- Jechaliśmy do Poznania z przekonaniem, że możemy powalczyć o dobry wynik. Liczyliśmy przynajmniej na remis. Już w pierwszej połowie mieliśmy kilka klarownych sytuacji, które powinniśmy zamienić na gole. Szkoda zwłaszcza okazji Łukasza Białożyta. Później padła bramka samobójcza i zrobiło się nieciekawie, tym bardziej, że gospodarze także mieli swoje szanse i mogli nawet pójść za ciosem - ocenił szkoleniowiec gości, Adam Topolski.
Po zmianie stron gorzowianie zdobyli aż trzy gole i właśnie wtedy zapewnili sobie bezcenny komplet punktów. - Dobrze wiedzieliśmy, że przy ewentualnej porażce zostaniemy z nie najlepszym dorobkiem 32 oczek i zrobi się nerwowo. Drużyna pokazała jednak charakter. Bramka na 1:1 padła po bardzo ładnej akcji. Później udało nam się podnieść po raz drugi. W końcówce nie kalkulowałem i dokonałem zmian w ofensywie. Chcieliśmy powalczyć o całą pulę i dlatego nie bawiliśmy się w kunktatorstwo. Zwycięstwo jest szczęśliwe, bo ten mecz układał się bardzo różnie. Warta mogła podwyższyć prowadzenie i zapewnić sobie dobry rezultat już wcześniej, ale także mój zespół miał swoje okazje. Przy odpowiedniej skuteczności nie musielibyśmy pewnie odrabiać strat. Do utrzymania potrzeba nam jeszcze kilku oczek i wywalczenie ich będzie zadaniem na następne kolejki - stwierdził opiekun GKP.
W minorowym nastroju był trener poznaniaków, Marek Czerniawski. - Nie ukrywam, że jestem smutny. Zaliczyliśmy dużo lepszy występ niż w spotkaniu z Flotą, mimo to nie zdobyliśmy nawet jednego punktu. Pierwszego gola straciliśmy w momencie, gdy szło nam całkiem nieźle. Z postawy obrońców jestem bardzo niezadowolony. Takie bramki, jakie strzelał nam GKP, mogą padać w piłce halowej, a nie na dużym boisku. Rywale z łatwością trafiali do siatki, mimo że to my mieliśmy liczebną przewagę w polu karnym. Przy wszystkich golach dla gości kompletnie zawiodło krycie. Będę gruntownie analizował to spotkanie, bo jestem zdruzgotany tym, co widziałem. Gdyby Łukasz Radliński kapitulował po ładnych akcjach gorzowian, łatwiej byłoby to przełknąć. Gapiostwo i lenistwo jest jednak niedopuszczalne.
Szkoleniowiec Warty nie ukrywał, że liczył w tym spotkaniu na komplet oczek i nawet remis uznałby za klęskę. - Jeśli prowadzi się 1:0, a następnie 2:1, to po prostu nie można przegrać. Mecz ułożył się dla nas dobrze, nie znajdowaliśmy się w trudnej sytuacji i nie musieliśmy gonić wyniku. Dlatego porażka jest dla mnie nie do przyjęcia, zwłaszcza przy tak skandalicznej postawie w obronie - zakończył Czerniawski.