Festiwal nieskuteczności - relacja z meczu Górnik Łęczna - GKS Katowice

Starcie drużyn, które przed sezonem zaliczano do grona faworytów nie poraziło widowiskowością. Uświadomiło raczej, że obu zespołom wiele do czołówki brakuje, a gospodarze wciąż mają olbrzymie problemy z wykorzystaniem idealnych okazji do strzelenia gola.

Od pierwszych minut rywalizacja toczyła się pod dyktando Górnika. Wyraźna przewaga nie przekładała się jednak na sytuacje podbramkowe. Marazm przerwała niezła kontra zielono-czarnych w 9. minucie. Sławomir Nazaruk świetnie podał do Adriana Paluchowskiego, który dał się ubiec Mateuszowi Niechciałowi niczym junior.

23-latek wyraźnie nie chciał skrzywdzić gości. 180 sekund później znów miał świetną okazję i fatalnie ją zmarnował. Również strzały Dejana Miloseskiego z rzutów wolnych nie sprawiały wielu kłopotów Jackowi Gorczycy. Często do drugiej linii cofał się Tomas Pesir, jednak nie przynosiło to pozytywnego rezultatu.

Katowiczanie nie potrafili wykorzystać ewidentnych błędów przeciwnika w defensywie. Wykonanie stałych fragmentów gry także pozostawiało wiele do życzenia. Najbliżsi powodzenia goście byli w 25. minucie, kiedy strzał Pawła Olkowskiego po rykoszecie minimalnie minął słupek.

Wspomniany Olkowski opuścił boisko już po dwóch kwadransach, gdyż miał na koncie żółtą kartkę. W poprzednim meczu został ukarany czerwoną i teraz trener Dariusz Fornalak nie zamierzał ryzykować osłabienia swojej drużyny. Jego miejsce zajął Mateusz Sroka.

Kolejne fragmenty gry brutalnie uświadomiły kibicom, że obie jedenastki nieprędko będą należeć do czołówki I ligi. Podania - a właściwie przerzuty piłki - z pominięciem środkowej linii i spory chaos to przed długi czas była smutna norma.

Skuteczność gości dobrze obrazuje strzał Przemysława Pitrego z 46. minuty. Napastnik kopnął tak, że piłka wylądowała za... linią boczną. Chwilę później mocniej zabiły serca kibicom GKS. Jacek Kowalczyk sfaulował Paluchowskiego tuż przed szesnastką, za co sędzia ukarał go drugą żółtą kartką! Gospodarze jednak tradycyjnie zmarnowali rzut wolny, tym razem uczynił to Zasada.

Goście, choć osłabieni, nie zamierzali murować bramki i czekać na ostatni gwizdek sędziego. Raz po raz lewą stroną boiska szarżował Grzegorz Goncerz, wyraźnie szybszy od Daniela Bożkowa. Mimo to partnerzy nie wykorzystywali jego podań.

GKS w końcu postawił na defensywę i zemściło się to. W 65. minucie idealną okazję miał Tomas Pesir i trafił prosto w Gorczycę. Lepszą celnością wykazał się Nazaruk, skutecznie dobijając strzał kolegi.

W ostatnich minutach arbiter ukarał jeszcze kilku piłkarzy żółtymi kartkami. Mimo że spotkanie nie było brutalne aż dziesięciokrotnie sięgał on do kieszeni.

Katowiczanie, grający właściwie w dziewięciu - w końcówce kulał Przemysław Pitry a limit zmian już wykorzystano, nie potrafili odwrócić losów rywalizacji. Już w doliczonym czasie Nildo przegrał pojedynek sam na sam z... pustą bramką i trafił w słupek, a w kolejnej sytuacji skierował futbolówkę do siatki ręką.

Górnik Łęczna - GKS Katowice 1:0 (0:0)

1:0 - Nazaruk 65'

Składy:

Górnik Łęczna: Prusak - Zasada, Sołdecki, Wallace, Bożkow - Paluchowski (84' Kazimierczak), Miloseski (80' Niżnik), Bartoszewicz, Nazaruk (72' Zuber) - Nildo, Pesir.

GKS Katowice: Gorczyca - Niechciał, Kowalczyk, Napierała, Olkowski (31' Sroka) - Goncerz, Hołota, Plewnia, Piechniak (75' Sobotka) - Pitry, Kaliciak (54' Cholerzyński).

Żółte kartki: Bartoszewicz, Bożkow, Nazaruk, Wallace (Górnik) oraz Goncerz, Kowalczyk, Olkowski, Pitry, Plewnia (GKS).

Czerwona kartka: Kowalczyk /50' za drugą żółtą/ (Zabrze).

Sędzia: Rafał Greń (Rzeszów).

Widzów: 1500 (gości: 350).

Najlepszy piłkarz Górnika: Sławomir Nazaruk.

Najlepszy piłkarz GKS: Grzegorz Goncerz.

Piłkarz meczu: Sławomir Nazaruk.

Źródło artykułu: