W ostatnim okresie fani wrocławskiego Śląska narzekali na formę byłego reprezentanta Polski Sebastiana Mili. W pojedynku przy Cichej, były gracz m.in. Groclinu Grodzisk i ŁKS Łódź nie popisywał się wprawdzie pięknymi akcjami, ale w pamięci kibiców pozostaną jego dwa fenomenalne uderzenia z rzutów wolnych. Szczególnie pierwszy z nich był klasy światowej. Piłka trafiła w poprzeczkę i wyszła w pole. Strzał Mili przypominał uderzenie z pojedynku Groclinu z Manchesterem City, gdy właśnie takim strzałem pokonał Davida Seamana. - Wspomnienia z tamtego spotkania wróciły. Szkoda, że piłka nie poleciała ciut niżej - żałował pomocnik, który w 39 minucie trafił w słupek bramki Krzysztofa Pilarzaq. - Stałe fragmenty gry tak właśnie wyglądają na całym świecie. Z tych pozycji można zdobywać gole i to się prawie potwierdziło. To jest bodziec do dalszej pracy, aby doskonalić ten element - cieszył się z efektów pracy na treningach zawodnik Śląska.
Od początku wiosny zespół z Oporowskiej swoją postawą najczęściej zawodził. W Chorzowie było jednak inaczej. Wrocławianie pokazali duża wolę walki i ochotę do gry w piłkę. - Mam nadzieję, że forma jaką zaprezentowaliśmy w Chorzowie utrzyma się do końca sezonu. Myślę, że za dobrą grą przyjdą wygrane i wtedy nie będziemy żałowali strzałów w słupki i poprzeczki - stwierdził Mila, który punkt zdobyty przy Cichej uznał za sukces. - Ruch walczy o europejskie puchary i spotkanie musiał wygrać. Jednak my im na to nie pozwoliliśmy i mogliśmy ich nawet pokonać - dodał na koniec mistrz Europy do lat 18 z 2001 roku.