Michał Piegza: W końcu wróciłeś na ligowe boiska. Kibice stęsknili się już za Andrzejem Niedzielanem.
Andrzej Niedzielan: Wystarczy wakacji, zbyt długo to trwało. Cieszę się, że w końcu miałem okazję wyjść i zagrać. Przecież to jest moja praca.
W spotkaniu z Legią na boisku pojawiłeś się dopiero w końcówce. Jak z perspektywy ławki ocenisz przebieg gry?
- Był to jeden z naszych lepszych meczów rundzie. Zwycięskiego składu się nie zmienia. Dlatego zdawałem sobie sprawę, że ciężko będzie wejść na boisko. Cieszy, że punktujemy na tle klasowych zespołów. Dodatkowo w takich meczach prezentujemy się po prostu lepiej.
Nie co dzień spotyka się, aby rosłym obrońcom Legii gola głową zdobywał tak niski piłkarz jakim jest Arkadiusz Piech.
- Mówiliśmy mu przed meczem, żeby bił się z Choto i Szalą. Miał ich rozbijać i nie ułatwiać im życia. Okazało się że jeszcze wsadził głowę i zdobył gola. Chwała mu za to. Taki "kurdupel", a przeskoczył wszystkich wykazując się przy tym sprytem.
Zagrałeś w specjalnej masce. Nie przeszkadza w grze?
- Jest całkiem wygodna. W sumie to przyzwyczaiłem się już do niej, więc problemu z nią nie mam.
Po po powrocie do zdrowia Andrzeja Niedzielana trener Ruchu może odetchnąć. Wreszcie będzie miał większe pole manewru, co przy napiętym terminarzu będzie miało niebagatelne znaczenie.
- Jestem do dyspozycji trenera. Jeśli szkoleniowiec będzie chciał skorzystać z moich usług, to w najbliższym meczu mogę zagrać nawet od pierwszej minuty. Wiem jednak, że zwycięskiego składu się nie zmienia i ciężko muszę walczyć o pierwszy skład.
Widzicie się już na podium ekstraklasy?
- Ciągle powtarzam, że trzeba patrzeć tylko na kolejny mecz. Cały czas dobijamy do czołówki. Nie jesteśmy jeszcze na tyle klasowym zespołem, żeby zdobywać mistrzostwo Polski. Jednak cieszy, że już jesteśmy w czubie tabeli. I bardzo dobrze, że tak jest. Niech inni nas chwalą i mówią, że zasługujemy na tą pozycję. Myślę, że swoją postawą to potwierdzamy. To nie jest przypadek, że jesteśmy tak wysoko. Dobrze zaczęliśmy grać w piłkę w bieżącym sezonie. Oby tak dalej. Obyśmy już zawsze byli kojarzeni z czołówką tabeli.
W spotkaniu obserwowany przez mendżerów był Artur Sobiech. Czy ty jako doświadczony gracz uważasz, że taki szum wpływa jakoś na postawę piłkarza?
- To trzeba traktować indywidualnie. Jednemu presja pomaga, a innemu przeszkadza. Jeśli dzieje się to drugie, to znaczy, że nigdy nie będzie się wielkim piłkarzem. Na pewno jest pewna presja, jeśli zawodnik wie o obecności skautów. Piłkarz zawodowy musi sobie jednak w każdym meczu z nią radzić. Przecież co tydzień jesteśmy poddawani egzaminowi na boiskach ligowych.
Sobiechowi ciąży cała otoczka z nim związana?
- W mojej opinii w żadnym wypadku mu to nie przeszkadza. Nie zapominajmy, że on dopiero od tego sezonu zaczął grać regularnie w lidze. Zrobił ogromny postęp. Na pewno musi robić swoje i nie myśleć o menedżerach i skautach, bo to nigdy nie pomaga. Artur musi się skoncentrować na grze. I tak właśnie robi. Widzę to.
Teraz przed Ruchem półfinałowy rewanż Remes Pucharu Polski z Pogonią w Szczecinie. Jak widzisz szanse Niebieskich?
- W pierwszym meczu mieliśmy kilka świetnych sytuacji i już w Chorzowie powinniśmy sobie zapewnić awans. Może to jednak dobrze, że tak się nie stało, bo to nas nie uśpi. Teraz musimy bić się o finał. Może lepiej, że trzeba tam wygrać. Remis nas nie interesuje. Jedziemy do Szczecina skoncentrowani i jestem pewien, że pokonamy Pogoń.