Paweł Brożek przełamał strzelecki impas. Zwycięskie trafienie po 677 minutach bez gola

677 minut - tyle czekał Paweł Brożek na ligowe trafienie. Dwukrotny król strzelców ekstraklasy we wtorkowym spotkaniu ze Śląskiem Wrocław przełamał snajperski impas, a jego gol z 31. minuty przesądził o zwycięstwie krakowskiej Wisły.

Po raz ostatni do siatki rywali Brożek trafił 24 października minionego roku w spotkaniu z Piastem Gliwice. - W międzyczasie nie grałem przecież w 5 meczach - broni się z szelmowskim uśmieszkiem i dodaje już na serio: - Bardzo się cieszę z tego momentu. Wielka w tym zasługa Patryka Małeckiego, który wyłożył mi piłkę prawie na linii. Nie pozostało mi nic innego jak skierowanie jej do pustej bramki. Jednak w takiej sytuacji, w której byłem, każda bramka cieszy i każda jest bardzo ładna.

- Cieszymy się, że Paweł strzelił tą bramkę i mamy nadzieję, że teraz będzie już trafiał seryjnie - komentuje z kolei Małecki, który asystę poprzedził kapitalną indywidualną akcją lewym skrzydłem.

Oprócz sytuacji, po której zdobył zwycięską bramkę, Brożek miał w tym meczu jeszcze co najmniej trzy dogodne okazje na powiększenie swojego dorobku. Jednak tylko w jednym z tych momentów zdecydował się na uderzenie w stronę bramki Mariana Kelemena, a dwukrotnie bezskutecznie podawał piłkę do partnerów: - Chłopaki z drużyny zwrócili mi uwagę, że za mało strzelam. W następnych meczach będę się starał oczywiście grać jak najlepiej dla drużyny i wykorzystywać te sytuacje. Miałem w drugiej połowie momenty, w których powinienem oddawać strzał, a szukałem kolegi.

Henryk Kasperczak przed spotkaniem myślał nad tym, czy nie posadzić 27-letniego napastnika na ławce rezerwowych. - Paweł jest ważnym zawodnikiem oraz dobrym strzelcem Wisły i w przyszłości nadal tak będzie - przekonywał sam siebie szkoleniowiec. Ostatecznie raz jeszcze zaufał podopiecznemu, a ten odwdzięczył się trafieniem. - Paweł jako napastnik przestał być egoistą. Bramka ta jest ważna i dla drużyny, i dla niego, może uda się kontynuować tę passę - przyznał już po meczu Kasperczak.

Występ Brożka stał pod znakiem zapytania także ze względu na kontuzję kolana, której piłkarz nabawił się na początku ubiegłego tygodnia. Po spotkaniu ze Śląskiem przyznał jednak, że zdrowie mu dopisuje: - Czułem się lepiej fizycznie. Ta przerwa trochę mi pomogła. Nabrałem szybkości, świeżości i przede wszystkim pewności siebie.

Zwycięstwo nad wrocławianami daje Wiśle komfort przewagi czterech punktów nad sobotnim rywalem, Lechem Poznań. Zbliżający się szlagier ekstraklasy może zadecydować o losach mistrzostwa Polski. - Zdajemy sobie sprawę, że to jest bardzo ważny mecz. Trzy punkty tutaj prawie załatwiają sprawę. Szkoda, że zabraknie Arka, podpory naszej defensywy. Moim zdaniem sędzia zbyt pochopnie wyciągnął tą żółtą kartkę - tłumaczy.

"Głowa" z kolei tak ocenił występ Brożka: - Właśnie takiego Pawła nam potrzeba. Nie trzeba być jakimś jasnowidzem, by wiedzieć, że Paweł zacznie strzelać. Widać, że coraz lepiej prezentuje się fizycznie. Było wiele momentów, w których utrzymał piłkę na sobie i pozwolił nam bliżej podejść.

Brożek nie zgadza się ze stwierdzeniem, że wiosną Lech jest najlepiej grającym zespołem, który w zgodnej opinii wielu komentatorów zasługuje na mistrzowski tytuł. - Zobaczymy w sobotę. Ten mecz pokaże, która drużyna naprawdę zasługuje na mistrzostwo. Będziemy chcieli wygrać ten mecz i odskoczyć na siedem punktów, a one na 90 procent dadzą nam mistrzostwo.

Komentarze (0)