Głowacki i Marcelo nie myślą o absencji z Lechem

Wyświechtanym sloganem używanym przez piłkarzy i trenerów na całym świecie jest powiedzenie: "koncentrujemy się na każdym najbliższym meczu". Nie mogą go jednak z czystym sumieniem użyć stoperzy krakowskiej Wisły, Arkadiusz Głowacki i Marcelo oraz opiekun Białej Gwiazdy, Henryk Kasperczak.

Wszystko przez to, że w razie otrzymania żółtych kartek w sobotnim meczu 24. kolejki ekstraklasy ze Śląskiem Wrocław, zabraknie ich w szlagierze z Lechem Poznań, który zostanie rozegrany w przyszły weekend. Głowacki przekonuje jednak, że ta myśl nie będzie paraliżować ich poczynań: - To nie jest komfortowa sytuacja dla nas, ale jesteśmy w niej już od pierwszego wiosennego meczu. Obaj z Marcelo jesteśmy w podobnej sytuacji i jak na razie jesteśmy bardzo grzeczni, nic złego z naszej strony nie dzieje się boisku.

- My wychodzimy na boisko po to, żeby grać w pełni zaangażowanym, a nie po to, żeby myśleć o kartkach. Dopiero, gdy sytuacja na boisku jest komfortowa, wtedy można zachować się w pewnych sytuacjach trochę bardziej asekuracyjnie, spokojnie. Takich momentów w tej rundzie nie mieliśmy - dodaje "Głowa".

Chłodno do sprawy podchodzi Henryk Kasperczak. Zdaniem szkoleniowca, w kadrze mistrzów Polski są zawodnicy, którzy z powodzeniem mogą zastąpić podstawowych stoperów. - Nie ma co gdybać. Jeśli któryś będzie musiał pauzować, zastąpi go inny. Wszyscy przecież pracują po to, żeby być dobrze przygotowanym do kolejnych meczów - przekonuje "Henry" i dodaje: - Wszystko dzieje się na boisku i od zawodników sytuacja wymaga różnych interwencji. Czasem ta kartka jest nieunikniona. Chcielibyśmy oczywiście, żeby zagrali z Lechem. Zawodnicy jednak indywidualnie decydują o tym, jak reagują na boisku. Nie mogą sobie jednak pozwolić na kartkę za pyskówkę z sędzią albo zdobytą w inny głupi sposób.

W tym sezonie tylko raz zdarzyło się, by wiślacka obrona była pozbawiona zarówno Głowackiego, jak i Marcelo. Było tak już za kadencji Kasperczak, w rewanżowym spotkaniu 1/4 finału REMES Pucharu Polski. Efekt? Porażka 1:3 z Lechią Gdańsk przed własną publicznością i odpadnięcie z rywalizacji o krajowy puchar. Wówczas na środku defensywy szkoleniowiec zdecydował się wystawić niedoświadczonego, nominalnego prawego obrońcę, Łukasza Burligę oraz lewego obrońcę bądź pomocnika, Juniora Diaza. Nie skorzystał wtedy z jedynego rezerwowego stopera, Mariusza Jopa, który pucharowy mecz przesiedział na ławce rezerwowych.

Komentarze (0)