Arbiter na świeczniku
Po tym spotkaniu z pewnością sędzia Marek Karkut nie zyska zbyt wielu entuzjastów swojego talentu. Debiutujący od tego sezonu arbiter z Warszawy popełnił dwa istotne błędy. Pierwszą gafę popełnił w momencie, gdy nie odgwizdał jedenastki po nieprzepisowym zatrzymywaniu Macieja Szmatiuka w obrębie pola karnego. Obrońca Arki został niemal pozbawiony swojej koszulki, co zresztą starał się wytłumaczyć sędziemu. Dyskusja z panem Karkutem okazała się niepotrzebna, gdyż swojej decyzji arbiter nie zmienił, a Szmatiuk za dyskusję otrzymał żółty kartonik. Druga kontrowersja również dotyczyła nieprzepisowego zagrania w polu karnym. Tym razem piłkę ręką zatrzymał jeden z defensorów Polonii. Arbiter z Warszawy w pierwszym momencie nie podyktował jednak karnego, ale po burzliwej rozmowie z arbitrem bocznym i technicznym wskazał na "11". Zdaniem trenera bytomian nie powinien on zmieniać już swojej decyzji. - Tutaj jednak sędzia zrobił błąd, kiedy puścił akcję, a o ile dobrze pamiętam, w przepisach jest taki zapis mówiący o tym, że nie ma prawa cofnąć swojej decyzji - komentował Jurij Szatałow. Nie chciał jednak oceniać pracy sędziego. - My nie jesteśmy od oceny arbitrów. Leży to w gestii obserwatora i to on wydaje odpowiednią ocenę. Ja mogę ocenić jak gra mój zespół - dodał.
- Nie mam żadnego wpływu na decyzję sędziego - dodał z kolei szkoleniowiec Arki. A co o tej sytuacji i zamieszaniu wokół sędziego Karkuta sądzą piłkarze Polonii Bytom? - Od początku tego sezonu arbitrzy nie sędziują dobrze. Ja niestety nie mam na to wpływu i nie chcę komentować decyzji sędziego - ucina Grzegorz Podstawek. - Na pewno robił błędy w jedną, jak i drugą stronę. W drugiej połowie mecz ten zupełnie mu nie wyszedł, ale nie mi to oceniać, bo bezpośrednio po spotkaniu ciężko cokolwiek stwierdzić - dodał natomiast kapitan bytomskiej "11", Marek Bażik.
Trener Szatałow ma jednak w pamięci grudniowy pojedynek swojego zespołu w Bełchatowie (2:2 - przyp.red). Mecz ten prowadził wspomniany już wyżej rozjemca, który podyktował dla GKS-u karnego z kapelusza. - Sędzia ten kręcił nas już w meczu z Bełchatowem, kiedy to dał GKS-owi karnego z powietrza. Dwóch zawodników Bełchatowa zderzyło się w polu karnym, a on wskazał na "wapno". Costly zderzył się z Nowakiem. Arbiter co prawda dostał niską notę za to spotkanie, ale dla nas to żadne pocieszenie - mówi szkoleniowiec bytomian.
Dziecinne błędy
Arka nie wygrała tego spotkania na własne życzenie. Co prawda żółto-niebiescy przegrywali do przerwy 0:1, ale ich ambitna postawa w drugiej odsłonie meczu została wynagrodzona dwiema bramkami. W 80. minucie gdynianie wyszli na prowadzenie 2:1, które jednak stracili w doliczonym czasie gry, a dokładnie...w 96. minucie. - Zabrakło asekuracji i któryś to już raz z kolei tracimy bramki w dziecinny sposób, a wszyscy wiemy, jak jest nam trudno je zdobywać - komentował wyraźnie niepocieszony trener gospodarzy.
Gdynianie najwidoczniej nie wyciągają wniosków ze swoich wcześniejszych meczów. Na domiar złego bramka na 2:2 łudząco przypominała tą zdobytą na 1:0 przez Polonię. - Bramka wyrównująca łudząco przypominała tą pierwszą zdobytą przez Polonię. Znów zadecydował wyrzut z autu - mówił Dariusz Pasieka.
Bramka w 96. minucie
O tym, że piłka jest nieprzewidywalna i gra się do końca doświadczyli w środowy wieczór piłkarze Arki i Polonii Bytom. Ci pierwsi już witali się gąską, będąc pewnym zwycięstwa, tymczasem w ostatnich sekundach stracili bramkę na 2:2...Bytomianie mimo, iż w drugiej połowie grali bardzo przeciętnie, by nie powiedzieć słabo zdołali ostatnią akcję zamienić na gola. Futbol uczy pokory. -Na pewno jesteśmy w szoku po tym jak straciliśmy bramkę w ostatnich sekundach meczu. Nie jest łatwo przetrawić taką sytuację. To że jesteśmy jeszcze w miarę w formie psychicznej, to na pewno świadczy dobrze o nas. Przyjdzie czas na analizę. Chłopacy za ten wysiłek włożony w drugiej połowie niestety nie zostali wynagrodzenie trzema punktami - żałował Pasieka.
Odwołał się również do zmarnowanej okazji Joela Tshibamby: - Nie wiem czy można mieć lepszą sytuacją, niż tą, którą miał Tshibamba, gdzie już właściwie położył bramkarza i miał przed sobą pustą bramkę. Zbyt długo jednak zwlekał, później chciał mocno uderzyć, nie trafił dobrze w piłkę no i przestrzelił. Takie sytuację się mszczą i miało to potwierdzenie w tym spotkaniu.
To nie była piłka, nie była też Arka
Dwie połowy i dwa różne oblicza zespołów. O ile Arka pierwszą połowę powinna wymazać jak najszybciej z pamięci, o tyle postawa w drugiej połowie było zgoła odmienna. - Jeśli chodzi o pierwszą połowę to nie mam nic do powiedzenia, bo to nie była piłka, nie była też Arka. To nie był mój zespół - komentował trener żółto-niebieskich. Niezadowolenia z postawy swojego zespołu nie krył także Jurij Szatałow. Jego podopieczni zagrali z kolei dobre 30-35 minut, by w drugiej połowie uprawiać dyscyplinę mało mającą wspólnego z futbolem. - Było momenty, niemające nic wspólnego z piłką nożną. Jakaś niezrozumiała wybijanka, niedokładne zagrania - denerwował się opiekun gości.
Podstawka patent na Arkę?
Napastnik Polonii na boisku pojawił się kwadrans przed końcem meczu, zmieniając Macieja Bykowskiego. W doliczonym czasie gry zdobył bramkę, która zapewniła cenny punkt jego drużynie. To już kolejny gol Podstawka w Gdyni. Wcześniej zdobył on dwie bramki dla Polonii w meczu rozegranym 25 października 2008 roku. Bytomianie wygrali wówczas 3:1. Warto przy tym wspomnieć, że w sezonie 2003/04 Podstawek reprezentował barwy Arki. - Tak czasami bywa, że byli gracze zespołu, w którym kiedyś grali zdobywają te bramki. Tak bywa. Taki jest sport - mówi strzelec wyrównującej bramki.