Marcin Ziach: Prezes Mazur to jest gość!

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Odkąd Łukasz Mazur pełni funkcję prezesa Górnika nie ma dnia żeby o zabrzańskim klubie nie trąbiły media. Charyzmatyczny sternik utytułowanego śląskiego klubu nikogo nie pozostawia wobec siebie obojętnym. Albo się go uwielbia, albo nienawidzi. Jedno jest jednak pewne. Z Mazurem u sterów legenda polskiej piłki staje się klubem coraz bardziej europejskim.

W tym artykule dowiesz się o:

Powierzenie Łukaszowi Mazurowi funkcji prezesa Górnika Zabrze wielu przyjęło z politowaniem. Młody doradca podatkowy, który ze sportem miał wcześniej wspólnego tylko to, że jeździł z ojcem na mecze Górnika miał wprowadzić do śląskiego klubu nowe standardy i to zrobił. Choć nie zawsze zachowywał się szablonowo - jego praca jest efektywna, a to jest najważniejsze.

Komu karnet, komu?!

Od pierwszego dnia urzędowania Mazur wziął się za porządki w klubie, które niewielu przypadły do gustu. Przede wszystkim skończył z rozdawnictwem karnetów VIP. Wcześniej na Roosevelta pojawiało się wielu posłów i senatorów, którzy obecność na meczach wykorzystywali tylko i wyłącznie do promocji własnej osoby. Na domiar złego na stadion wchodzili za darmo, na podstawie karnetu sprezentowanego przez Górnika. Mazur w przeciwieństwie do poprzedników miał jednak świadomość jak "skromna" jest poselska dieta i przywilej ten władzom odebrał.

Natychmiast podniósł się krzyk. Jednym z głównych krzykaczy był poseł Prawa i Sprawiedliwości, Tadeusz Wita, który zaatakował prezesa na Sesji Rady Miasta, zadając pytanie: - Jeśli karnet był mi przyznany, dlaczego go nie otrzymałem? Mazur zripostował w sposób godzien podziwu: - Bo dzięki Bogu nie zdążyli ich rozdać.

Dzięki prezesowi na trybuny stadionu Górnika wróciły za to legendy z Hubertem Kostką na czele. Widać, że Mazur mimo krótkiego stażu na nowym stanowisku szybko się uczy i z przeciętnego doradcy podatkowego wyrasta na wybitnego stratega.

Bo prezes ma jaja

W marcu w kadrze Górnika roiło się od wiecznie niezadowolonych gwiazdeczek, dla których główną życiowa maksymą było pytanie: "Jak nic nie robić, a zarobić fest". W Górniku to było możliwe. Bez względu na wyniki większość zawodników zgarniała ponad 30 tysięcy złotych, a co poniektórzy to nawet dwukrotność tej sumy.

Mazur powiedział jednak dość. Nie przestraszył się piłkarskich gwiazdeczek nielitościwie odsyłając zawodników z gigantycznymi kontraktami do drużyny rezerw. Wielu wówczas zastanawiało się czy prezes swoim postępowaniem nie ułatwia gwiazdorom sprawy. Gra w B klasie to dla nich pryszcz, a kontrakty pozostaną na poziomie ekstraklasy.

Czas pokazał jednak, że i w tym przypadku zmysł stratega, jaki tli się w osobie prezesa Górnika go nie mylił. Najpierw na odejście z Zabrza zdecydował się Pitry, a wkrótce w jego ślady poszedł Szczot. Wszystko wskazuje na to, że z Górnika odejdzie lada dzień Strąk. Tylko Gorawski się stawia, ale i na niego prezes na pewno znajdzie radę. Po odejściu tych graczy Górnik zaoszczędzi miesięcznie skromne 170 tyś złotych. Oszczędność godna pozazdroszczenia...

Kochany i nienawidzony

Kibice Górnika za prezesem gotowi byliby rzucić się w ogień. Wystarczył mały punkt zapalny, w postaci kontrowersyjnego artykułu w Gazecie Wyborczej, a już fani klubu z Roosevelta podnieśli krzyk i zmusili gazetę do sprostowania.

O ile dla sympatyków Trójkolorowych Mazur to bożyszcze, o tyle dla kibiców rywali zza miedzy Górnika jest przedmiotem wściekłości i irytacji. Nic dziwnego. Mazur nigdy nie ukrywał, że jest kibicem Górnika i w swoich wypowiedziach często z dużym dystansem wypowiada się o innych śląskich klubach. Fanom tych drużyn dystansu do siebie jednak brakuje i tak prezes Górnika został już obarczony kompleksem Piasta, Ruchu i Polonii Bytom.

Pytanie tylko, czego Mazur mógłby tym klubom zazdrościć? Tego do końca nie wiedzą chyba sami oskarżyciele...

Z uśmiechem poprzez świat

Podobno z uśmiechem na twarzy żyje się lżej. Prezes beniaminka ekstraklasy musiał naukę tę wynieść z domu, bo uśmiech nigdy nie znika z jego twarzy. Można powiedzieć, że Mazur, to jest gość, który zdarza się raz na tysiąc lat. Nie oznacza to jednak, że w Górniku z Mazurem u sterów zawsze jest łatwo, lekko i przyjemnie.

- Ojciec nauczył mnie szacunku do ciężkiej pracy - powiedział prezes, na konferencji prasowej, na której został przedstawiony jako szef Górnika. Miało to miejsce 4,5 miesiąca temu. Jaki to był czas dla Górnika? Wytężonej, ciężkiej pracy okraszonej awansem do ekstraklasy. Po wejściu na salony Mazur do spółki z Tomaszem Wałdochem zgotowali Górnikowi zupełnie nową drużynę.

Co z tego eksperymentu wyniknie nie widzą nawet najstarsi Indianie. Wiadomo jednak już teraz, że bez względu na wszystko - o Górniku nada będzie głośno. - Bo przecież o to chodzi - zwykł mówić w tym wątku prezes zabrzańskiego klubu.

Źródło artykułu:
Komentarze (0)