Fiasko sprawy Kościelnego, czyli czy warto importować reprezentantów?

Zrobiono wiele, by namówić Laurenta Kościelnego do występów w kadrze Franciszka Smudy, jednak ten wystawił Polaków do wiatru. Czy powinniśmy i czy wypada nam podążać drogą nabywania zawodników wyuczonych piłkarskiego rzemiosła poza granicami kraju?

Laurent Kościelny był kolejną wielką nadzieją skauta PZPN ds. wyszukiwania polskich piłkarzy za granicą Macieja Chorążyka. Przed rokiem jego podopieczny wysłannik monitorujący rynek francuski mówił: - Laurent ma dziadka Polaka, ale urodzonego we Francji. Czeka na sygnał z ambasady, jakie dokumenty będą potrzebne. Sprawa jest do załatwienia. Sam zawodnik również wahał się aż do ostatnich minut przed spotkaniem z Franciszkiem Smudą, kiedy oświadczył, że jednak nie czuje się z Polską związany. Związku z naszym krajem nie czują z pewnością również Danny Szetela i Robert Acquafresca, do niedawna bardzo poważnie brani pod uwagę pod kątem naturalizacji. Gdy jednak tylko pojawiła się dla nich szansa gry w silniejszych reprezentacjach, szybko porzucili myśli o polskich przodkach i zaniechali starań o zdobycie polskiego paszportu.

Z biało-czerwoną koszulką niebywale zżył się natomiast Ludovic Obraniak. Świadomy faktu ogromnej konkurencji w kadrze Francji i niewielkich szans na przebicie się do "Trójkolorowej" kadry, postanowił występować dla ojczyzny swojej babci. Czy urodzony i wychowany nad Sekwaną i Loarą przy udziale francuskiej kultury i tradycji, władający jedynie językiem Woltera i Rousseau człowiek może podjąć taką decyzję kierując się poczuciem bycia Polakiem? Co więcej, pomocnik Lille gorąco do występów w zespole z orłem na piersi namawia Damiena Perquisa z Sochaux. 26-latek, którego babcia wyemigrowała z Polski mając 7 lat, podobno dał się już przekonać, choć jak sam przyznaje, nie ma pojęcia o Polsce i polskiej piłce. Trener Smuda, o którym Perquis z pewnością nawet nie słyszał, potwierdził, że środkowy obrońca wkrótce grać będzie dla naszej drużyny narodowej.

Trudno zgodzić się z opinią kolejnego kandydata do biało-czerwonej koszulki, Alana Stulina: - Urodziłem się w Polsce i uważam, że zawodnik tam gdzie się urodził, to w tym kraju powinien grać i ten kraj reprezentować - uważa gracz FC Kaiserslautern. Tymczasem absolutnie kluczowa wydaje być się kwestia wychowania i ukształtowania piłkarskiego. Niemcy i Francuzi, choć posiadają w kadrach wielu graczy obcego pochodzenia, wszystkich reprezentantów doprowadzili do wysokiego poziomu w swoich krajach. My natomiast pod wodzą skauta Chorążyka chcemy dostać zawodnika gotowego do międzynarodowych występów bez wydania na rozwój jego kariery jakichkolwiek środków. Z polską piłką, nim trafili do reprezentacji bardziej od Obraniaka czy Perquisa związani byli Emmanuel Olisadebe i Roger Guerreiro, którzy wypromowali się i wznieśli się na wyżyny swoich umiejętności w Warszawie przy Konwiktorskiej i Łazienkowskiej, trenując wraz z polskimi piłkarzami pod okiem polskich szkoleniowców.

Wciąż wahają się, a raczej kalkują, że nie mają szans na reprezentowanie Niemiec, Sebastian Tyrała i Sebastian Boenisch. Ci przynajmniej urodzili się na terytorium Polski i mają polskich rodziców, podobnie jak Adam Matuszczyk. 21-latek z Kolonii to wyjątek wśród graczy niespodziewanie związujących się z polską drużyną narodową. - Od początku wiedziałem, że będę grać w reprezentacji Polski. Postanowiłem tak, mając 15 lat, to jest decyzja ostateczna i nikt nie będzie w stanie jej zmienić. Nikt! Serca się nie oszuka - stwierdził urodzony w Gliwicach pomocnik. Za podobny przykład, niestety jeden z nielicznych, posłużyć może Ebi Smolarek, którego związki z krajem znad Wisły są ewidentne, choć 29-letni napastnik umiejętności nabywał we Frankfurcie i w Rotterdamie...

Wojny toczone o piłkarzy stają się powoli żałosnym widowiskiem. Gdy któryś z zawodników z polskimi korzeniami wychowany za granicą nie decyduje się na grę dla Polski, powszechnie uważa się, iż "straciliśmy kolejnego świetnego gracza" - tak było w przypadku Lukasa Podolskiego i Martina Kobylańskiego (z powodu namów z obu obozów decyzję zmieniał niemal z dnia na dzień i wciąż gościnnie występuje w polskiej młodzieżówce!). Nie da się ukryć, że ostro rywalizują też Niemcy, między innymi z Turcją o Mesuta Oezila. Nasi zachodni sąsiedzi mieli jednak ku temu solidne podstawy - 21-letni gwiazdor mundialu całe dotychczasowe życie spędził w Zagłębiu Ruhry i Bremie.

Zawodników do reprezentowania Polski zachęca nie tylko pokusa występów na arenie międzynarodowej, ale również, jak się okazuje, ich pracodawcy. - Reguła jest taka: im mniejszy klub, tym większa duma, że jego piłkarz gra w reprezentacji. To, że chodzi o reprezentację Polski, w niczym poczucia dumy nie umniejsza - objaśnia Chorążyk, wskazując kto dodatkowo mógłby skłonić piłkarza do zmiany barw... reprezentacyjnych. Idąc tym tropem wkrótce może się okazać, że najskuteczniejszą metodą jest zapłacenie piłkarzowi, by grał dla naszej reprezentacji. Ideę tę bezskutecznie przed kilkoma laty próbowali wprowadzić w życie szejkowie z Kataru, ale być może powiedzie się skautom znad Wisły? Zadać należy pytanie, czy warto i wypada naturalizować graczy mających z Polską, co oczywiste, wspólnego bardzo niewiele.

Przedstawione zjawisko wydaje być się zarówno nieuczciwe, jak i niehonorowe. Nieuczciwe, bo naturalizowanych zawodników piłkarskiego rzemiosła nauczyli cudzoziemcy, wydając na ich rozwój niemałe pieniądze. Nieuczciwe również z tego względu, że zazwyczaj opiera się ono na zimnym bilansie zysków i strat czynionym przez piłkarzy, nagle przypominających sobie o wyimaginowanym związku emocjonalnym z krajem przodków. Niehonorowa z kolei - bo dlaczego kraj z tak ogromnym potencjałem i wielkimi aspiracjami jak Polska nie jest w stanie wytrenować do poziomu odpowiadającego standardom Europy Zachodniej chociażby kilkunastu graczy. Ewentualne sukcesy biało-czerwonych w składzie z przyszywanymi Polakami byłyby niepełne, pozostawiające niedosyt i bez wątpienia stanowiłyby klęskę polskiego systemu szkolenia i polskiej myśli trenerskiej. Dlatego wychowujmy, a nie kombinujmy!

Źródło artykułu: