Ostatnie podejście nadziei Widzewa

Sebastian Madera do łódzkiego Widzewa przychodził jako przyszła gwiazda polskiego futbolu, reklamowana przez Zbigniewa Bońka. Tymczasem piłkarz przez trzy lata gry w klubie z alei Piłsudskiego rozegrał zaledwie jedno ligowe spotkanie. Ale wcale nie dlatego, że był za słaby. Po prostu nie miał szczęścia i dwukrotnie łamał nogę. Teraz do piłki próbuje wrócić po raz kolejny. - Ale jak tym razem coś mi się stanie, to chyba dam sobie spokój - przyznaje w rozmowie z serwisem SportoweFakty.pl młody piłkarz.

O Maderze było głośno latem 2004 roku. Wówczas to reprezentant Polski do lat 19 znajdował się na celowniku kilku klubów. Chciała go Legia, Polonia i Widzew. Ostatecznie batalię o młodego zawodnika wygrali łodzianie. Miedź Legnica za swojego podopiecznego zgarnęła niemałe pieniądze, bo 200 tysięcy złotych. - Jak na zawodnika przechodzącego z trzeciej do drugiej ligi, to Widzew zapłacił całkiem sporo. Może właśnie dlatego mnie tak długo tu trzymają - zastanawia się piłkarz, który w ciągu trzech lat w barwach łódzkiego klubu rozegrał zaledwie jeden oficjalny mecz.

Ostre wejście

13 sierpnia 2004 roku - to właśnie wtedy Madera zadebiutował. Jego drużyna grała na wyjeździe z GKS Bełchatów, a zawodnik na boisku spędził 62 minuty. Cztery dni później 19-latka dotknęła wielka tragedia. Na treningu Sebastian został zaatakowany przez kolegę z drużyny, Daniela Fabicha tak niefortunnie, że złamał dwie kości - piszczelową i strzałkową. Do zdrowia dochodził dwa lata...

To miał być jego wielki powrót. Palił się do gry i dawał z siebie wszystko na treningach. Na występy w Orange Ekstraklasie nie był gotowy, w rezerwach grać nie mógł, bo takowych w Łodzi... nie było. Trafił więc do KKS Koluszki - klubu, z którym Widzew nawiązał swego czasu współpracę. Niestety, pech chciał, że Madera złamał nogę w tym samym miejscu. - To chyba jakieś słabsze miejsce - irytuje się. Do dramatu doszło na kilka minut przed końcem meczu ligowego z RKS Radomsko. - Kto mi to zrobił? Nie wiem, nie znam gościa - śmieje się dziś Sebastian i dodaje: - Ale wiem, że mi, kurcze, wszedł dosyć ostro.

Pogodzony z końcem

Madera ma za sobą dwa poważne urazy i bardzo długą przerwę od piłki. - W pewnym momencie odizolowałem się od futbolu, w ogóle o nim nie myślałem. Na treningi też nie przychodziłem, bo w takich sytuacjach człowiek zawsze się wkurza - przyznaje. Obecnie jednak trenuje z pierwszym zespołem, walczy na całego, a po zajęciach zostaje, żeby jeszcze trochę pokopać. - Chcę przepracować z kolegami cały okres przygotowawczy i być gotowy do gry w kolejnym sezonie. Wiem jednak, że będzie ciężko, choć wierzę, iż dam radę. Nie po to się przecież tak długo męczyłem, żeby teraz się łamać - opowiada. I jak sam przyznaje, chwil zwątpienia nie brakowało: - Nieraz już byłem pogodzony z tym, że to koniec. Zresztą jak coś mi się jeszcze stanie, to chyba dam sobie definitywnie spokój.

Mimo wszystko, zawodnik zebrał się do kupy i znów walczy. Teraz będzie mógł zacząć prawie od początku, bo jego Widzew wylądował w trzeciej lidze. Wydaje się, że dla Madery to idealne rozwiązanie. - Fakt, niezłe. Nie mam na co narzekać. Bardziej powinienem się cieszyć... Chociaż w trzeciej lidze wcale mniej po nogach nie kopią. A może i nawet więcej? Tylko że poziom jest znacznie niższy, ale po takiej przerwie dobrze będzie zacząć z niższego pułapu - analizuje.

Akurat na chleb

Choć 23-letni piłkarz ma na swoim koncie tylko jeden oficjalny występ w Widzewie, w klubie z alei Piłsudskiego nikt nie pomyślał o tym, żeby się go pozbyć. A łodzianie mogli się przecież na taki krok zdecydować niejednokrotnie... Co więcej, piłkarz jakiś czas temu nawet przedłużył umowę, która teraz jest ważna do 2010 roku. - Mogli mnie już dawno wywalić, ale jednak mnie zatrzymali i dali kolejną szansę. Za to im bardzo dziękuję. Spróbuję spłacić swój dług na boisku. Oczywiście, jak zdrowie będzie i Bozia pozwoli - mówi Madera.

Jak udało się dowiedzieć serwisowi SportoweFakty.pl, zawodnik do niedawna otrzymywał z kontraktu tylko część zarobków. - Jest taka klauzula, że jak się nie trenuje przez pół roku, to pensja spada o połowę. No, ale cóż, na chleb mi starcza. Tak akurat, na styk - śmieje się Sebastian. Pytanie tylko, jak długo uśmiech będzie gościł na twarzy młodego piłkarza...

Komentarze (0)