Zmiana warty
Przed wyborami pod koniec 2008 roku, większość kibiców mogła odetchnąć z ulgą, kiedy okazało się, że znienawidzony Michał Listkiewicz nie zamierza ponownie ubiegać się o stanowisko prezesa. W wyborcze szranki stanęło czterech kandydatów. Wspomniani Grzegorz Lato oraz Zbigniew Boniek, a także Zdzisław Kręcina i Tomasz Jagodziński. Ten ostatni tuż przed głosowaniem wycofał się z gry. Wygrał Lato a największym przegranym był jego kolega z boiska Boniek. Były piłkarz m.in. Juventusu Turyn i AS Romy miał poparcie polskiego rządu, lwiej części kibiców oraz szefostwa UEFA z boiskowym przyjacielem Michelem Platinim na czele. Boniek jednak zlekceważył tzw. "teren". Sprawnie za to działał tam pomysłodawca startu Laty i szef jego kampanii wyborczej Kazimierz Greń, szef Podkarpackiego Związku Piłki Nożnej. Intensywna kampania na szczeblu regionalnym, doprowadziła do wyboru Laty już w pierwszej turze. Na wiceprezesów związku, Lato wybrał byłego selekcjonera Antoniego Piechniczka oraz szefa Śląskiego Związku Piłki Nożnej Rudolfa Bugdoła. To właśnie Piechniczek, jest drugim obok Laty obiektem drwin kibiców. Obaj solidnie pracowali przez kilkanaście miesięcy by nadwątlić swój wizerunek.
Piłkarz piłkarzowi wilkiem
Właśnie wizerunek to była jedna z najbardziej istotnych rzeczy dla nowo wybranego prezesa. Lato rozpoczął współpracę z firmą Polish Sport Promotion, która miała dbać o dobry PR prezesa i udzielić odpowiednich szkoleń, jak postępować z mediami. Zanim to się jednak stało, Lato zdążył na "dzień dobry" wypalić, że w przypadku pogłębiania się kryzysu na Ukrainie i kolejnych problemów związanych z organizacją EURO 2012, Polska jest gotowa zorganizować turniej wespół z Niemcami. Te słowa wywołały, całkiem zrozumiałe zresztą, intensywne protesty na Ukrainie. Współgospodarze turnieju zarzucali Polakom brak lojalności. Początek prezesury to także wojna ze Zbigniewem Bońkiem, który długo nie mógł pogodzić się z wyborczą porażką. Sytuacja jak ulał przypominała tę z wyborów parlamentarnych z 2005 roku, kiedy to miał wygrać ktoś inny, natomiast w wyniku wyborów, zamiast wspólnych reform rozpoczęła się prawdziwa jatka dwóch obozów politycznych. Boniek próbował następnie odciąć się od mówienia o problemach polskiej piłki. - Chciałeś rower, to pedałuj - rzucił do Laty w jednym z programów telewizyjnych. Lato nie pozostał dłużny i na kolejne zaczepki odpowiadał: - Ja mu tylko odpowiedziałem na jego zaczepki jego słowami: nie jego rower, nie jego pedały, niech nie próbuje pedałować.
Beenhakker jest OK
"Błyskotliwa" retoryka z czasem znikła i uwaga mediów skupiła się na selekcjonerze reprezentacji Polski. Wyniki kadry były coraz bardziej niepokojące a sam Leo Beenhakker rozpoczął współpracę z Feyenoordem Rotterdam. Sytuacja z holenderskim opiekunem polskiej kadry przypominała szopkę. Związkowi działacze byli naciskani przez media a nawet przez coraz bardziej podburzonych przeciwko Holendrowi kibiców, by zwolnić selekcjonera. Na Miodowej zachowywano spokój, bowiem przedwczesne zerwanie kontraktu z Holendrem oznaczałoby konieczność wypłaty gigantycznego odszkodowania. Sam Lato umywał ręce a Beenhakker wodził piłkarską centralę za nos. - Nie zabronię mu oczywiście robić w wolnym czasie tego, co chce. Nie zabronię mu spotkać się na kawie z ludźmi z Rotterdamu. Przecież trener ma tam dom, rodzinę, regularnie tam bywa. Tak jak ja bywam w Mielcu, bo Stal to mój klub - tłumaczył Holendra przed mediami Lato.
