarzy. Oznacza to, że dopiero w odbywających się za tydzień rewanżach rozstrzygną się losy awansu do półfinału rozgrywek.

W tym artykule dowiesz się o:

Na dwóch obiektach gospodarze potrafili podnieść się po ciosach, które jako pierwsi wyprowadzili goście. Tak było na Estadio da Luz w Lizbonie, gdzie Benfica dopiero w drugiej połowie meczu przechyliła szalę zwycięstwa na swoją korzyść. Spotkanie znakomicie rozpoczęło się dla Liverpoolu, który już w 9. minucie gry objął prowadzenie po fantastycznym strzale Daniela Aggera. Rzut wolny z lewej strony pola karnego wykonywał Steven Gerrard, który zagrał po ziemi w "16" gospodarzy. Tam Agger doskoczył do piłki i uderzeniem piętą ulokował ją w bramce Benfiki. Julio Cesarowi pozostało jedynie odprowadzić piłkę wzrokiem.

Gospodarze błyskawicznie dążyli do wyrównania, ale żaden z nich nie znalazł recepty na Pepa Reinę. Kluczowym momentem spotkania była sytuacja z 30. minuty. Najpierw Luisao brutalnie potraktował Fernando Torresa. Obrońca Benfiki ukarany został żółtą kartką, ale według Ryana Babbela była to zbyt łagodna kara, więc sam postanowił wymierzyć sprawiedliwość. Holender uderzył w twarz rywala, za co od razu wyleciał z boiska z czerwonym kartonikiem na koncie.

Po przerwie Benfika nadal prowadziła grę i szukała okazji bramkowej, ale podopiecznym Jorge Jesusa nie udawało się zaskoczyć bramkarza The Reds. Pomogli im w tym dopiero sami goście, dwukrotnie prowokując rzuty karne. Najpierw Pablo Aimara w polu karnym sfaulował Emiliano Insua, a później Jaimie Carragher dopuścił się zagrania ręką. W obu przypadkach "11" na bramkę z zimną krwią zamienił Oscar Cardozo, dla którego były to trafienia numer "7" i "8" w Lidze Europejskiej.

Drugi z czwartkowych meczów, w których gospodarze podnieśli się z kolan odbył się na arenie majowego finału rozgrywek. Hamburger SV bowiem po straconej w 30. minucie bramce, jeszcze przed przerwą zdołał odrobić straty i wyjść na prowadzenie. Po pół godzinie bramkę dla Standardu Liege zdobył Deidounne Mbokani, który po dośrodkowaniu Sebastiena Pocognoliego z rzutu rożnego wyskoczył najwyżej w polu karnym i strzałem głową pokonał Franka Rosta. W 36. minucie Ruud van Nistelrooy ostemplował z kolei słupek bramki gości. Więcej szczęścia Hamburger miał w 42. minucie, kiedy Jonathana Pitroipę w swoim polu karnym sfaulował Marcos Camozzato. Pewnym egzekutorem "11" był Mladen Petrić. Jeszcze zanim piłkarze udali się na przerwę do szatni, swoją 62. drugą bramkę w europejskich pucharach strzelił van Nistelrooy. Holenderski snajper wykorzystał dobre dośrodkowanie Dennisa Aogo z lewej strony. W drugiej części gry mistrzowie Belgii mieli dogodną sytuację na doprowadzenie do wyrównania. W 68. minucie piłka po strzale głową Mbokaniego uderzyła w poprzeczkę bramki gospodarzy, a po dobitce w wykonaniu Reginala Goreaux przeszła wzdłuż linii bramkowej Hamburgera.

Wygrywając 2:1, podopieczni Bruno Labbadi zrobili więc mały kroczek ku temu, by w maju zagrać w finale pierwszej edycji Ligi Europejskiej, który odbędzie się na ich HSH Hamburg Arena.

Udany pościg za gośćmi, chociaż zakończony ostatecznie remisem zanotowali piłka Valencii. Podopieczni Unaia Emery'ego gościli na Estadio Mestalla w wewnątrzhiszpańskim pojedynku Atletico Madryt. Do przerwy mimo dużej siły ognia obu drużyn utrzymywał się remis 0:0. Dopiero w drugiej części gry pierwsi skutecznie uderzyli goście. Rojiblancos wykorzystali to, że Valencia rzuciła więcej sił do ataku i w 59. minucie wyprowadzili zabójczą kontrę zakończoną strzałem Diego Forlana do pustej bramki. Odpowiedzią na bramkę Urugwajczyka był gol Manuela Ferdnandesa, który nie dał żadnych szans Davidowi De Gei, pokonując go uderzeniem z 25 metrów. W 72. minucie prowadzenie Atletico przywrócił strzałem głową po rzucie rożnym Antonio Lopez. Remis gospodarzom zapewnił jednak niezawodny David Villa. Hiszpański supersnajper na 8 minut przed końcowym gwizdkiem wykorzystał podanie od Vicente i umieścił piłkę w bramce gości.

Spośród gospodarzy czwartkowych ćwierćfinałów jedynie Fulham zadbało od początku do końca o dobre humory swoich fanów. Cottagers od pierwszych minut nadawali ton grze, ale nie potrafili udokumentować tego trafieniem do siatki VfL Wolfsburg. Dopiero w 59. minucie Bobby Zamora spokojnie ulokował piłkę tuż przy słupku bramki Wilków. 4 minuty później gospodarze prowadzili już 2:0. Zamora tym razem wystąpił w roli asystenta przy trafieniu Damiena Duffa. Mistrzowie Niemiec odpowiedzieli dopiero w 89. minucie gry za sprawą Alexandera Madlunga, który po krótko rozegranym rzucie rożnym i dośrodkowaniu Zvezdjana Misimovicia strzałem głową zdobył honorową bramkę dla gości, która daje im nadzieję na awans przed rewanżem na Volkswagen Arena.

***

Benfica Lizbona - Liverpool FC 2:1 (0:1)

0:1 - Agger 9'

1:1 - Cardozo (k.) 59'

2:1 - Cardozo (k.) 79'

Hamburger SV - Standard Liege 2:1 (2:1)

0:1 - Mbokani 30'

1:1 - Petrić (k.) 43'

2:1 - van Nistelrooy 45'

Valencia CF - Atletico Madryt 2:2 (0:0)

0:1 - Forlan 59'

1:1 - Fernandes 67'

1:2 - Lopez 72'

2:2 - Villa 82'

Fulham - VfL Wolfsburg 2:1 (0:0)

1:0 - Zamora 59'

2:0 - Duff 63'

2:1 - Madlung 89'

Źródło artykułu: