Mecz rozpoczął się od niegroźnych ataków z jednej, jak i drugiej strony. Pierwszą poważną szansę do zdobycia bramki miał Kamil Kostecki, który w 13 minucie uderzał nożycami po dośrodkowaniu występującego dziś na pozycji napastnika Witolda Wawrzyczka z rzutu rożnego, ale Bartłomiej Fogler końcami palców wybił piłkę na róg. W kolejnych minutach swoich sił próbował bardzo aktywny Wawrzyczek, jednak jego strzały z dystansu nie zagroziły bramce Świtu. W 25 minucie kuriozalną bramkę mógł zdobyć Filipe. Po dośrodkowaniu Brazylijczyka z lewej strony gości przed utratą bramki uratowała poprzeczka. Jednak co się odwlecze... Kilkadziesiąt sekund później świetną akcję przeprowadził Mateusz Milkowski, który spod linii końcowej zagrał do niepilnowanego na szóstym metrze Artura Łacioka, a ten nie miał najmniejszych problemów z umieszczeniem piłki w bramce.
Kolejne minuty to pokaz twardej i męskiej walki głównie w środku boiska. Jedynym wydarzeniem godnym uwagi była próba wymuszenia rzutu karnego przez Marcellinusa Obema, na którą nie dał się nabrać sędzia i na przerwę z zasłużonym jednobramkowym prowadzeniem schodzili gospodarze.
Drugą połowę od atomowego uderzenia rozpoczął GKS. Najpierw w 48 minucie jak profesor zachował się najlepszy tego dnia na boisku Witold Wawrzyczek, który odebrał piłkę w okolicach linii bocznej obrońcy Świtu, następnie popędził z nią w kierunku pola karnego po drodze ogrywając Lewickiego i ze stoickim spokojem strzałem z 17 metrów umieścił piłkę w okienku bramki strzeżonej przez Foglera nie dając mu najmniejszych szans na skuteczną interwencję. Pięć minut później goście otrzymali nokautujący cios. Z rzutu rożnego na drugi metr zagrywał nie kto inny jak Wawrzyczek, gdzie w ogromnym zamieszaniu piłkę jak się ostatecznie dopiero po spotkaniu okazało uderzał Milkowski, a Fogler wybił ją już zza linii bramkowej i sędzia wskazał na środek boiska.
Świt nie miał tego dnia zbyt wielu okazji do zdobycia bramki. W 61 i 64 minucie Piotra Pasia próbował zaskoczyć Dariusz Zjawiński, ale bramkarz Gieksy za każdym razem był na posterunku. W tym okresie gry GKS bezwzględnie panował na boisku, a kibice zgromadzeni na Stadionie Miejskim co chwilę mieli okazję do zaintonowania słynnego "ole", gdy gospodarze z dziecinną łatwością rozgrywali między sobą piłkę. Rozluźnieni trzybramkowym prowadzeniem zawodnicy prowadzeni przez Wojciecha Boreckiego dali się jednak zaskoczyć w 78 minucie. Po stracie piłki przez Artura Łacioka przed własnym polem karnym piłkę przejął Zjawiński i bardzo dobrze obsłużył znajdującego się na trzecim metrze Michała Strzałkowskiego, który nie miał problemów z umieszczeniem piłki w bramce.
Zawodnicy Świtu nie poszli za ciosem i nie zdołali stworzyć sobie kolejnych okazji do zdobycia bramki. Gospodarze próbowali za to podwyższyć wynik, ale strzały Michała Chrabąszcza i Artura Łacioka nie znalazły drogi do bramki Foglera. Ostatecznie gospodarze zasłużenie zgarnęli trzy punkty i zrobili kolejny krok w stronę utrzymania w drugiej lidze.
GKS Jastrzębie - Świt Nowy Dwór Mazowiecki 3:1 (1:0)
1:0 - Łaciok 26'
2:0 - Wawrzyczek 48'
3:0 - Milkowski 53'
3:1 - Strzałkowski 78'
Składy:
GKS Jastrzębie: Paś - Chrabąszcz, Szwarga, Bartosz Kopacz, Filipe, Wawrzyczek (93' Gorzała), Kostecki, Hajczuk (78' Jadach), Adrian Kopacz, Milkowski, Łaciok (88' Świerzyński).
Świt Nowy Dwór Mazowiecki: Fogler - Drwęcki, Reginis (61' Lendzion), Gurzęda, Musuła, Maślanka (29' Wojtczak), Gmitrzuk (46' Enow), Zjawiński, Lewicki, Obem (66' Strzałkowski), Kucharczyk.
Żółte kartki: Fogler, Lendzion (Świt).
Sędzia: Maciej Mikołajewski (Świebodzin).
Widzów: 900.