Prezes zmiennym jest
Zanim jednak Lato zapałał miłością do Beenhakkera, podobnie jak większość działaczy, bardzo krytycznie podchodził do wyboru zagranicznego szkoleniowca na stanowisko selekcjonera. - Macie co chcieliście! Teraz my będziemy was je...! - miał rzucić do dziennikarzy po wyborze Holendra. Faktycznie, następnie Lato, jak na senatora RP "przystało", wyżywał się na mediach. - Zrobiliście z Leo cudotwórcę, a on na razie tak naprawdę nic nie osiągnął. Na miejscu Michała, gdy Leo domaga się teraz przedłużenia kontraktu czy podwyżki, powiedziałbym mu wprost: „Tam są drzwi!”. Naprawdę damy sobie radę bez niego... - zapewniał Lato. Słowność obecnego prezesa, łatwo można było skonfrontować z rzeczywistością, kiedy już przed owym zadaniem stanął. Opinia publiczna, która wcześniej stała za Beenhakkerem murem, być może nawet wybaczyłaby Lacie zwolnienie holenderskiego trenera. Mimo wciąż wielu okrzyków poparcia na trybunach, kibice również powoli mieli Beenhakkera dość.
Kompromitacja lepsza niż dyplomacja
Tu jednak Lato niespodziewanie zmiękł. Jak już wspomnieliśmy, nagle dopadła go słabość do Beenhakkera. Mimo konfliktu Holendra z wiceprezesem Piechniczkiem, zarówno selekcjoner brązowych medalistów z Hiszpanii, jak i jego podopieczny z boiska, kłócili się i godzili wte i wewte z trenerem z Holandii. Wyniki za to nie ulegały poprawie. Zresztą inaczej być nie mogło, kiedy atmosfera na zgrupowaniach reprezentacji była nieciekawa. Kadrowicze wiele razy skarżyli się na to. Działacze, tj. armia działaczy była w Belfaście oraz w RPA, gdzie na pewno nie pomagała kadrze w uzyskiwaniu dobrych wyników. W Dublinie Lato potrafił nawet wejść do szatni w czasie odprawy przedmeczowej. Odejście Beenhakkera było nieuchronne. - Podamy sobie na koniec ręce jak biali ludzie - zapowiadał Lato. Po klęsce w Mariborze po raz kolejny dała znać o sobie słowność Laty oraz jego brak obycia i ten zwolnił Beenhakkera przed kamerami. - Jest człowiekiem o miernej inteligencji - nie krył wówczas poseł PO Stefan Niesiołowski.
Prezes działa wstecz
A jakie osiągi ma obecny prezes? W jego wypadku to raczej "osiągi". Podpisał fatalny kontrakt z firmą Sportfive, sprzedając na 10 lat prawa do transmisji meczów kadry za 100 milionów złotych. Kwota owszem spora, jednak każdy znający się choć trochę na biznesie, doskonale wie, że podpisywanie w tym wypadku tak długoterminowej umowy, jest szczytem nieprofesjonalizmu a może się również okazać, że i niegospodarności. O co już zresztą jest oskarżony, lecz w zupełnie innej sprawie, m.in. sekretarz generalny związku Zdzisław Kręcina. Lacie nie udało się także uchwalić abolicji dla klubów oskarżonych o udział w aferze korupcyjnej. Prezes PZPN próbował prosić kluby o zgodę, jednak niewiele z tego wyszło. - Lato i jego świta to mogą sobie prosić, ale pod kościołem - kpił Jan Tomaszewski. Lato i cały PZPN, popadli także w konflikt z kibicami. Efektem działań związku było to, że po raz kolejny dostało się reprezentacji, która musiała grać ze Słowacją przy niemal pustych trybunach.
Zadanie ponad miarę
Prezesura Grzegorza Laty jest pozbawiona sukcesów, pomysłów a nawet stylu. Obecny sternik piłkarskiej centrali na każdym kroku zachowuje się tak, jakby jego celem było maksymalne skompromitowanie instytucji PZPN. Dodajmy, że instystucji, która już teraz nie ma dobrej opinii. Całe mnóstwo wpadek, które notuje Lato, jak choćby nie wspomniana wcześniej konferencja prasowa i popis angielskiego a'la Lato. To wszystko rysuje obraz, który niestety nazwał po imieniu kontrkandydat wyborczy Laty, Zbigniew Boniek. - Z Grzegorzem jest problem, bo on na moje merytoryczne argumenty jest w stanie odpowiadać tylko folklorystycznie - oceniał były wiceprezes związku i selekcjoner reprezentacji. Łatwo prezesem być nie jest, o czym przypominał Lacie były minister sportu Mirosław Drzewiecki: - Prezes Lato myślał, że w PZPN wszystko jest łatwiejsze. Myślę, że dzisiaj Grzegorz Lato wie, że łatwiej było robić dobry wynik i rządzić na boisku, kiedy miało się dobrą formę i było się wybitnym piłkarzem. Niestety, ale wielu już zdążyło zatęsknić za Michałem Listkiewiczem. Trudno się dziwić, bo folklor to tylko jedno z wielu kojarzących się ze wsią określeń, pasujących do sytuacji w związku pod rządami Laty.