"Gora" nie składa broni

Jeszcze 3,5 roku temu Damian Gorawski był jednym z zawodników wybranych przez selekcjonera Pawła Janasa do kadry reprezentacji Polski na Mistrzostwa Świata w Niemczech. Krótko przed tym w barwach Wisły Kraków był jednym z najlepszych zawodników polskiej ekstraklasy, który może poszczycić się bramką strzeloną Realowi Madryt na Santiago Bernabeu. Dzisiaj, borykający się z nieustannymi kłopotami zdrowotnymi skrzydłowy znajduje się w kadrze pierwszoligowego Górnika Zabrze i chce pokazać, że nie zapomniał jak się gra w piłkę.

Kariera Damiana Gorawskiego już na starcie zapowiadała się nietuzinkowo. Uzdolniony młodzian z Rudy Śląskiej w wieku zaledwie 18 lat został włączony do kadry Ruchu Chorzów, gdzie w błyskawicznym tempie wywalczył sobie miejsce w pierwszym składzie. Był wyróżniającym się zawodnikiem Niebieskich, jednym z kluczowych ogniw formacji ofensywnej. Nic więc dziwnego w tym, że po popularnego "Gorę" zgłosiła się Wisła Kraków, z którą zdobył dwa tytuły mistrza Polski i zagrał w eliminacjach Ligi Mistrzów, w których trafił m.in. do siatki Realu Madryt. Po dwóch latach gry pod Wawelem zdecydował się jednak na wyjazd zagranicę.

Po raz kolejny charyzmatyczny zawodnik z Rudy Śląskiej obrał kierunek dość niezwykły. Podczas gdy większość zawodników występujących na co dzień w polskiej ekstraklasie marzyło o wyjeździe do jednej z lig zachodnich Gorawski zdecydował się na przeprowadzkę za naszą wschodnią granicę i podpisał kontrakt z drużyną FK Moskwa. W stolicy Rosji szybko zyskał sobie sympatię kibiców i szacunek sztabu szkoleniowego, który swego czasu nie widział drużyny bez "Gory" w składzie. Niestety na drodze obiecująco rozwijającej się kariery stanęły kontuzje, które sprawiły, że polski skrzydłowy więcej czasu niż na boisku spędzał w gabinetach lekarskich.

Mimo to po odejściu z Moskwy waleczny pomocnik nie miał problemów ze znalezieniem sobie nowego pracodawcy i podpisał kontrakt z Szynnikiem Jarosławl. Tam znów udowodnił, że drzemią w nim olbrzymie możliwości, lecz ostatecznie po roku gry w Jarosławlu Gorawski zdecydował się na powrót do Polski.

Tam podpisał kontrakt z walczącym wówczas o utrzymanie w ekstraklasie Górnikiem Zabrze. Niestety, w pierwszej rundzie swojego pobytu w Zabrzu Gorawski znów nabawił się kontuzji, która wyłączyła go z gry na kilka tygodni. Choć nie da się nie zauważyć, że postawa doświadczonego zawodnika miała duży wpływ na poczynania ofensywne zabrzan ostatecznie nie udało się uratować ekstraklasy dla najbardziej utytułowanego polskiego klubu.

Po spadku Gorawski był jednym z pierwszych zawodników, który zadeklarował chęć kontynuowania swojej kariery w klubie z Roosevelta. - Obniżka pensji? To nasz zasr... obowiązek. Spadliśmy z ekstraklasy, choć w żadnym przypadku nie mogło nam się to przydarzyć. Teraz musimy zachować się jak mężczyźni i naprawić to, co spieprzyliśmy - mówił w dosadnych słowach 30-letni pomocnik górniczej drużyny. W rundzie jesiennej Gorawski znów nie był do dyspozycji trenera z powodu licznych urazów. Zaliczył 12 spotkań w barwach Górnika, w których strzelił jedną bramkę i... znów złapał uraz, który wyłączył go z treningów na kilka miesięcy.

Z początkiem kwietnia "Gora" wrócił jednak do treningu z drużyną. - Damian pracuje na treningach bardzo ciężko. Często zostaje też po zajęciach. Chce jak najszybciej nadrobić stracony czas. Widać po tym chłopaku determinację i frustrację tym, że nie może grać w piłkę. Jest to przecież zawodnik z uznaną w Polsce marką. To przykre, że liczne kontuzje tak bardzo hamują jego karierę. Gdyby nie to, byłby to obecnie najlepszy polski piłkarz - przekonuje jeden z członków sztabu szkoleniowego zabrzańskiej drużyny.

Co prawda do powrotu do najwyższej formy Gorawski ma jeszcze daleko, ale wszystko zmierza ku dobremu i niewykluczone, że w końcowych kolejkach sezonu wesprze zespół na boisku swoim doświadczeniem. - "Gora" nie składa broni. Chce udowodnić, że mimo fali krytyki jaka na niego spada nadal potrafi bardzo dobrze grać w piłkę. Myślę, że Górnik będzie miał z niego jeszcze wiele pociechy - zapewnił nasz rozmówca.

Komentarze (0)