Po sobotnim meczu ze Zniczem Pruszków grę Pawła Strąka chwalili nawet legendarni zawodnicy Manchesteru City. W starciu z mazowiecką drużyną potężnie zbudowany pomocnik rzeczywiście radził sobie bardzo dobrze, umiejętnie kreując grę Górnika w środku pola do spółki z Vladimirem Balatem. Niestety w środę 27-letni zawodnik był cieniem samego siebie. Agresywnie grający MKS Kluczbork nie zostawiał mu tak wiele miejsca do przyjęcia i rozegrania piłki, przez co był często zmuszany do wycofywania futbolówki do linii obrony, czym doprowadzał kibiców do białej gorączki.
Nic więc dziwnego w tym, że trener Adam Nawałka po godzinie gry postanowił skrócić swojemu zawodnikowi męki i ściągnął go z boiska. Tak wielkich gwizdów, jak te towarzyszące zejściu Strąka z murawy, nie było słychać przy Roosevelta od dawna. W jego miejsce na placu gry pojawił się kreatywny Konrad Cebula, który w znacznym stopniu ożywił poczynania Górnika w środkowej strefie boiska. Po raz kolejny obelgi z trybun poleciały w kierunku Strąka, gdy ten po końcowym gwizdku sędziego podniósł się z ławki rezerwowych, by udać się do szatni. Krytyka kibiców podziałała na gracza zabrzańskiej drużyny na tyle demotywująco, że ten odmówił rozmów z dziennikarzami.
- Ja mam ciszę medialną. Rozmawiajcie z innymi - odburknął potężnie zbudowany zawodnik dziennikarzom proszącym go o skomentowanie swojego środowego występu. Wszystko wskazuje na to, że bez względu na to czy Górnik w tym sezonie awansuje do ekstraklasy, czy też nie, latem "Strąkinho", jak ironicznie nazywają go kibice Trójkolorowych, odejdzie z Roosevelta. Jego gra nie wnosi do drużyny wiele dobrego, a kontrakt w znacznym stopniu obciąża klubową kasę. Czy to początek wielkiego sprzątania po Henryku Kasperczaku?