Motor ostatnimi czasy gra dobrze tylko w pierwszej części spotkania. Tak było przed tygodniem, kiedy lublinianie potykali się na własnym stadionie z Górnikiem Zabrze i w minioną sobotę, przy okazji starcia z Gieksą w Katowicach. Podopieczni trenera Bogusława Baniaka mimo to, że po pierwszej połowie bezbramkowo remisowali z katowiczanami, a w drugiej połowie stracili dwie bramki.
Szczególnie pierwsze trafienie obnażyło słabość Motoru, gdyż była to samobójcza bramka kapitana lublinian, Przemysława Żmudy. - Pierwszą myślą w tej sytuacji było przecięcie podania. Niestety piłka nabrała poślizgu, ja też na bardzo trudnej nawierzchni się poślizgnąłem i było to brzemienne w skutkach, bo wjechałem z piłką do bramki - powiedział po końcowym gwizdku sędziego obrońca lublinian.
- Nie da się ukryć, że niesprzyjające warunki atmosferyczne, bardzo trudna murawa i szybko pokazana czerwona kartka mocno pokrzyżowały nam szyki. Nasze założenia na to spotkanie były zupełnie inne, ale nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Trzeba przyznać, że Gieksa była lepszą drużyną i wygrała to spotkanie w pełni zasłużenie - przyznał gracz outsidera tabeli zaplecza ekstraklasy.
Mecz przy Bukowej toczony był w anomalnych warunkach pogodowych. Murawa brodziła wodą, a zawodnicy często tracili równowagę i panowanie nad piłką. - W pierwszej fazie meczu murawa była w nie najgorszym stanie jak na taką pogodę. Z minuty na minutę było jednak coraz gorzej, tym bardziej, że deszcz cały czas padał. Musimy jednak być sprawiedliwi i powiedzieć, że Gieksa też grała na tej samej płycie i w żadnym wypadku nie może być to argument usprawiedliwiający naszą porażkę, bo warunki były takie same dla obu drużyn. Co prawda w grze było troszeczkę przypadku, ale wynik jest sprawiedliwy, bo wygrała drużyna lepsza - stwierdził defensor lubelskiej jedenastki.